Pamiętnik znaleziony w Sanie
Motto:
Do miejsc tak dobrze znanych już ,
Gdzie buki szumem wznoszą modły,
Znając tęsknotę w naszych sercach
Dobre Anioły nas przywiodły.
Stopa za stopą , krok za krokiem,
-tu kamień, korzeń, dotyk traw,
wyrównać oddech, poprawić plecak,
zostawić z tyłu balast spraw.
A tam daleko nad połoniną,
Błyska i chmury ciężarne deszczem.
Może się uda zejść ze szlaku
I nie zmokniemy tym razem jeszcze.
A dłonie dolin takie czułe,
Ścianami zboczy schodzą miękko.
W potokach niebo się odbija,
Wąską niebieści się tasiemką.
W. Kwinto- Koczan (WUKA)
Nie dziwi chyba, że w motcie umieściłem wiersz WUKI, w dodatku wiersz pt. „Wędrówka”. Wiersze WUKI są tak do bólu bieszczadzko prawdziwe, tak anielsko natchnione. Nie raz czułem powiew skrzydeł bosonogich aniołów, które szczęśliwie przeprowadziły mnie przez Bieszczad, podtrzymując, kiedy boso przedzierałem się przez San po śliskich kamieniach, kiedy wchodziłem na niemal pionową skałę kamieniołomu w poszukiwaniu geocache’owego skarbu, kiedy bez zastanowienia sięgałem po grzyby w gęstej, nagrzanej słońcem trawie, gdzie być może tuż obok wygrzewała się zygzakowata. I kiedy z fizycznego i alkoholowego wysiłku moje nadciśnienie rozsadzało czaszkę .I na wszystkich bieszczadzkich ścieżkach.
Rozdział I.
Z Torunia do Warszawy jechałem jak zawsze pociągiem. W podróży nic ciekawego. Jak zwykle całą drogę spędziłem stojąc w oknie ze słuchawkami na uszach. O ósmej rano dojechałem na dworzec Warszawa Zachodnia, gdzie odebrać miał mnie Stały Bywalec. Tym razem SB nie wiózł mnie bezinteresownie, jak zwykł to czynić dotychczas. Teraz miałem niezwykle odpowiedzialne zadanie opieki nad jego kotem Sabinkiem, żeby w sposób zbyt natrętny nie próbował Bywalcowi pomagać w prowadzeniu samochody, np. wskakując na głowę, lub wchodząc pod nogi.
Sabinek to bieszczadnik pełną kocią gębą, przywieziony latoś z Zajazdu pod Caryńską w UG. Miał być Sabinką, ale po bliższych badaniach okazał się kocurkiem. Pięknym czarnym kocim facetem. Teraz po raz pierwszy od przyjazdu do Warszawy jechał w swoje rodzinne strony.
W ogóle sposób transportu kota był nieskomplikowany i nie absorbujący, wymagał zatrudnienie jedynie trzech osób. Mianowicie- na dworzec SB przyjechał z żoną Gosią, tam ja przejąłem kota, odwieźliśmy Gosię do domu i pojechaliśmy do Radomia po Ryśka. W drodze powrotnej to on będzie opiekował się Sabinkiem aż do Radomia, dokąd przyjedzie Gosia i przejmie jego obowiązki. Nawet, powodowany bezinteresowną chęcią pomocy, zaofiarowałem się, że również w drodze powrotnej zaopiekuję się kotem. Wystarczyło by, żeby SB opłacił mi jeszcze tydzień pobytu. Jednakże Kaziu odrzucił moją jakże atrakcyjną propozycję, woląc angażować żonę.
Z początku kot zachowywał się bardzo niespokojnie, był niemal przerażony tym, co z nim robią. Wyrywał się do Kazia; nieraz bywało, że dwiema rękami trzymałem kota, a trzecią piłem piwo. A gdy brakowało trzeciej ręki wkładałem puszkę z piwem pomiędzy nogi, do momentu, aż wyrywający się Sabinek nie wylał mi jej, pięknie zalewając moje obszary strategiczne. Na szczęcie było ciepło i kiedy dojechaliśmy do Sękowca nie wyglądałem już jakbym się obsikał. Zresztą w połowie mniej więcej podróży zmęczony Sabinek usnął i wszyscy mieliśmy spokój.
Na razie jesteśmy w Radomiu. Dosiada się Rysiu, wieloletni przyjaciel Stałego Bywalca. Rysia poznałem dwa lata temu, również w Sękowcu. Przed rokiem z przyczyn osobistych nie mógł do nas dołączyć. Jest to przesympatyczny pan o gołębim sercu, łagodnym, budzącym zaufanie głosie kaznodziei, lecz przy kielichu potrafi siarczyście zakląć, dać celną ripostę, lub opowiedzieć sprośmy dowcip. Wszystkich w koło nawraca na słuchanie radia, które również mnie jest bliskie, ale tylko geograficznie. Chodzi bowiem o te słynne radio z Torunia. Z tego tez powodu Wojtek1121 ochrzcił Rysia Ojcem Prowadzącym, Rysiowi zaś, który ma świetne poczucie humoru bardzo się to spodobało. Po biesiadnych kolacjach w domku nr 1 sprowadzałem Rysia po stromych stopniach Ośrodka w Sękowcu. Zazwyczaj bowiem SB wychodził wcześniej (na usprawiedliwienie napiszę, że często powodem tego był fakt, że następnego dnia Kaziu robił za kierowcę). Łącząc te dwie okoliczności wymyśliłem, że za dnia Rysiu jest Ojcem Prowadzącym , wieczorem zaś Ojcem Sprowadzanym.
Tymczasem, wykorzystując fakt, że teraz do telefonów wyposażonych w MP3 dodają specjalne głośniczki zaproponowałem muzyczkę. I jak się okazało trafiłem w gust obu panów.
I tak od Wolnej Grupy Bukowiny do sklepu z piwem, od Silnej Grupy Pod Wezwaniem do postoju na siusiu pomknęliśmy na południowy wschód, by już około 17-ej zameldować się w Ośrodku Wczasowym Sękowiec.
Zakładki