"A ciśnienie mam bodaj większe od Wojtka"
Piskalu, czytanie tego pamiętnika jak i Twoich poprzednich relacji, to prawdziwa przyjemność. Ale, na miłość Bieszczadów! Czy Ty zacząłeś wreszcie to nadciśnienie leczyć?
"A ciśnienie mam bodaj większe od Wojtka"
Piskalu, czytanie tego pamiętnika jak i Twoich poprzednich relacji, to prawdziwa przyjemność. Ale, na miłość Bieszczadów! Czy Ty zacząłeś wreszcie to nadciśnienie leczyć?
"Zacząlem. Ale przerwałem"
A ja zaczęłam czytać Twoje pamiętniki i nie zamierzam przerywać. Stąd zależy mi, abyś zdrowy śmigał po Biesach, a potem pis(k)ał i pis(k)ał, ku uciesze wielu.
Pisz Piskalu pisz...
"niech będą błogosławione wszystkie drogi proste, krzywe, dookolne…"
http://takiewedrowanie.blogspot.com/
Piękny opis Krywego-gratulacje.... i dalej,dalej Piskalu.Lubisz jak Cię tak wszyscy proszą,co?
WUKA
www.wukowiersze.pl
Już się nie gniewaj za to Tyskie, tylko pisz.....
pozdrawiam
bertrand236
Rozdział VII
Z udawaną przykrością stwierdzam, że żmije wyhodowałem na swoim dużym brzuchu. Począwszy od naszego pana Prezydenta, na Basi, szefowej ośrodka skończywszy. Pozapraszałem ich na swoje kolacje no i gdy przyszła pierwsza dogrywka drugiej części ósmego KIMB-u, kogo desygnowano do pieczenia karkówek? No właśnie.
Tak naprawdę, to bardzo lubię czasami pokucharzyć jak mam dla kogo. Manio grał na gitarze, Wojtek 1121 polewał wódkę, inni pili piwo i się bawili, a ja walczyłem po ciemku z karkówkami, bo ogień z ogniska tylko oślepiał. Dopiero później Basia przyszła z jakąś latarką.
Ale na razie jedziemy w czwórkę- Andrzej 621, Wojtek Myśliwiec, Jurko i ja do Wetliny po Magdę, żonę Andrzeja. Nie mogłem odpuścić okazji, żeby Wojtek spojrzał na połoniny z przełęczy wyżnej. My przy okazji robimy zakupy i namawiamy Andrzeja na podróż do Cisnej do Rysia Szocińskiego i na obowiązkowy Leżajsk do Siekierezady. Jurko odłączył sie w Wetlinie i przez przełęcz Orłowicza wrócił do Sękowca. Magdy początkowo się „bałem”. W tym sensie, że nie wiedziałem jak się zachować, zwłaszcza że Magda na wstępie powiedziała, że gór nie lubi, bo Andrzej przegonił ją po Pirenajach i ma dość. Nawet butów do chodzenia po górach na wszelki wypadek nie wzięła. Skończyły się rubaszne żarty a pozostała zwyczajowa uprzejmość. Dystans nas dzielący stopniał bardzo szybko, myślę, że w Siekierezadzie, gdzie Magda zamówiła placki ziemniaczane, jej ulubioną potrawę. Również moją ulubioną, i moje popisowe danie. Zanim dojechaliśmy do Sękowca już wszyscy byliśmy na „TY”. O Magdzie nie będę zresztą tutaj się rozpisywał, z wyjątkiem suchej faktografii, nie wiem, czy życzyła by sobie tego. Lub Andrzej. Odsyłam raczej do jej postu (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=5340&page=4). Gdy żegnaliśmy się przed ich wyjazdem do Francji serdeczność między nami aż prawie można było dotknąć. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Z Cisnej pojechaliśmy do Majdnu na stację, tam spędziliśmy trochę czasu, gdybyśmy trafili na kolejkę, to opisywałbym też przejażczkę kolejką bieszczadzką. Niestety spóźniliśmy się. W drodze powrotnej zajechaliśmy jeszcze do galerii prowadzonej przez Mirka Nadolnego, który szefował kiedyś w Cieniu PRL-u w Dołżycy. Mirka niestety nie spotkałem. Dowiedziałem się za to, że w Cieniu PRL-u funkcjonuje teraz tylko noclegownia. Szkoda tego miejsca. Wielka szkoda.
Wetlina, Cisna, to czemu nie Ustrzyki Górne? Czasu mieliśmy dosyć. Pojechaliśmy zatem prosto do Zajazdu pod Caryńską. Tam spotkanie z Sebastianem, a także z Tarniną, Maniem i jego gitarą, którzy wybierali się na KIMB. Andrzej postawił nam obiad (dla Magdy placki !) i wpadł na pomysł, żeby udać się jeszcze do Wołosatego na przejażdżkę bryczką. Na miejscu okazało się, że konie są już zajeżdżone i dzisiaj nic z tego. Myślę, że to panowie powożący bardziej chcieli się już urwać z pracy. Tak czy inaczej wróciliśmy do ZpC. Ponowne spotkanie z Tarniną i Maniem, upewniłem się, że będą nocować w domku nr 1, muszę więc zrobić porządek na piętrze, bo to tej pory tak to wyglądało, że ja spałem na jednym łóżku a na pozostałych dwóch mój plecak i moje rzeczy.
Strasznie „szarpany” jest ten dzisiejszy rozdział, ale tego dnia rzucało nas z miejsca na miejsce. Wymyśliłem, żeby zajechać jeszcze do Smolnika pod cerkiew, jedną z najpiękniejszych, a jak do Smolnika, to również pod cerkiew w Chmielu. I tak marudząc do Sękowca dojechaliśmy równo z Tarniną i Maniem (a tam, na piętrze bałagan! ). Zaofiarowałem swoją pomoc przy przenoszeniu rzeczy Maniowych z naciskiem na gitarę. Tarnina wtedy stwierdziła, że Manio prędzej ją by oddał, niż gitarę. „Dobra”- ja na to- „biorę, co dają”. Na to z kolei zaprotestowała Tarnina.
Zresztą niedaleka przyszłość miała pokazać, że nie miała racji. Nie z tym, że zaprotestowała, tylko z gitarą...
Cdn. rozdziału VII nastąpi.
Witaj Gawędziarzu!
Mam do ciebie jedno pytanie. Musisz sie cofnąć kilka dni w swojej opowieści. Chodzi mi o Hulskie. Też tam próbowałem dojść we wrześniu. Przekroczyłem San, podszedłem do ruin młyna i poszedłem ścieżką w stronę Hulskiego mając potok po prawej stronie. Doszedłem do prowizorycznego płotu z napisem, że .... Zawróciłem i po tej stronie Sanu dzedłem do Sękowca. W którym miejscy skręciłeś w stronę Rylego?
Pozdrawiam
bertrand236
Bertrandzie, nie dochodziliśmy do wsi Hulskie. Ścieżka, którą szliśmy idzie od Zatwarnicy za potokiem wzdłuż Sanu, potem skręca w lewo takim ostrym łukiemi i schodzi w dół, już równolegle do potoku (potok po prawej ręce) i po obniżeniu się od tej ścieżki odbija ścieżka w prawo, świeżo oznakowana, znaki niebieskie. Przechodzisz przez potok i walisz prosto w górę w kierunku Rylego. Bez tych znaków pewnie bym na nią nie trafił, ledwie widoczna. Dwa lata temu szedłem w odwrotnym kierunku a ten teren, co wiesz, nie był jeszcze ogrodzony.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki