Rozdział XVI


O dziewiątej rano zeszliśmy do samochodu Wojtka 1121, zebrał się komitet pożegnalny w składzie: Basia, Ula, Stały Bywalec, Ojciec Prowadzący, Paweł i Darek. Kilka żartów na drogę, buziaki z paniami i miśki z panami, i w drogę. Czułem się nieswojo, dwa tygodnie, a jednak za mało. Pojechaliśmy z Wojtkiem najpierw w stronę Rajskiego, po raz kolejny tą drogą. Potem na Bukowiec, Wołkowyję, Polańczyk, Średnią Wieś, wreszcie Lesko i Sanok, a z każdym kilometrem, z każdą chwilą oddalaliśmy się od ukochanych Bieszczadów.
Wojtek prowadził pewnie, miał dobrą średnią, gnaliśmy więc bez większych komplikacji. Po drodze wyglądałem sarenek, czyli młodych dziewcząt, na których można by na chwilę zwiesić wzrok.
Wojtek co chwilę pytał:
-To sarenka? Czy łania? A ta?-Bardzo mu się to porównanie spodobało.- A tamta?-pytał wykazując na jakąś starszą babkę.
-To klempa- odpowiadałem, nie rozumiejąc, dlaczego nazwa samicy sympatycznego skądinąd zwierza przybrała tak pejoratywne znaczenie.
Wreszcie gdzieś, chyba w Brzozowie, Wojtek pokazał niewiastę wyjątkowo rozlazłą i brzydką. „Ja wiem, że nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak” (Shakin Dudi).
-A ta, to co, sarenka, czy klempa?
-To klempa podręcznikowa- odrzekłem, wprawiając Wojtka w wyjątkowo dobry humor.


I tak jechaliśmy do Warszawy rozmawiając o sarenkach, Bieszczadach, geocache'ach, elektronice. Bez zbędnych przerw i postojów. Rzeszów, Tarnobrzeg, Sandomierz aż wreszcie zakorkowało nas w Warszawie.
Pociąg mieliśmy o piątej i gdyby nie korek bez problemu byśmy na niego zdążyli. Nic się jednak złego nie stało, bo następny był już za godzinę.


Tymczasem zamiast pociągu podjechał tramwaj. Jeno nieco szerszy. Siedzenia po dwóch stronach, widok na przestrzał, automatyczne drzwi, żadnych przedziałów. Nie posłucham więc muzyki,tak jak lubię najbardziej- stojąc na korytarzu w oknie. Trochę czytałem, trochę rozmawiałem z Wojtkiem Wędrowcem i jakoś z Bożą pomocą dojechaliśmy tramwajem do Torunia.
Toruń przywitał nas deszczem, na peronie czekała na mnie Julia a na Wojtka tata. Zapakowaliśmy się do naszego pierdziela marki Fiesta i ruszyliśmy do Toporzyska do naszej piskalówki.


W czasie, gdy ja przez dwa tygodnie bawiłem się w kłobuka, Julia w piskalówce robiła remontową rozpierduchę. Słowem się nie przyznała do tego, nikt się nie przyznał, ani moi rodzice, ani przyjaciele, którzy jej w tym szaleństwie pomagali. Tak więc gdy wszedłem do domu natychmiast zgubiłem się na naszej ogromnej przestrzeni 37 m. kw. Ściany odmalowane, na ścianach fantazyjne, acz nie nachalne kwiatki, w kuchni płytki. Zatkało mnie i długo nie mogło odetkać. Trochę tej rozpierduchy zostawiła dla mnie, ale nic to.


Szalona ta dziewczyna w ostatni piątek znowu popisała się nie lada spontanicznością. Uparła się na wyjazd do klienta, w piątek po południu uzyskała zgodę szefa a wieczorem jechaliśmy wyładowanym po dach alkoholem (!) piętnastoletnim naszym pierdzielem do... Bielska- Białej, mało tego, pojechaliśmy do Cieszyna w zasadzie tylko po to, aby w Czechach zjeść obiad (smażeny syr, brambory a tatarska omacka), aby następnego dnia ot, tak, zajechać do Krakowa, by zostawić trzy małe skrzyneczki (też z wódką) robiąc dodatkowo prawie 200 km ekstra. I pomysleć, że ta dziewczyna ma prawo jazdy zaledwie od pół roku.
Wtedy, w Czeskim Cieszynie , słysząc polski język, dosiadł się do nas starszy jegomość, który tam mieszka i jest aktorem Teszyńskiego Divadla. Ryszard Malinowski. Grał m.in. w spektaklu „ Teszyńske niebo, cieszyńskie nebe” z piosenkami Nohavicy (http://www.youtube.com/watch?v=MvGmD8ckGS8), ale o tym wyjeździe napiszę inny razem.


Jednak, dzięki szalonej mojej Julii, raz jeszcze w tym roku mogłem być w górach...


***


Dziękuję wszystkim, którzy pojawili się w moim pamiętniku za wspaniałe towarzystwo. Dodatkowo Stałemu Bywalcowi i Wojtkowi1121za darmową podwózkę, Ojcu Prowadzącemu za zapałki (on już wie, o co chodzi), ,Pastorowi za zaproszenie, z pewnością z niego skorzystam, gdy będę dłużej w Krakowie niż pół godziny oraz Basi, za całe serce i specjalne traktowanie nie tylko podczas tego pobytu.


No i wam wszystkim, którzy przebrnęli, z trudem, bo z trudem, przez ten pamiętnik.


Ach, kiedy będę mógł napisać następny...