Asiczko -
dzięki za fotki z Bukowego Berda, zawsze mnie zachwyca oglądanie tych miejsc ze zdjęć, bowiem mam taką jedną przypadłość, która nie pozwala mi tego oglądać naocznie. Dlaczego? Po prostu, jakiś bies mi nie znany (złośliwości pełny) lubi mi dokuczyć bardzo i zawsze, gdy wybieram się na Bukowe Berdo zasnuwa go mgłą totalną (taką z widocznością do 3, 4 metrów) w najlepszym razie. O ulewach, oberwaniach chmury nie wspominam. W całej mej bieszczadzkiej "karierze", taka aura zawsze towarzyszyła moim wędrówką po owym Berdzie. Recepty na to nieznalazłam, znajomi odmówili zabierania mnie w to miejsce, bo po co miałabym psuć im pogodę.
W zeszłą sobotę poraz kolejny postanowiłam spróbować, ponieważ znalalazł się "szaleniec", który uważał, iż możliwe jest przełamanie złej passy. O naiwności... w piątek pogoda się poprawiła, więc w sobotę Bukowe... wspomnę tylko, że osoby, które tego dni były na Rozsypańcu lub Rawkach widziały słońce, a w niedziele było poprawa pogody...a ja poraz kolejny w mgle i mżawce "podziwiałam" uroki... Choć była pewna odmiana, spotkałyśmy tylko trzy osoby (nie liczę Przełęczy), więc człapiąc się we mgle mogłyśmy przez blisko dwie godziny słuchać rykowiska.
Dla ścisłości sprawozdania dodam, że wchodziłyśmy z Pszczelin, doszłyśmy na Przełęcz i Szerokim Wierchem zeszłyśmy do Ustrzyk. Dalej miałyśmy na nogach wędrować do Wetliny, licząc na jakąś dobrą dusze, która by nas podwiozła.
Jakby ktoś znał biesa lub chmarnika odpowiedzialnego, za me mgliste pojęcie o Bukowym Berdzie, to niech mi da znać. Czas najwyższy na jakąś "poważną" rozmowę z tym osobnikiem! Tym razem czara się przebrała! ;>
Pozdrawiam
Aleksandra

ps. reszta historyjek z krótkiego, lecz bardzo intensywnego pobytu w Bieszczadzi innym razem.
ps.2 Asiczko, bardzo żałuję, że nie udało Ci się być na odpuście w Łopience, liczyłam na jakąś rozbudowaną relację.