trochę już przeterminowany ale fajny wywiad z W.Smarzowskim
całość tu: http://www.naszglos.com.pl/artykul.php?id=15
NAGRODY MNIE NIE ZMIENIĄ
Z Wojciechem Smarzowskim rozmawiała Justyna Łuczaj Salej.
Wojciech Smarzowski – reżyser, otrzymał nagrody za scenariusz i reżyserię filmu „Dom zły” na FPFF w Gdyni 2009 r. Za wcześniejszy film z 2004 r. „Wesele” otrzymał również wiele nagród, m.in. Nagrodę Specjalną Jury, Nagrodę SFP na FPFF w Gdyni, Polską Nagrodę Filmową „Orzeł” za scenariusz i reżyserię, nagrodę MFF Karlovy Vary, MFF Locarno, a w 2005 roku „Paszport” Polityki. Jest on również autorem teatrów TV (najbardziej znana „Kuracja”), teledysków („Fryderyk” 98 za teledysk „To nie był film” Myslovitz). Zajmuje się również reżyserią seriali (m.in. „Na Wspólnej”, „BrzydUla”, „Londyńczycy”) i reklam.
(...)
Czy masz projekt następnego filmu?
Oczywiście. Na „Dom zły” czekałem dwanaście lat. Nie brakuje mi pomysłów czy scenariuszy, natomiast nie chcę mówić teraz, który zrealizuję jako kolejny, bo po „Weselu” mówiłem, a wyszło inaczej.
Zarówno „Wesele” jak i „Dom zły” są osadzone w obyczajowości Podkarpacia.
W obyczajowości naszej, one tylko dzieją się na Podkarpaciu czy w Bieszczadach. Umiejscawiam akcję moich filmów na Podkarpaciu, bo pochodzę z Jedlicza. Mam sentyment do tego regionu, ale przecież te filmy nie opowiadają o ludziach z Podkarpacia. Ta sama akcja mogłaby się dziać na Mazurach albo na Śląsku. Różniłaby się szczegółami, ale w znaczeniach historia zostałaby ta sama. Wady, przywary, wartości oraz ich brak, które opisuję, są ludzkie, a nie „podkarpackie” czy „bieszczadzkie”.
Ja jednak oglądając „Wesele” czuję w nim rys okolic Krosna.
To wynika z tego, że jeżeli decyduję się umiejscowić akcję w konkretnym miejscu, to dbam o szczegóły, o uwiarygodnienie historii. Dla przykładu, konstrukcja kwestii, zdań z moich filmów zapewne została zasłyszana i wciągnięta z czasów mojego dzieciństwa.
Jeżeli chodzi o obsadę, czy to postanowienie, że pewna grupa aktorów zawsze gra w Twoich filmach?
Nie ze wszystkimi, z którymi pracowałem przy „Weselu”, pracowałem przy ostatnim filmie. Pojawili się „nowi” – Robert Więckiewicz, Kinga Preis, Sławek Orzechowski. No i jest w Polsce sporo innych aktorów, z którymi chcę pracować, ale jeszcze nie znalazłem dla nich miejsca.
Teraz zapytam o „Dom zły”, którego jeszcze niestety nie widziałam.
Familijna komedia romantyczna...
Z siekierą w tle?
No, tam rzeczywiście chyba jest jakaś siekiera... Tak... Coś sobie przypominam.
Zgadłam. W jakimś wywiadzie przeczytałam, że „Dom zły” to nie komedia, nie romantyczna i nie komedia romantyczna.
Dla mnie gatunek filmu jest kompletnie nieistotny. Interesuje mnie jedynie to, czy film jest dobry, czy zły. Określenie gatunku jest potrzebne tym, którzy wkładają DVD na półki albo dystrybutorowi, żeby sprzedać film. Według najnowszych ustaleń „Dom zły” to jest thriller i tego się trzymajmy.
Kiedy będzie można zobaczyć film „Dom zły” w kinach?
Za parę dni film będzie można obejrzeć na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Potem w Tokio, festiwal klasy A, w głównym konkursie, ale to chyba dość daleko... Polska premiera filmu odbędzie 27 listopada.
Jak mógłbyś zachęcić widzów do obejrzenia swojego filmu?
Mam nadzieję, że film sprowokuje widza do zastanowienia się nad sobą i swoim życiem, ale jak to mówię, to już mi szkliwo spada z zębów, bo to takie górnolotne...
Czy wyjdą z kina z dziurą w klatce piersiowej?
No dobrze, ten film ma parę warstw, główna przeznaczona dla widza niewymagającego, oczekującego od kina rozrywki, to pełna tajemnicy, trzymająca w napięciu historia kryminalna z zaskakującą pointą. Inne warstwy, zawierające prowokacje emocjonalne i intelektualne, przeznaczone są dla widza, którego kiedyś nazwałbym „widzem wychowanym na DKF-ach”, a teraz nazwę „widzem poszukującym”.
Czy chciałbyś mieć specjalny pokaz w Krośnie ze swoim udziałem?
Nie wykluczam tego, byłoby fajnie.
Teraz może coś o technologii. Film był kręcony na kamerach cyfrowych AX1?
Po pierwsze, zdecydowałem się na tę technologię ze względu na operatora Krzysztofa Ptaka, który na nich pracuje, a ja bardzo chciałem pracować z nim. Z żadnym innym operatorem rok temu nie zdecydowałbym się na taki nośnik. Po drugie, zdecydowałem się kręcić na takich kamerach, ponieważ są czułe i nie potrzebują dużej ilości światła. Graliśmy w małych pomieszczeniach, więc było to dla mnie spore ułatwienie, ponieważ mogłem pracować na dwie kamery, w kameralnych warunkach. Zapewniły mi intymność w pracy z aktorami.
A coś z atmosfery planu filmowego „Domu złego”?
Film składa się z dwóch wątków. Jeden dzieje się jesienią, drugi w zimie. W jesieni mieliśmy sporo zdjęć nocnych i deszcz, czyli tzw. deszczownice. Bardzo szybko zrobiło się błoto, do tego stopnia, że jak się ktoś z kimś zagadał, to w trzy minuty był po pachy w grzęzawisku. Natomiast w zimie był mróz, bywało minus trzydzieści. Nawet musieliśmy wymienić aktorkę, bo nie wytrzymała zimna...
Film był kręcony w Bielance k. Gorlic, czy coś z krajobrazu kulturowego wsi weszło do filmu, np. cerkiew?
Tak, cerkiew się pojawia. Natomiast założenie mieliśmy takie, żeby plenery i obiekty z Bielanki i okolic udawały Bieszczady sprzed ponad dwudziestu lat, bo wtedy toczy się akcja filmu.
Czy pojawiają się jakieś motywy łemkowskie?
Nie. Tak naprawdę ja chciałem kręcić w Bieszczadach, ale nie znaleźliśmy takiego obiektu, który by spełniał warunki wynikające ze scenariusza. Szukaliśmy opuszczonego domu na skraju wsi, ale Bieszczady nie są już takie bezludne, w Bieszczadach jest bardzo dużo domów. Zastanawiałem się nawet, czy nie kręcić na Słowacji, bo tam są dobre plenery i przestrzenie, ale ich domy mają zupełnie inny charakter. Ostatecznie wszystkie zdjęcia odbyły się w Bielance i okolicach, oprócz kilku miejsc, które zostały nakręcone w Warszawie, a udawały powiat szczeciński, bo z tamtych okolic przyjeżdża główny bohater do tytułowego domu złego.
A jak układały się relacje z miejscowymi podczas kręcenia filmu?
Chodzi o to, czy piliśmy razem?
No, na przykład. Czy ludzie interesowali się Waszą pracą, pomagali, przeszkadzali?
Relacje były pozytywne, nikt nie przeszkadzał, kilku pomagało. Pamiętam taką sytuację, jak oświetlacze podwiesili sporych rozmiarów lampy (spacelight), świecące kule, które w nocy wyglądały jak księżyce... Wtedy dużo osób się zainteresowało i przyszło zobaczyć, bo to było widoczne z wielu kilometrów. Wyglądało bajkowo.
Arcydzieła, które Cię inspirowały?
Lubię kino czeskie i francuskie z lat sześćdziesiątych, kino amerykańskie z początku lat siedemdziesiątych. Lubię Lyncha z pierwszych filmów, Jarmuscha z pierwszych filmów, Tarantino z pierwszych filmów... Coenów, ale jak już ich ponagradzali, to nie lubię... Sporo tego, są nawet polskie tytuły, nie ma miejsca, żeby wymieniać.
Jak długo pracujesz nad scenariuszem?
Za długo... Nad „Weselem” rok, nad „Domem złym” dwa intensywne lata, chociaż pierwsza wersja powstała pod koniec lat 90.
Co to znaczy pracować intensywnie nad scenariuszem? Czy to znaczy pracować codziennie?
To jest tak, że nie można go wyrzucić z głowy jak się idzie spać.
Czy w pewnym momencie masz takie poczucie, że ten scenariusz jest zamknięty?
Nie, moje scenariusze nigdy nie są zamknięte. Film to jest proces, a scenariusz to jeden z etapów. Najpierw pisze się scenariusz, potem traci się do niego dystans i należy go oddać do analizy. Ja mam swoich „czytaczy”, którzy oceniają mi teksty, pod różnym kątem. Nie wszyscy są filmowcami – inżynier oceni scenariusz pod kątem logiki, psycholog pod kątem motywacji, ktoś inny pod kątem emocji... łącznie ok. ośmiu osób. Nie jest tak, że się z nimi wszystkimi zgadzam, ale analizuję, łapię dystans i znowu siadam do roboty. Wysyłam do producenta. A jak już myślę, że jest zamknięty, to dochodzą aktorzy, którzy każdą postać rozmieniają na drobiazgi, na detale i to się jeszcze zmienia. Ubija. Upraszcza, bo sporo rzeczy można zagrać, nie trzeba nazywać. Nie trzeba wypowiadać wszystkich kwestii.
A czy na planie dużo się zmienia?
Obiekt wymusza drobne zmiany, ale historia, przynajmniej w moim przypadku, jedynie się syntetyzuje. Na planie bywa sporo bonusów, ale mam zasadę, żeby zawsze kręcić wszystko, co jest zapisane w scenariuszu. No, bo z jakiegoś powodu praca nad nim trwała, ile trwała.
Czy przygotowujesz skrupulatny scenopis?
Nie. Zostawiam sobie szansę na pracę, lubię improwizację.
Dlaczego nie chcesz robić komedii romantycznych?
Kiedyś może zrobię, ale nie będzie łatwo znaleźć producentów, bo akcja będzie się działa w kołchozie lub PGR-rze, a wszyscy będą chodzić w walonkach...
Ale nie masz nic przeciwko robieniu seriali?
Są seriale i seriale. Te, które od czasu do czasu robię, niestety jakoś nie przypominają „Tween Peaks”. Tak czy tak, „mielonkę” (seriale) robię najlepiej jak potrafię, ale robię je wyłącznie dla pieniędzy. Tak jak reklamy. A kiedyś kładłem papę na dachu z mordercą Zoranem w Niemczech. Robiłem różne rzeczy dla pieniędzy, teraz seriale. Zarabiam na życie i po to, żeby móc się zajmować swoimi projektami autorskimi.
Mógłbyś więc robić również komedie romantyczne.
„Cztery wesela i pogrzeb” to dobry film, ale rozumiem, że masz na myśli polskie produkcje niskich lotów oraz granicę dawania ciała. Więc odpowiedź jest taka: nie. Filmu dla pieniędzy nie zrobię.
Wcześniej robiłeś „Brzydulę” teraz „Londyńczyków”, jak możesz porównać pracę przy tych serialach?
Jest podobna, bo intensywna praca z wiadomym efektem. Dużo dni na planie, poza domem, spore tempo, pot leje się po rowie.
Teraz bardziej sentymentalne pytanie, czy często wracasz do rodzinnych stron?
Za rzadko.
To znaczy jak często?
Na święta, parę razy w roku...
Czujesz się człowiekiem z Korczyny czy Jedlicza?
Z Jedlicza. Korczyna to przez przypadek, była zima stulecia, moja mama dostała się tam na porodówkę... i więcej chyba w Korczynie nie byłem.
Czujesz się związany z Krosnem?
Tak, oczywiście, największe miasto w okolicy, bez złośliwości. No i chodziłem tam do szkoły.
Co myślisz o Krośnie z perspektywy Warszawy?
Chciałbym mieszkać w Bieszczadach, tylko, że tam się niestety nie robi za dużo filmów...
A teraz ostatnie pytanie. Jak się czułeś teraz w Gdyni, odbierając tak prestiżową nagrodę?
Nagrody mile łechcą próżność, ale ja mam mocną konstrukcję i wiem, że te, które dostaję, mnie nie zmieniają, tak jak te, których nie dostanę, też mnie nie zmienią.
Zakładki