Strona 14 z 32 PierwszyPierwszy ... 4 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 24 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 131 do 140 z 315

Wątek: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

  1. #131
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    trochę już przeterminowany ale fajny wywiad z W.Smarzowskim

    całość tu: http://www.naszglos.com.pl/artykul.php?id=15

    NAGRODY MNIE NIE ZMIENIĄ
    Z Wojciechem Smarzowskim rozmawiała Justyna Łuczaj Salej.

    Wojciech Smarzowski – reżyser, otrzymał nagrody za scenariusz i reżyserię filmu „Dom zły” na FPFF w Gdyni 2009 r. Za wcześniejszy film z 2004 r. „Wesele” otrzymał również wiele nagród, m.in. Nagrodę Specjalną Jury, Nagrodę SFP na FPFF w Gdyni, Polską Nagrodę Filmową „Orzeł” za scenariusz i reżyserię, nagrodę MFF Karlovy Vary, MFF Locarno, a w 2005 roku „Paszport” Polityki. Jest on również autorem teatrów TV (najbardziej znana „Kuracja”), teledysków („Fryderyk” 98 za teledysk „To nie był film” Myslovitz). Zajmuje się również reżyserią seriali (m.in. „Na Wspólnej”, „BrzydUla”, „Londyńczycy”) i reklam.


    (...)


    Czy masz projekt następnego filmu?
    Oczywiście. Na „Dom zły” czekałem dwanaście lat. Nie brakuje mi pomysłów czy scenariuszy, natomiast nie chcę mówić teraz, który zrealizuję jako kolejny, bo po „Weselu” mówiłem, a wyszło inaczej.

    Zarówno „Wesele” jak i „Dom zły” są osadzone w obyczajowości Podkarpacia.
    W obyczajowości naszej, one tylko dzieją się na Podkarpaciu czy w Bieszczadach. Umiejscawiam akcję moich filmów na Podkarpaciu, bo pochodzę z Jedlicza. Mam sentyment do tego regionu, ale przecież te filmy nie opowiadają o ludziach z Podkarpacia. Ta sama akcja mogłaby się dziać na Mazurach albo na Śląsku. Różniłaby się szczegółami, ale w znaczeniach historia zostałaby ta sama. Wady, przywary, wartości oraz ich brak, które opisuję, są ludzkie, a nie „podkarpackie” czy „bieszczadzkie”.

    Ja jednak oglądając „Wesele” czuję w nim rys okolic Krosna.
    To wynika z tego, że jeżeli decyduję się umiejscowić akcję w konkretnym miejscu, to dbam o szczegóły, o uwiarygodnienie historii. Dla przykładu, konstrukcja kwestii, zdań z moich filmów zapewne została zasłyszana i wciągnięta z czasów mojego dzieciństwa.


    Jeżeli chodzi o obsadę, czy to postanowienie, że pewna grupa aktorów zawsze gra w Twoich filmach?
    Nie ze wszystkimi, z którymi pracowałem przy „Weselu”, pracowałem przy ostatnim filmie. Pojawili się „nowi” – Robert Więckiewicz, Kinga Preis, Sławek Orzechowski. No i jest w Polsce sporo innych aktorów, z którymi chcę pracować, ale jeszcze nie znalazłem dla nich miejsca.

    Teraz zapytam o „Dom zły”, którego jeszcze niestety nie widziałam.
    Familijna komedia romantyczna...

    Z siekierą w tle?
    No, tam rzeczywiście chyba jest jakaś siekiera... Tak... Coś sobie przypominam.

    Zgadłam. W jakimś wywiadzie przeczytałam, że „Dom zły” to nie komedia, nie romantyczna i nie komedia romantyczna.
    Dla mnie gatunek filmu jest kompletnie nieistotny. Interesuje mnie jedynie to, czy film jest dobry, czy zły. Określenie gatunku jest potrzebne tym, którzy wkładają DVD na półki albo dystrybutorowi, żeby sprzedać film. Według najnowszych ustaleń „Dom zły” to jest thriller i tego się trzymajmy.

    Kiedy będzie można zobaczyć film „Dom zły” w kinach?
    Za parę dni film będzie można obejrzeć na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Potem w Tokio, festiwal klasy A, w głównym konkursie, ale to chyba dość daleko... Polska premiera filmu odbędzie 27 listopada.

    Jak mógłbyś zachęcić widzów do obejrzenia swojego filmu?
    Mam nadzieję, że film sprowokuje widza do zastanowienia się nad sobą i swoim życiem, ale jak to mówię, to już mi szkliwo spada z zębów, bo to takie górnolotne...

    Czy wyjdą z kina z dziurą w klatce piersiowej?
    No dobrze, ten film ma parę warstw, główna przeznaczona dla widza niewymagającego, oczekującego od kina rozrywki, to pełna tajemnicy, trzymająca w napięciu historia kryminalna z zaskakującą pointą. Inne warstwy, zawierające prowokacje emocjonalne i intelektualne, przeznaczone są dla widza, którego kiedyś nazwałbym „widzem wychowanym na DKF-ach”, a teraz nazwę „widzem poszukującym”.

    Czy chciałbyś mieć specjalny pokaz w Krośnie ze swoim udziałem?
    Nie wykluczam tego, byłoby fajnie.

    Teraz może coś o technologii. Film był kręcony na kamerach cyfrowych AX1?
    Po pierwsze, zdecydowałem się na tę technologię ze względu na operatora Krzysztofa Ptaka, który na nich pracuje, a ja bardzo chciałem pracować z nim. Z żadnym innym operatorem rok temu nie zdecydowałbym się na taki nośnik. Po drugie, zdecydowałem się kręcić na takich kamerach, ponieważ są czułe i nie potrzebują dużej ilości światła. Graliśmy w małych pomieszczeniach, więc było to dla mnie spore ułatwienie, ponieważ mogłem pracować na dwie kamery, w kameralnych warunkach. Zapewniły mi intymność w pracy z aktorami.

    A coś z atmosfery planu filmowego „Domu złego”?
    Film składa się z dwóch wątków. Jeden dzieje się jesienią, drugi w zimie. W jesieni mieliśmy sporo zdjęć nocnych i deszcz, czyli tzw. deszczownice. Bardzo szybko zrobiło się błoto, do tego stopnia, że jak się ktoś z kimś zagadał, to w trzy minuty był po pachy w grzęzawisku. Natomiast w zimie był mróz, bywało minus trzydzieści. Nawet musieliśmy wymienić aktorkę, bo nie wytrzymała zimna...

    Film był kręcony w Bielance k. Gorlic, czy coś z krajobrazu kulturowego wsi weszło do filmu, np. cerkiew?
    Tak, cerkiew się pojawia. Natomiast założenie mieliśmy takie, żeby plenery i obiekty z Bielanki i okolic udawały Bieszczady sprzed ponad dwudziestu lat, bo wtedy toczy się akcja filmu.

    Czy pojawiają się jakieś motywy łemkowskie?
    Nie. Tak naprawdę ja chciałem kręcić w Bieszczadach, ale nie znaleźliśmy takiego obiektu, który by spełniał warunki wynikające ze scenariusza. Szukaliśmy opuszczonego domu na skraju wsi, ale Bieszczady nie są już takie bezludne, w Bieszczadach jest bardzo dużo domów. Zastanawiałem się nawet, czy nie kręcić na Słowacji, bo tam są dobre plenery i przestrzenie, ale ich domy mają zupełnie inny charakter. Ostatecznie wszystkie zdjęcia odbyły się w Bielance i okolicach, oprócz kilku miejsc, które zostały nakręcone w Warszawie, a udawały powiat szczeciński, bo z tamtych okolic przyjeżdża główny bohater do tytułowego domu złego.

    A jak układały się relacje z miejscowymi podczas kręcenia filmu?
    Chodzi o to, czy piliśmy razem?

    No, na przykład. Czy ludzie interesowali się Waszą pracą, pomagali, przeszkadzali?
    Relacje były pozytywne, nikt nie przeszkadzał, kilku pomagało. Pamiętam taką sytuację, jak oświetlacze podwiesili sporych rozmiarów lampy (spacelight), świecące kule, które w nocy wyglądały jak księżyce... Wtedy dużo osób się zainteresowało i przyszło zobaczyć, bo to było widoczne z wielu kilometrów. Wyglądało bajkowo.

    Arcydzieła, które Cię inspirowały?
    Lubię kino czeskie i francuskie z lat sześćdziesiątych, kino amerykańskie z początku lat siedemdziesiątych. Lubię Lyncha z pierwszych filmów, Jarmuscha z pierwszych filmów, Tarantino z pierwszych filmów... Coenów, ale jak już ich ponagradzali, to nie lubię... Sporo tego, są nawet polskie tytuły, nie ma miejsca, żeby wymieniać.

    Jak długo pracujesz nad scenariuszem?
    Za długo... Nad „Weselem” rok, nad „Domem złym” dwa intensywne lata, chociaż pierwsza wersja powstała pod koniec lat 90.

    Co to znaczy pracować intensywnie nad scenariuszem? Czy to znaczy pracować codziennie?
    To jest tak, że nie można go wyrzucić z głowy jak się idzie spać.

    Czy w pewnym momencie masz takie poczucie, że ten scenariusz jest zamknięty?
    Nie, moje scenariusze nigdy nie są zamknięte. Film to jest proces, a scenariusz to jeden z etapów. Najpierw pisze się scenariusz, potem traci się do niego dystans i należy go oddać do analizy. Ja mam swoich „czytaczy”, którzy oceniają mi teksty, pod różnym kątem. Nie wszyscy są filmowcami – inżynier oceni scenariusz pod kątem logiki, psycholog pod kątem motywacji, ktoś inny pod kątem emocji... łącznie ok. ośmiu osób. Nie jest tak, że się z nimi wszystkimi zgadzam, ale analizuję, łapię dystans i znowu siadam do roboty. Wysyłam do producenta. A jak już myślę, że jest zamknięty, to dochodzą aktorzy, którzy każdą postać rozmieniają na drobiazgi, na detale i to się jeszcze zmienia. Ubija. Upraszcza, bo sporo rzeczy można zagrać, nie trzeba nazywać. Nie trzeba wypowiadać wszystkich kwestii.

    A czy na planie dużo się zmienia?
    Obiekt wymusza drobne zmiany, ale historia, przynajmniej w moim przypadku, jedynie się syntetyzuje. Na planie bywa sporo bonusów, ale mam zasadę, żeby zawsze kręcić wszystko, co jest zapisane w scenariuszu. No, bo z jakiegoś powodu praca nad nim trwała, ile trwała.

    Czy przygotowujesz skrupulatny scenopis?
    Nie. Zostawiam sobie szansę na pracę, lubię improwizację.

    Dlaczego nie chcesz robić komedii romantycznych?
    Kiedyś może zrobię, ale nie będzie łatwo znaleźć producentów, bo akcja będzie się działa w kołchozie lub PGR-rze, a wszyscy będą chodzić w walonkach...

    Ale nie masz nic przeciwko robieniu seriali?
    Są seriale i seriale. Te, które od czasu do czasu robię, niestety jakoś nie przypominają „Tween Peaks”. Tak czy tak, „mielonkę” (seriale) robię najlepiej jak potrafię, ale robię je wyłącznie dla pieniędzy. Tak jak reklamy. A kiedyś kładłem papę na dachu z mordercą Zoranem w Niemczech. Robiłem różne rzeczy dla pieniędzy, teraz seriale. Zarabiam na życie i po to, żeby móc się zajmować swoimi projektami autorskimi.

    Mógłbyś więc robić również komedie romantyczne.
    „Cztery wesela i pogrzeb” to dobry film, ale rozumiem, że masz na myśli polskie produkcje niskich lotów oraz granicę dawania ciała. Więc odpowiedź jest taka: nie. Filmu dla pieniędzy nie zrobię.

    Wcześniej robiłeś „Brzydulę” teraz „Londyńczyków”, jak możesz porównać pracę przy tych serialach?
    Jest podobna, bo intensywna praca z wiadomym efektem. Dużo dni na planie, poza domem, spore tempo, pot leje się po rowie.

    Teraz bardziej sentymentalne pytanie, czy często wracasz do rodzinnych stron?
    Za rzadko.


    To znaczy jak często?
    Na święta, parę razy w roku...

    Czujesz się człowiekiem z Korczyny czy Jedlicza?
    Z Jedlicza. Korczyna to przez przypadek, była zima stulecia, moja mama dostała się tam na porodówkę... i więcej chyba w Korczynie nie byłem.

    Czujesz się związany z Krosnem?
    Tak, oczywiście, największe miasto w okolicy, bez złośliwości. No i chodziłem tam do szkoły.

    Co myślisz o Krośnie z perspektywy Warszawy?
    Chciałbym mieszkać w Bieszczadach, tylko, że tam się niestety nie robi za dużo filmów...

    A teraz ostatnie pytanie. Jak się czułeś teraz w Gdyni, odbierając tak prestiżową nagrodę?
    Nagrody mile łechcą próżność, ale ja mam mocną konstrukcję i wiem, że te, które dostaję, mnie nie zmieniają, tak jak te, których nie dostanę, też mnie nie zmienią.




  2. #132
    Bieszczadnik Awatar komisaRz von Ryba
    Na forum od
    05.2008
    Rodem z
    dziki wschód
    Postów
    1,168

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    TVN TURBO "Pojechany łikend" odcinek poswiecony Podkarpaciu (chyba cały tydzień będzie powtarzany) wiec i o Bieszczadach kilka słów.

  3. #133
    Bieszczadnik Awatar Marcin
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Zagórz
    Postów
    1,218

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    Wino truskawkowe
    w końcu (niestety) pooglądałem... Reżyser i Stasiuk próbowali zrobić fajny film na podstawie... wyszła kupa. Skrzyżowanie serialu Ranczo i Przystanku Alaska.(,) Ale/i sens ucieka gdzieś bokami. Tylko forma próbuje nadrabiać... Jednak jak tu spie...ić zdjęcia w pięknym Beskidzie Niskim mając helikopter i kręcąc tak długo (około 4 lat). W opowieściach Galicyjskich nie ma głównego bohatera jest portret zbiorowy mieszkańców Beskidu Niskiego. W winie truskawkowym zaryzykowano i stworzono głównego bohatera. Aktorzy są mało wiarygodni. Atletycznie zbudowany główny bohater nie pasuje do statystów (się czepiam... miał zagrać Stasiuka to musiał jakoś wyglądać). Statyści to najlepsi aktorzy w tym filmie bo są rodem stamtąd i ich gra mówi jedno: dali pieniądze, kazali siedzieć w barze... fajnie tylko żeby się nie rozmyślili – to było najbardziej naturalne w tym filmie. Jaśliska wcale tak dużego baru nie mają i wcale tak dużo osób tam nie siedzi jak to pokazują w filmie nawet wybór asortymentu jest o wiele skromniejszy nawet w chwili obecnej. Jest to kolejny film w 2009 r. którego akcja toczy się w południowo wschodniej Polsce, ukazujący prowincjonalny alkoholizm w mocno przerysowanej formie. Wygląda też na to że ten alkoholizm jest naszym atutem bo...: czas płynie wolniej, ludzie są szczersi i bardziej ludzcy itd... ech ci artyści.... Scenariusz całkowicie poprzestawiany w stosunku do prozy i trzeba najpierw przeczytać Opowieści Galicyjskie żeby wiedzieć o co chodzi z rzeźnikiem Kościejnym, cyganem Zalatywojem i Babką, która została zmarginalizowana, a moim zdaniem powinna stać się centralną osobą tej sagi. Aby wyczaić wszystkie motywy w tej książce trzeba przeczytać ją parę razy, albo raz i do tego to coś http://www.wojcieszak.ovh.org/opowiesci.html może trochę rozjaśni niektóre wątki, a na pewno wątek rodzinny...
    To nie pierwszy film na podstawie prozy Stasiuka. Pierwszy to „Gnoje” na podstawie (okrzykniętej książką pokoleniową) „Białego kruka”. Całkiem fajnie to wyszło. Chociaż nie jest to arcydzieło kina, to nie ma tam takiego nadęcia jak w „Winie truskawkowym” i całkiem przyjemnie się to ogląda (skromny, ale z pazurem). Sama ścieżka dźwiękowa kapeli „Jak wolność to wolność” jest słuchana przeze mnie do tej pory. Wracając do Wina... Ten film to następny smutny przykład adaptacji dobrej powieści na potrzeby filmu... Nic tylko powiedzieć kolejny raz: książka jednak jest lepsza. I nawet muzyka Lorenca nie pomogła.

    Ps. Przepraszam... jedna rola wpada w oko... Marian Dziędziel ma urodę Himilsbaha i chyba zobaczymy go jeszcze w nie jednym filmie Smarzowskiego

  4. #134
    Bieszczadnik Awatar sarmata
    Na forum od
    03.2008
    Postów
    117

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    A ja dziś rano do kawki zobaczyłem "Wesołych Świąt":

    Dwóch gości jedzie z choinkami do Warszawy, każdy ma jednak jeszcze jakiś inny cel...
    Morał z filmu? - najlepiej w Bieszczadach!

    http://www.youtube.com/watch?v=tnyf7...eature=related

    W opowiadaniu Jerzego Janickiego jest więcej miejsca poświęconego na przygotowanie wyjazdu i opis bohaterów, warto więc też poczytać.
    "I znów na Grenlandię wzięliśmy kurs a za nami kochany dom..."

  5. #135

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    [quote=Marcin;98600]Wino truskawkowe
    w końcu (niestety) pooglądałem... Reżyser i Stasiuk próbowali zrobić fajny film na podstawie... wyszła kupa. Skrzyżowanie serialu Ranczo i Przystanku Alaska.(,) Ale/i sens ucieka gdzieś bokami.

    Nie zgadzam się z Tobą.
    Ja ten film obejrzałam po kilkakrotnej lekturze "Opowieści galicyjskich".
    Doskonale wiedziałam kto jest kim. Ponownie wróciłam do lektury i mocno się rozczarowałam - nie filmem, lecz lekturą.
    W filmie wątki zostały pogłębione i rozwinięte; poza tym Stasiuk jako współscenarzysta filmu dodał to, czego nie napisał w książce - dodał wiele takich "smaczków", ale żeby je odkryć należy film ten obejrzeć nie jeden raz i to z negatywnym nastawieniem.
    Świetne role (nie tyko Dziędziela), znakomita muzyka, świetne zdjęcia.
    Reżyserowi udało się odtworzyć klimat miejsca i czasu.
    Zważ, że akcja filmu nie rozgrywa się w roku 2008, ani w 2005...
    Trzeba było zaglądnąć (za komuny) do knajpy która mieściła się w byłym Ratuszu - tam te klimaty były. I ci ludzie. Niestety knajpy już nie ma, więc trzeba było jakoś ją stworzyć - odtworzyć. No i została pokazana w filmie.
    Dla mnie ten film jest kontynuacją Opowieści galicyjskich - lepszą, pełniejszą - po prostu piękną.

  6. #136
    Bieszczadnik Awatar Marcin
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Zagórz
    Postów
    1,218

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    Cytat Zamieszczone przez dorota z krakowa Zobacz posta

    Nie zgadzam się z Tobą.
    Ja ten film obejrzałam po kilkakrotnej lekturze "Opowieści galicyjskich".
    Doskonale wiedziałam kto jest kim. Ponownie wróciłam do lektury i mocno się rozczarowałam - nie filmem, lecz lekturą.
    W filmie wątki zostały pogłębione i rozwinięte; poza tym Stasiuk jako współscenarzysta filmu dodał to, czego nie napisał w książce - dodał wiele takich "smaczków", ale żeby je odkryć należy film ten obejrzeć nie jeden raz i to z negatywnym nastawieniem.
    Świetne role (nie tyko Dziędziela), znakomita muzyka, świetne zdjęcia.
    Reżyserowi udało się odtworzyć klimat miejsca i czasu.
    Zważ, że akcja filmu nie rozgrywa się w roku 2008, ani w 2005...
    Trzeba było zaglądnąć (za komuny) do knajpy która mieściła się w byłym Ratuszu - tam te klimaty były. I ci ludzie. Niestety knajpy już nie ma, więc trzeba było jakoś ją stworzyć - odtworzyć. No i została pokazana w filmie.
    Dla mnie ten film jest kontynuacją Opowieści galicyjskich - lepszą, pełniejszą - po prostu piękną.
    masz prawo do tego...
    kluczem sukcesu opowieści galicyjskich jest język tej książki... trudno przerobić tą opowieść na obraz. Na przykład:

    Mam niejasne przeczucie, że system, którego daleką filią był Józkowy PGR, rozpadł się nie dzięki sprzeciwowi nielicznych, sublimujących cnotę, prawdę, uczciwość. Te wartości są, i owszem, piękne, lecz zbyt abstrakcyjne i nie wystarczające do skonstruowania żywej egzystencji. Logiczna, mechaniczna i tez abstrakcyjna struktura systemu rozpadła się w drobny mak, bo żył w niej Józek, jego bracia i siostry, legion wydziedziczonych i uwolnionych od uciążliwych nakazów moralności, religii i pamięci. Oddani instynktom, wsłuchani w zachęcające pomrukiwania natury stanowili masę, której nie mogła zamknąć najprzemyślniejsza struktura.
    Uważam że film ten był ograniczony przez niemożliwość oddania tekstu.
    Dodatkowo zbyt współcześni byli ci aktorzy... I mieli już jakąś twarz filmową: Radziwiłowicz (Zawsze w nim będę widział "Człowieka z marmuru"), Stuhr (komediant), Macháček (Samotni)... jakby to byli nie znani aktorzy, bez charakterystycznych dla siebie manier, tacy zwyczajni... może by coś z tego było.
    Smaczkiem niezrozumiałym dla mnie do końca jest motyw tej dziewczynki co się pojawia na końcu filmu koło lipy.
    Ostatnio edytowane przez Marcin ; 08-04-2010 o 19:39

  7. #137
    Bieszczadnik
    Na forum od
    06.2006
    Rodem z
    Wielkopolska
    Postów
    23

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    Cytat Zamieszczone przez Marcin Zobacz posta
    Smaczkiem niezrozumiałym dla mnie do końca jest motyw tej dziewczynki co się pojawia na końcu filmu koło lipy.
    Film oglądałem już jakiś czas temu i mogę się mylić, ale wydaje mi się, że ta dziewczynka to córka głównego bohatera-policjanta, która zmarła(?) lub którą zostawił w Warszawie.

  8. #138
    Bieszczadnik Awatar szymon magurycz
    Na forum od
    02.2008
    Rodem z
    Nowica/Beskid Niski
    Postów
    368

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    Doroto
    ja zaś nie zgodzę się z Tobą, jakoś do czytania (zwłaszcza starej już) prozy Świni nie jest mi potrzebny film, film co najmniej, wedle mnie, przeciętny, podczas kiedy kiedy proza, na bazie której powstał jest nieporównanie lepsza.
    "Reżyserowi udało się odtworzyć klimat miejsca i czasu"... czyżby?... mieszkam tu, w Niskim, od wielu lat, w Jaśliskach pierwszy raz byłem 25 lat temu i jakoś umiarkowanie pasuje mi to odtworzenie.

  9. #139

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    Cytat Zamieszczone przez szymon magurycz Zobacz posta
    Doroto
    ja zaś nie zgodzę się z Tobą, jakoś do czytania (zwłaszcza starej już) prozy Świni nie jest mi potrzebny film, film co najmniej, wedle mnie, przeciętny, podczas kiedy kiedy proza, na bazie której powstał jest nieporównanie lepsza.
    "Reżyserowi udało się odtworzyć klimat miejsca i czasu"... czyżby?... mieszkam tu, w Niskim, od wielu lat, w Jaśliskach pierwszy raz byłem 25 lat temu i jakoś umiarkowanie pasuje mi to odtworzenie.
    Mi natomiast pasuje to odtworzenie, a sam film to najlepsza ekranizacja Stasiuka (jedna z dwóch, nie licząc teatru TV) - bo np. "Gnoji" (ekranizacja "Białego Kruka") to nie da się w ogóle oglądać.
    Znam dobrze te miejsca, gdzie był kręcony film i na dużym ekranie wyglądają tak jak wyglądają realnie.

  10. #140
    Bieszczadnik Awatar Marcin
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Zagórz
    Postów
    1,218

    Domyślnie Odp: Bieszczady w filmie (albo odwrotnie:))

    "Opowieści Galicyjskie" niewiele mają wspólnego z Jaśliskami. W momencie kiedy Stasiuk pisał tą książkę był w Jaśliskach tylko raz (szukał domu do zakupu)... większość bohaterów i ich historii (niektóre postaci są autentyczne) jest związanych z takimi miejscowościami jak: Wołowiec, Czarne, Krzywa...

    Ps. o gustach się jednak rozmawiam

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Dojo albo sala do fechtunku
    Przez Pierogowy w dziale Spotkania i sprawy forumowe
    Odpowiedzi: 166
    Ostatni post / autor: 09-12-2012, 22:35
  2. Krótki pachnący Sen...albo San?
    Przez trzykropkiinicwiecej w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 13-02-2011, 14:03
  3. Zimowa włóczęga w Bieszczady albo i gdzie indziej
    Przez Chwileczka w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 04-12-2007, 22:47

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •