Wino truskawkowe
w końcu (niestety) pooglądałem... Reżyser i Stasiuk próbowali zrobić fajny film na podstawie... wyszła kupa. Skrzyżowanie serialu Ranczo i Przystanku Alaska.(,) Ale/i sens ucieka gdzieś bokami. Tylko forma próbuje nadrabiać... Jednak jak tu spie...ić zdjęcia w pięknym Beskidzie Niskim mając helikopter i kręcąc tak długo (około 4 lat). W opowieściach Galicyjskich nie ma głównego bohatera jest portret zbiorowy mieszkańców Beskidu Niskiego. W winie truskawkowym zaryzykowano i stworzono głównego bohatera. Aktorzy są mało wiarygodni. Atletycznie zbudowany główny bohater nie pasuje do statystów (się czepiam... miał zagrać Stasiuka to musiał jakoś wyglądać). Statyści to najlepsi aktorzy w tym filmie bo są rodem stamtąd i ich gra mówi jedno: dali pieniądze, kazali siedzieć w barze... fajnie tylko żeby się nie rozmyślili – to było najbardziej naturalne w tym filmie. Jaśliska wcale tak dużego baru nie mają i wcale tak dużo osób tam nie siedzi jak to pokazują w filmie nawet wybór asortymentu jest o wiele skromniejszy nawet w chwili obecnej. Jest to kolejny film w 2009 r. którego akcja toczy się w południowo wschodniej Polsce, ukazujący prowincjonalny alkoholizm w mocno przerysowanej formie. Wygląda też na to że ten alkoholizm jest naszym atutem bo...: czas płynie wolniej, ludzie są szczersi i bardziej ludzcy itd... ech ci artyści.... Scenariusz całkowicie poprzestawiany w stosunku do prozy i trzeba najpierw przeczytać Opowieści Galicyjskie żeby wiedzieć o co chodzi z rzeźnikiem Kościejnym, cyganem Zalatywojem i Babką, która została zmarginalizowana, a moim zdaniem powinna stać się centralną osobą tej sagi. Aby wyczaić wszystkie motywy w tej książce trzeba przeczytać ją parę razy, albo raz i do tego to coś http://www.wojcieszak.ovh.org/opowiesci.html może trochę rozjaśni niektóre wątki, a na pewno wątek rodzinny...
To nie pierwszy film na podstawie prozy Stasiuka. Pierwszy to „Gnoje” na podstawie (okrzykniętej książką pokoleniową) „Białego kruka”. Całkiem fajnie to wyszło. Chociaż nie jest to arcydzieło kina, to nie ma tam takiego nadęcia jak w „Winie truskawkowym” i całkiem przyjemnie się to ogląda (skromny, ale z pazurem). Sama ścieżka dźwiękowa kapeli „Jak wolność to wolność” jest słuchana przeze mnie do tej pory. Wracając do Wina... Ten film to następny smutny przykład adaptacji dobrej powieści na potrzeby filmu... Nic tylko powiedzieć kolejny raz: książka jednak jest lepsza. I nawet muzyka Lorenca nie pomogła.
Ps. Przepraszam... jedna rola wpada w oko... Marian Dziędziel ma urodę Himilsbaha i chyba zobaczymy go jeszcze w nie jednym filmie Smarzowskiego
Zakładki