Byłam dziś w kinie na filmie, którego długo wyczekiwałam -"Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata". Bardzo mi się podobał ale to raczej z wiadomych względów. Niektóre sceny wyobrażałam sobie inaczej, np. wycie Dorocińskiego z naszym watahowym Sharnem. Sporo Bieszczadów (ale film kręcono też w innych miejscach, jednak Bieszczady wracają co jakiś czas), dużo znajomych brodów, myślałam że scena (teledysk) na lotnisku będzie dłuższa ale i tak wyszła świetnie. Główny dom w którym toczy się akcja (a raczej na podwórku przed nim) to Smolnik. Znajomy kierowca niebieskiego busa w Smolniku też się załapał na trzy sekundy. Ale i tak największą radochą dla mnie były dwie sekundy w pierwszej minucie filmu, gdy przelatywał samolocik gdzieś na tle Jasieniowej, bo w tym samolociku leciałam sobie ja, hihi -wiedziałam, że będzie to ujęcie na sekundę, dwie i zastanawiałam się czy to przejdzie ale z drugiej strony skoro to film drogi a ekipa spała 2 tygodnie na lotnisku, więc jakżeby nie mogli puścić samolociku na początku :> Generalnie film tyłka nie urywa ale i tak mi się bardzo podoba:) Gdy wychodziłam z kina, człowiek z seansu zagadnął mnie czy oglądałam "Wino truskawkowe"? Odpowiedziałam -tak jak kiedyś w Jaśliskach wyczekiwano Wina truskawkowego, tak ja teraz czekałam na ten film :)



Odpowiedz z cytatem
Zakładki