Pomimo komiczności tego filmu nikt nie zauważył niekwestionowanego wielkiego plusa.
Facet dosłownie ani 1 słowem nie robi czarnego PR jak w dosłownie każdym jednym filmie o Bieszczadach.
Nie ma pieprzenia o wsiach z których siłą wysiedlono ludzi, o UPA, o akcji Wisła, biadolenia o bieszczadzkiej biedzie itd.
Gość może profesjonalnym podróżnikiem nie jest, ale przynajmniej stara się pozytywnie pokazać Bieszczady od najlepszej strony i pomaga zaoferować JEDYNE co Bieszczady oferują czyli turystykę.
Takie filmy nie produkuje się po to, żeby pokazać jak fachowo upiąć plecak, rozpalić ognień na deszczu czy zaprezentować kunszt jazdy na quadzie. Wstawki robi się jako przerywniki i nie to jest ideą.
Jednak widzę, że wg wielu osób film powinien wyglądać następują. Gość dociera pieszo z idealnie upakowanym plecakiem do pomnika Świerczewskiego i się zaczyna "jazda"..... a to sotnia Hrynia, a to UPA, a to przecinanie piłą i wytrząsanie płodów, a potem opowieści o alkoholowej patologii, złamanym życiu zakapiorów etc. Na zakończeniu filmu podsumowująca migawka - śnieg po czubek znaku drogowego, zmarznięte dzieci z tornistrami na przystanku czekające aż przyholują autobus, który nie może wjechać pod górkę. Oczywiście cała scena dzieje się na tle przewracającego się płotu i walącej się drewnianej chałupy.
Zakładki