I jeszcze słów kilka. Ciągle jestem pod wrażeniem.
Co mnie przyjemnie zaskoczyło, na widowni zauważyłem wiele inteligentnych buzi, w różnym zresztą wieku. Byli tu zarówno studenci, którzy końcówkę okresu PRL zapamiętali na etapie przedszkola, jak i staruszkowie, którzy w czasie dwóch wątków akcji "Domu złego" (1978 i 1982) już wybierali się na emeryturę. I oczywiście cała plejada osób w wieku pośrednim, w tym i piszący te słowa.
Publiczność była jednakże w swej masie zdecydowanie odmienna od tej, jaką można zaobserwować np. podczas projekcji "Roku 2012", nie mówiąc już o innych hollywoodzkich superprodukcjach obliczonych na przyciągnięcie tzw. masowego widza.
O samym filmie.
Polecam go naprawdę wszystkim. Bardziej zainteresuje on chyba jednak te osoby, które w latach 1978-82 już były "zawodowo czynne" (czyli miały wtedy przynajmniej kilka lat stażu pracy), a zwłaszcza takich widzów, którzy byli wówczas zatrudnieni w administracji państwowej.
Postacie filmu, jak zwykle u tego reżysera, są mocno przerysowane, ale mimo to oddają klimat i samej epoki, i owego mrocznego wydarzenia, w jakie uwikłał się główny bohater.
A jego dziejów nie można zaszufladkować jako możliwych tylko na prowincji oraz w czasach i realiach PRL. Analogiczne prymitywne typy ludzkie, ich zachowania i przebieg wydarzeń możemy obserwować np. na głębokiej prowincji amerykańskiej czy włoskiej (i podobnych filmów, zwłaszcza włoskich, w przeszłości sporo nakręcono).
Głównego bohatera usiłuje wmanewrować w sprawstwo niepopełnionej zbrodni Milicja Obywatelska. Ale tak przecież zachowałaby się i współczesna Policja, myślę że nie tylko polska. Fakty i poszlaki tak się bowiem przeciwko niemu sprzysięgły, że bez świadka jego niewinności nie uwierzyłby mu żaden policjant czy prokurator, w każdym czasie i pod każdą szerokością geograficzną. Mam na myśli zabójstwo żony i syna gospodarza domu, a nie porachunki "wewnątrzmilicyjne".
Typy urzędników (milicjanci, prokurator, sekretarz partii) ukazane są wspaniale. Tak na prowincji PRL-owskiej w tym czasie rzeczywiście było - dopóki gen. Jaruzelski nie wprowadził (za przykładem Gorbaczowa) totalnej prohibicji w urzędach i w ogóle w zakładach pracy. Już w drugiej połowie lat 80-tych zachowania urzędników ukazane na filmie (tak jawnie i na taką skalę) absolutnie nie mogłyby mieć miejsca. Nawet w Lutowiskach.
Nieźle wypadł w filmie Bartłomiej Topa w roli porucznika MO. Widać, że to dobry aktor, niekoniecznie muszący grać role wiejskich przygłupów (jak np. w serialu "Złotopolscy").
Tyle na gorąco.
Idźcie na ten film.
Zakładki