Strona 1 z 3 1 2 3 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 23

Wątek: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

  1. #1
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    komplet zdjec
    http://picasaweb.google.com/uchate.p...910_UA_odessa#
    http://picasaweb.google.com/uchate.p...910_UA_izmail#
    http://picasaweb.google.com/uchate.p...e_DeltaDunaju#
    http://picasaweb.google.com/uchate.p...ierdzaAkerman#
    http://picasaweb.google.com/uchate.p...910_UA_wioslo#

    Pomysl na wyjazd zrodzil sie na poczatku wrzesnia, w drodze do
    osmołody, jak siedzielismy z grzesiem w knajpie w miejscowosci
    bronchiw osada, jedlismy pielmieni i grzes zastanawial sie jak
    wykorzystac resztke tegorocznego urlopu.. "myslalem zeby pojechac
    gdzies dalej, gdzies gdzie jesienia moze bedzie ciut cieplej, np. do
    odessy.." i tak sie zaczelo... :))

    w dzien wyjazdu, w sobote musze jeszcze na troche skoczyc do pracy :(
    umawiam sie wiec z toperzem na dworcu i lece.. po drodze udaje mi sie
    w koncu dodzwonic do hoteliku w izmaile (na forum doradzano mi zeby
    zadzwonic i zarezerwowac bo po sezonie czasem bywaja zamkniete) ,
    babka w recepcji jest niestety troche przyglucha wiec musze wrzeszczec
    do telefonu, co w polaczeniu z wielkim plecakiem powoduje ze ludzie na
    ulicy troche dziwnie na mnie patrza do apteki wpadam oczywiscie
    spozniona, strącam karimata dwa syropki z polki (na szczescie
    prawoslazowe , wiec jestem do tylu tylko 4zl..)

    przed 15 melduje sie na dworcu PKP, wsiadamy w pociaga do krakowa, tam
    spotykamy sie z piotrkiem i pierwsza wyjazdowa noc spedzamy w
    przytulnym mieszkanku mojej babci. Rano spotykamy sie z grzesiem i
    suniemy do przemysla, granice przekraczamy nadpodziw sprawnie i
    stawiamy sie we lwowie na godzine przed pociagiem. Bilety sa juz
    niestety tylko na gorne polki.
    Jak dla mnie to pierwsza trasa plackarta na dluzsza odleglosc, wiec
    przypominaja mi sie wszystkie relacje z wyjazdow transsyberka, gdzie
    caly wagon zmienia sie w jedna wielka rodzine, wszyscy ze soba gadaja,
    opowiadaja sobie swoje zycie, czestuja tym czy owym a prowadnica
    donosi piwo i czaj z samowara.. niestety widac nie zawsze tak pieknie
    bywa, bo trafiamy na wyjatkowo nietowarzyskich wspolpasazerow, kazdy
    tylko w ciemne okno sie patrzy, odpowiada polslowkami i przed 20
    kladzie sie spac.. pozostaje wiec impreza we wlasnym gronie (czego
    miejsca na gornych polkach nie ulatwiaja), opowiesci o wyjazdach
    minionych i planowanych.. jakos w srodku nocy mamy dluzszy postoj w
    zmenirowce, grzes i piotrek ida pobuszowac po peronach i przynosza
    pyszne cieplutkie wareniki zakupione od babuszki :))








    W odessie jestesmy wczesnym rankiem. Coby nie nosic po miescie
    wszedzie plecakow ze soba postanawiamy zaniesc je do hotelu "spartak"
    gdzie polecano nam nocowac, nocleg okolo 8zl od osoby, a w
    przewodnikach pisali ze "warunki radziecko-spartanskie", "wiecej
    karaluchow niz turystow ale mila obsluga wszystko wynagradza",
    "warunki jak w latach 70 tych na dalekiej prowincji kraju rad" i do
    tego lokalizacja w miejscu z ktorego wszedzie blisko wiec wizja
    noclegu wyglada obiecujaco :) mimo ze mamy dokladna mape nie bardzo
    umiemy tam trafic..to skrecamy za wczesnie, to idziemy za daleko
    ,wciaz nie widac czegos co mogloby wygladac na miejsce noclegowe tylko
    ciagle łazimy wzduz jakiegos metalowego parkanu. Smiejemy sie ze
    patrzac na cene to pewnie nie doczytalismy ze za tym ogrodzeniem
    trzeba by rozbic wlasny namiot i wykopac sobie studnie lokalizacja
    by sie zgadzala, warunki rowniez.. w koncu poddajemy sie i pytamy
    jakiegos milicjanta o droge.. taaaaaak... trafilismy nadpodziw
    dobrze... a po hotelu zostala dziura w ziemi i kupa gruzu otoczone
    plotem.. niezle to wyglada w polaczeniu z naszymi karteczkami






    nie oplaca sie juz wracac na dworzec i szukac kwater, udajemy sie wiec
    do pobliskiego hotelu "centralnyj", klimat juz nie ten co mial byc,
    ale mozna rzucic bagaze i isc na miasto... zjadamy pyszne sniadanko w
    "puzatej chacie", ktora niestety jest polozona na szostym pietrze
    obrzydliwej galerii "europa"..coz..nie przypuszczamy ze tak wyjdzie ze
    ten paskudny market bedzie najczesciej odwiedzanym miejscem w odessie
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  2. #2
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    idziemy sie powloczyc po miescie, zlazimy do portu znanymi powszechnie
    schodami,


    jak potem sie okazuje w najblizszej okolicy sa inne duzo
    sympatyczniejsze schody :)


    w parku spotykamy niesamowite stada
    zdziczalych psow
    potem idziemy na plaze, gdzie robimy inauguracje grzesiowej fajki
    wodnej. Z braku wody wlewamy do srodka kwas chlebowy





    potem sprawdzamy pociag na jutro do bilgorodu- jest tylko cos kolo 8..
    wiec trzeba bedzie kolo 6:30 wstac.. toperz chce mnie udusic.. no ale
    raz wstac wczesnie nic nie zaszkodzi.. jeszcze sie wyspimy..

    Elekriczka odessa- bilgorod ma piekna trase bo kawalek idzie przez
    cienki przesmyk pomiedzy morzem a limanem dniestru. Najbardziej podoba
    mi sie stacyjka morskoje, gdzie zaraz za peronem zaczyna sie dzika
    plaza i jeszcze jakies wraki statkow stoja :)






    w pociagu nie dziala ogrzewanie, jest piekielnie zimno, wiec gdy
    ubranie na siebie wszystkich polarow i swetrow nie pomaga zaczynamy
    sie rozgrzewac rowniez wewnetrznie balsamem pomorskim :)



    jak sie tez okazuje w jednym z sasiednich wagonow mozna u babki kupic
    goraca herbate lub kawe z termosa. Jej wspoltowarzysz nie wiedziec
    czemu bierze mnie za bialorusinke i chce wciagnac w rozmowe na temat
    łukaszenki i przyszlosci tego kraju. Jest bardzo zawiedziony jak
    wyprowadzam go z bledu na temat miejsca naszego pochodzenia..Potem mi
    troche zal, moglam go powkrecac, moze mozna by sie ciekawych rzeczy
    dowiedziec


    w bilgorodzie jestesmy kolo 11, okazuje sie ze sprawdzany w necie
    pociag do izmaiłu ktory mial kursowac raz dziennie o 18 tak naprawde
    jezdzi tylko 3 razy w tygodniu.. i akurat nie dzis.. pozostaje wiec
    szukac marszrutki, ktora jest tez jedna o 12.. no to zesmy sobie k...
    zwiedzili bilgorod i twierdze akerman.. majac godzine czasu udajemy
    sie do pobliskiego baru gdzie zjadamy przepyszne pielmieni w
    garnuszku, takie gdzie dodatkowo plywa watrobka w sosie :) mniam!!

    Pakujemy sie do dość zatloczonej marszrutki. Siedzaca obok mnie babka
    czestuje mnie mielonymi kotlecikami, kiszonymi ogórkami, jabłuszkami z
    sadu i daje ciasteczka na droge. Jak sie okazuje Swieta jest
    nauczycielka geografii z Mikołajewa i jedzie do rodziców pomagac robic
    przetwory na zime. Wykazuje sie taka sama miłoscia do map jak ja, wiec
    prawie do konca podrozy siedzimy z nosami w mapach. Opowiada o
    praktykach na studiach gdy kiedys w 3 miesiace chodzili z plecakami po
    krymskich gorach, jaskiniach i skalnych miastach, a drugi raz w tyle
    samo przeszli zygzakiem ukrainskie karpaty. Zaprasza nas tez do swojej
    daczy pod oczakowem, bardzo reklamujac tamtejsze plaze, bagna i dzikie
    mierzeje. Toperz ma za to za sasiada podrozy przesympatycznego ale
    troche przynudnego dziadka, ktory czestuje go wodka "karat" oraz stara
    sie opowiadac duzo o swoim miescie: ze izmail jest historyczna stolica
    besarabii, ze jest tam cerkiew i pomniki, ze dunaj to duza i piekna
    rzeka , ze mozna zjesc dobre ryby...i znowu to samo od poczatku
    chce nam we wszytskim pomagac, probuje nawet przekonac kierowce
    marszrutki by zmienil trase i podwiozl nas pod sam hotel (bo oni maja
    takie ciezkie plecaki) ale kierowca ofukuje go w dosyc niemily sposob.
    Zarowno swieta jak i dziadek zachecaja nas bysmy z izmaiłu do wiłkowa
    pojechali nie autobusem a rzecznym promem po dunaju. Ponoc plywaja
    takowe z raz dziennie, a jak nie dopasuje nam godzina to mozna sie
    dogadac z miejscowymi handlarzami ryb i wina aby nas zabrali na
    poklad.
    Napalamy sie na wodna podroz i zaraz po przyjezdzie do izmaiłu lecimy
    na dworzec morski wywiedziec sie o transport.


    Tu niestety czeka nas
    ogromny zawód... Kursowe promy nie plywaja od dwoch lat..mozna jedynie
    w jakiejs firmie zamowic za kupe kasy burzujski rejs.. miejscowi tez
    nie chca nas zabrac na poklad, nie chca nawet negocjowac ceny.. Od
    kiedy rumunia jest w UE dunaj stal sie rzeka graniczna i na przewoz
    turystow trzeba miec specjalne pozwolenia... coz...skonczyly sie czasy
    swobodnych i klimatycznych przejazdzek po dunaju, na beczkach z winem,
    ze skrzynia ryb i trzcinami... spoznilismy sie z dwa lata...ale na to
    ani my ani miejscowi nie mamy wplywu, ze rumunom sie unii zachcialo :(

    klnac na czym swiat stoi opuszczamy morski dworzec i wlasnie zaczyna
    nam sie konczyc swiatlo.. decydujemy sie mimo wszytsko zwiedzic
    twierdze, mamy nawet mape miasta z przewodnika pascala, ale jak sie
    okazuje jest ona totalnie do niczego, idac wedlug mapy ladujemy na
    jakies prywatnej posesji lub na drozce ktora sie konczy przy torach.
    Ruszamy wiec dalej na wyczucie. Dcieramy gdzies na obrzeza miasta,
    jest ciemno jak w d..., co chwile mijamy otwarte studzienki
    kanalizacyjne a grzes nabija sie na wiszaca nad droga galaz...

    Wchodzimy w jakis park i w koncu odnajdujemy resztki jakiejs budowli
    nie majacej socrealistycznej architektury-wiec obwołujemy ja izmailska
    twierdza. Pobliskie tabliczki potwierdzaja nasze domysly.




    Gdzies tu w
    krzakach powinny siedziec jeszcze dwie zruinowane cerkwie ale ze w
    tych warunkach prawdopodobienstwo ich odnalezienia jest mniejsze od
    prawdopodobienstwa wpadniecia w jakas dziure lub bliskiego zapoznania
    z miejscowymi menelami. wiec odpuszczamy...

    wracamy do centrum, zjadamy najmniejsza w zyciu porcje pielmieni w
    barze "sybiraczka" (gdy pytasz o pielmieni a pani za barem wyciaga
    kalkulator aby sprawdzic czy ilosc pierozkow w zamrazarce jest
    podzielna przez 4- znaczy jest bardzo zle )

    odwiedzamy włodka


    i sprawdzamy autobusy do wiłkowa... jest... jeden..
    o 8 rano... znow pobudka przed 7...grrrrrrrrrrrrrr...
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  3. #3
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    podroz do wiłkowa jest bardzo klimatyczna. Przygrywa nam z charczacego
    głosnika miejscowe disco, babuszki rozmawiaja o miejscowym bazarze, a
    autobus sunie okrezna droga przez zapadle wioski z niebiesko
    malowanymi domkami, przez opuszczone kołchozy- krolestwa eternitu, a w
    oddali rozlewiska, jeziora,kanały... wiekszosc trasy jedzie w sporym
    przechyle , lewym kołem prawie w rowie..

    caly czas tocze deperacka walke z parujaca szyba by choc troche zdjec porobic







    i rozmyslam o tym co czeka nas na koncu tej malowniczej trasy..
    Wiłkowo- miasteczko w delcie dunaju, nazywane "ukrainska wenecja",
    zalozone przez staroobrzedowcow i zbieglych kozakow. Polskie
    przewodniki mowia o tym miejscu dosyc skrotowo: ""daleko, ciezko
    dojechac, najlepiej wynajac zorganizowana wycieczke w biurze w
    odessie". Jedyne sensowne informacje jakie udalo sie zdobyc to artykul
    z 2002 roku z gazety "izwiestia" do ktorego link zapodala Mi z forum
    (http://www.odecca.ru/izvestiya.htm)

    ponoc nadal sa tam miejsca gdzie mozna dotrzec tylko lodzia, gdzie
    zyja sobie ludzie w harmonii z przyroda, zyciem takim jak ich
    dziadkowie, czesto nie wiedzac o zmianach na swiecie.. ponoc gdzies na
    zagubionej wysepce mieszka babcia ktora ma ze sto lat i wciaz handluje
    ryba za radzieckie ruble..ma juz ich trzy worki i mowi ze to kapital
    na ciezkie czasy..nikt nie ma serca jej powiedziec ze jej swiat juz od
    20 lat nie istnieje.. bo pewnie i tak nigdy sie nie dowie a po co
    burzyc jej spokoj i poczucie bezpieczenstwa..

    ponoc tam wszyscy zajmuja sie lowieniem ryb i wyrobem specyficznego
    wina "nowak". Jaki kawalek tego swiata uda sie zobaczyc? przyjezdzajac
    tu 7 lat pozniej i tylko na niecale 2 dni...

    centrum wiłkowa wyglada normalnie, jak male ukraiskie miasteczko,

    ale
    im dalej na obrzeza tym wiecej kanalow i kladek.


    duzo tez w rejonie weteranow wojennych



    spacerujac tam i siam
    spotykamy wiktora, miejscowego ktory proponuje nas powozic lodka po
    miescie, tym wodnym. Dopiero z perspektywy lodki mozna poznac
    prawdziwe oblicze miasteczka...



















    wiktor opowiada nam o wyrobie lodek, lowieniu ryb, przewozeniu krow na
    pastwiska lodkami (ponoc krowa za zadne skarby sama do lodki nie
    wejdzie, trzeba jej zwiazac nogi i polozyc w lodce na boku. Natomiast
    sama wychodzi z lodki bez problemu nawet na pomost :) )
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  4. #4
    Malkontent Roku 2009 Awatar Krysia
    Na forum od
    09.2006
    Postów
    3,380

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    aaaa
    już żałuję, że nie pojechałam
    Fantastycznie się zaczyna
    "...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
    Nikt nie zabroni nam śnić..."
    Bogdan Loebl

  5. #5
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    o religii staroobrzedowcow, o przekletych wyspach ktore zapadly sie
    pod wode czy wielkich dunajskich rybach co nie sposob ich wyciagnac bo
    rozrywaja sieci. Czestuje nas tez lokalnym winem- pierwsze wytrawne
    wino ktore wedlug mnie nadaje sie do picia , takie kwaskowate- wogole
    wyjatkowe! a moze na jego smak wplywa tez szum trzcin przybrzeznych,
    zapach wody z wodorostem, pomieszany z zapachem ryby i niskooktanowej
    benzyny z lodkowego motoru?




    zjadamy potem zupe rybna i umawiamy sie na jutro z wiktorem- na
    dluzsza trase- na zerowy kilometr, czyli tam gdzie dunaj wpada do
    morza :) na przymorskie plaze, kanaly i jak nie bedzie wysokiej fali
    to tez na morze!!

    wieczorem lazimy po miescie,






    po raz kolejny przyczepia sie do nas
    miejscowy chlopaczek, lazi za nami opowiadajac m.in. niestworzone
    historie o jakis turystach co ich zabili , wypatroszyli (tzn wycieli
    watrobe, nerki i cos tam jeszcze, nie wiem na sprzedaz czy jak? ) bo
    noca chodzili po miescie albo o dziewczynce co utonela w dunaju i ja
    zjadly wegorze. Jak potem sie okazuje historie sa totalnie zmyslone.

    poczatkowo planujemy jeszcze wyjscie do kina na mecz kijow-donieck ale
    w koncu nie idziemy bo sie robi zbyt pozno.

    wieczorem wyciagamy rozmowki i sie doksztalcamy z ryb- nieumiejetnosc
    rozroznienia suma, wegorza czy sudaka czy rozmawiania o zaletach
    sledzia nad karpiem mocno uniemozliwia pogawedki z miejscowymi dla
    ktorych ryby to temat przewodni rozmow, posilkow i wogole calego
    zycia.

    rano wreszcie mozemy sie troche wyspac. grzes i piotrek odwiedzaja
    rano bazar i przynosza pelna rybia siate na sniadanie. Mamy cudowna
    wyzerke a wszytsko wali rybą prawie do konca wyjazdu






    dzwonimy do wiktora i umiawiamy sie na 11 na splyw az do morza. I znow
    plyniemy kanalami wsrod szumiacych trzcin, malych domkow i babuszek na
    lodkach, wplywamy na dunaj ktory ma tu 1 km szerokosci,


    wypijamy
    kolejne wino, mijamy rozne nadbrzezne chatki


    odwiedzamy turbaze dla rybakow.



    gdzie jest nawet prysznic



    Nie ma zbyt duzego
    wiatru wiec wyplywamy tez na morze.





    W pewnym momencie, dosc sporo od
    brzegu lodka osiada na mieliznie i nie mozna dalej plynac na motorze.
    Wiktor ciagnie lodke na sznurku a my mozemy pospacerowac po kolana w
    wodzie.







    Docieramy na dzika plaze na wyspie, pelna ogromnych muszli,
    obok zatopiny wrak barki, zatoczki i male mierzeje. Tak przyplynac tu
    na male dni z namiotem..te cieple letnie dni, te imprezy na wraku, te
    ogniska, te kapiele....











    po jakims czasie radosnego biegania w kolko po wyspie pakujemy sie do
    lodki i aby przywrocic krazenie w wymoczonych w lodowatej wodzie
    nogach- rozpijamy "chlibnyj dar" :)

    wracajac toperz wpada na rewelacyjny pomysl-zeby kupic od wiktora
    jedno wioslo na pamiatke. Malo kto ma w domu prawdziwe dunajskie 3m
    wioslo :)))))

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  6. #6
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    idziemy potem sprawdzic autobusy do bilgorodu. Jest jeden dziennie,
    jak slysze o ktorej to robi mi sie slabo... moze zle zrozumialam??
    dopytuje jeszcze raz.. pani w okienku potwierdza i nawet pisze mi na
    karteczce 6:30... jak ja to powiem toperzowi?!?!? :/

    Nocujemy u miejscowej gospodyni, ktora z poczatku wydaje sie przemila
    ale ma jakies dziwne humory. Gdy slyszac halas (grzesiowi upada na
    ziemie aparat) wpada do pokoju i robi chlopakom karczemna awanture ze
    lamia lozka bo po nich skacza, ze za glosna rozmawiaja itp. Potem jej
    chyba troche glupio, bo idzie ze mna robic jajecznice i sie tlumaczy..
    ze facetow to trzeba pilnowac bo z aduza pija i sa nieobliczalni, wiec
    lepiej na zimne dmuchac i zrobic awanture zawczasu. Ze jej trzej
    synowie jak kiedys zaprosili kolegow to zdemolowali pokoj, ze powinnam
    moich krocej trzymac itp. Coz.. troche nic dziwnego ze maz ja zostawil
    a synkowie czmychneli do odessy ledwie osiagneli pelnoletnosc...
    zjadamy jajecznice
    .
    i idziemy spac
    ciemna noca opuszczamy domek i suniemy na dworzec. Ciekawe jak
    kierowca zareaguje na wioslo kierowca jak i wspolpasazerowie wogole
    sie nie dziwia ze ktos wioslo przewozi, jednak ich zdumiewa
    niezmiernie czemu jedno? przeciez kazdy wie ze wiosla sie uzywa
    parami!

    w bilgorodzie rzucamy plecaki (i wioslo) w przydworcowym hoteliku i
    idziemy na miasto, gdzie spotykamy wyjatkowo duzo pamiatek dawnego
    systemu.







    Potem ruszamy na obrzeza miasta, nad dniestrowski liman do
    twierdzy akerman. Kiedys w zamierzchlych czasach gdy czytalam "stepy
    akermanskie" ani mi przez mysl nie przeszlo ze tu kiedys przyjade :)
    Twierdza jest imponujaca i za kilka hrywien mozna po niej lazic do woli.











    Potem wlazimy jeszcze na zatopiona lodz



    i chowamy sie za murkiem
    (tylko tu troche mniej czuc lodowaty wiatr) i wypijamy na rozgrzewke
    "chlibny dar"

    wieczorem zaczynaja do nas docierac smesy z polski od rodzinki i
    znajomych o swinskiej grypie, ze ogloszono epidemie na zachodniej
    ukrainie, ze kilkadziesiat ludzi zmarlo, ze zamknieto jakies okregi,
    nie puszczaja pociagow, ze wszyscy nosza maseczki i ze przypuszczalnie
    zamkna granice, nie wpuszcza nas do polski i zawioza nas na
    kwarantanne do jakiegos szpitala. Totalny horror!
    hmmm...skoro mamy umrzec na grype albo siedziec nie wiedziec ile na
    kwarantannie w jakims lazarecie to moze zamiast wracac lepiej od razu
    pojechac na krym czy do donbasu, przeczekac zle czasy i zobaczyc jak
    sytuacja na zachodzie sie unormuje? wybitnie nie raz mi przechodzilo
    przez glowe takie rozwiazanie :)))

    mijamy po drodze jakis zaklad i komunistyczne gazetki BHP nabieraja
    nowego wyrazu


    sprawdzamy pociagi do odessy.. na dworcu mozna jedynie dostac ataku
    desperackiego smiechu.. 5:05... chyba dobrze ze to nasz ostatni
    nocleg bo tendencja jest zastraszajaca...

    w hoteliku spotykam dwie miejscowe babki ktore ciesza sie ze ostatnio
    bardzo latwo na wschodniej ukrainie mozna dostac rosyjski paszport i
    zachwalaja uroki syberyskiej zimy.

    dosc wczesnie kladziemy sie spac. W nocy mam wrazenie ze cos po mnie
    lazi, ale po innych nie lazilo wiec moze mi sie zdawalo

    w totalnych ciemnosciach wsiadamy do elektriczki ktora zdaje sie byc
    idealnie dostosowana do przewozu wiosel

    w odessie odwiedzamy smakowity bazar spozywczy (wegetarian prosimy o
    zamkniecie oczu )








    w bazarowym kibelku jestem swiadkiem rozmowy dwoch handlarek ze z
    racji epidemii zamkneli czesc linii kolejowych i jakas babuszka ktora
    jechala do dzieci z torba zarcia zostala zawrocona i wpadla w histerie
    ze to ostatnio tak bywalo w czasie wojny. Niestety nie udaje mi sie
    wiecej zrozumiec z ich rozmowy, wiec nie znam zadnych szczegolow

    a my jakby na to nie patrzec musimy przejechac przez tarnopol...
    semesy dostajemy coraz ciekawsze np. ze mowili w telewizji ze nie
    puszcza przez granice jak nie bedziemy miec maseczek. Coz prawda to
    czy nie, ale maseczka nie ciezka i niedroga wiec miec napewno nie
    zaszkodzi. Idziemy wiec pozwiedzac odeskie apteki ale maseczek juz
    nigdzie nie ma...



    jedynie rzeczowe i optymistyczne sa semesy od ani "granica wciaz
    otwarta i nic nie wskazuje na to by mialo sie to zmienic"

    wieczorem pakujemy sie do pociagu ktory normalnie jedzie do lwowa
    tylko w tarnopolu sie nie zatrzymuje. Prowadnica troche wpada w panike
    na widok naszego wiosla, twierdzi ze ono nie wejdzie do pociagu i ze
    nie moze lezec w korytarzu. Okna sie nie otwieraja wiec najlatwiejszy
    sposob wlozenia go do pociagu odpada.. w koncu za pomoca kombinacji
    otwieranych i zamykanych roznych dzrwi udaje sie go wsadzic do srodka
    (czemu wiosla nie maja przegubu???) i nawet miesci sie w "kupe" -
    znaczy ten przedzial ma przekatna wieksza niz 3m :)
    wspolpasazerowie biora nas za sportsmenow i zadaja dziwne pytania w
    ilu plywamy, gdzie lodka, jakie mamy czasy na rozne dystanse



    rano jestesmy we lwowie, fakt - wiekszosc obslugi dworca czy sluzb
    mundurowych nosi maseczki ale glownie na szyi, bo przeszkadzaja w
    mowieniu i oddychaniu (a byl przykaz ze trzeba miec to maja) z braku
    aptecznych masek chirurgicznych kroluja domorosle twory z gazy i
    sznurka od snopowiazalki :) totalnym hitem jest gosciu co ma normalna
    maseczke tylko rozcieta na wysokosci ust aby papierosa moc wsadzic.
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  7. #7
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    sprzed dworca bierzemy taksowke do szegini, wioslo sie nie miesci wiec
    musi wystawac oknem.



    Na granicy jestesmy przed 8, wszedzie pusto,
    ukrainscy pogranicznicy nabijaja sie z wiosla, pytaja czy lodka w
    plecaku itp. polacy sa jacys tacy powazni jakby kije polkneli,
    wskazuja na wioslo i pytaja "co to jest?" no chyba widac ze nie
    tresowany hipopotam...

    ale ogolnie granice przechodzimy tak sprawnie jak nigdy dotad! niecale
    10 min! az tak dziwnie... nieswojo... potem transport idzie nam tez
    nadpodziw sprawnie : bus do przemysla i pospiech do olawy..

    wychodzi ze w niecale 23 godziny z odessy da rade dotrzec do olawy!

    i tak nasze wioslo po podrozy w marszrutce na trasie wiłkowe -
    bielgorod, elekriczce bielgorod - odessa, pobycie w przechowalni
    bagazu w odessie, podrozy w "kupe" na trasie odessa- lwow, taksowką
    lwow-szegini, pieszym przejsciu granicy, busie medyka-przemysl, i
    podrozy PKP przemysl- olawa, nasze dunajskie wioslo dotarlo
    szczesliwie do domu :D

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  8. #8
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,215

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    Fajnie foto-opisujesz swoje wyprawy. :)
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  9. #9
    Malkontent Roku 2009 Awatar Krysia
    Na forum od
    09.2006
    Postów
    3,380

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    Powiem jedno:
    REWELACJA!!!
    "...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
    Nikt nie zabroni nam śnić..."
    Bogdan Loebl

  10. #10
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,908

    Domyślnie Odp: Odessa-delta Dunaju czyli z wiosłem w świat

    Tak,REWELACJA!Czytałam z..wypiekami!Dzięki!

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Świat. Fotografie dzieci z Jasionki i Krzywej
    Przez Miejscowy w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 30-11-2012, 22:10
  2. Ataman,czyli rzecz o Federacji
    Przez sprzysiezony w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 26
    Ostatni post / autor: 10-01-2012, 19:21
  3. Bieszczadem świat zaczarowany
    Przez sir Bazyl w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 4
    Ostatni post / autor: 08-05-2011, 19:29
  4. Bar w Beskidzie czyli oberżyświat ;)
    Przez Browar w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 26
    Ostatni post / autor: 27-05-2010, 13:52
  5. Wszędzie huczy przepaść jesieni krwią wyszywany świat
    Przez naive w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post / autor: 23-12-2005, 16:41

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •