idziemy sie powloczyc po miescie, zlazimy do portu znanymi powszechnie
schodami,
jak potem sie okazuje w najblizszej okolicy sa inne duzo
sympatyczniejsze schody :)
w parku spotykamy niesamowite stada
zdziczalych psow
potem idziemy na plaze, gdzie robimy inauguracje grzesiowej fajki
wodnej. Z braku wody wlewamy do srodka kwas chlebowy
potem sprawdzamy pociag na jutro do bilgorodu- jest tylko cos kolo 8..
wiec trzeba bedzie kolo 6:30 wstac.. toperz chce mnie udusic.. no ale
raz wstac wczesnie nic nie zaszkodzi.. jeszcze sie wyspimy..
Elekriczka odessa- bilgorod ma piekna trase bo kawalek idzie przez
cienki przesmyk pomiedzy morzem a limanem dniestru. Najbardziej podoba
mi sie stacyjka morskoje, gdzie zaraz za peronem zaczyna sie dzika
plaza i jeszcze jakies wraki statkow stoja :)
w pociagu nie dziala ogrzewanie, jest piekielnie zimno, wiec gdy
ubranie na siebie wszystkich polarow i swetrow nie pomaga zaczynamy
sie rozgrzewac rowniez wewnetrznie balsamem pomorskim :)
jak sie tez okazuje w jednym z sasiednich wagonow mozna u babki kupic
goraca herbate lub kawe z termosa. Jej wspoltowarzysz nie wiedziec
czemu bierze mnie za bialorusinke i chce wciagnac w rozmowe na temat
łukaszenki i przyszlosci tego kraju. Jest bardzo zawiedziony jak
wyprowadzam go z bledu na temat miejsca naszego pochodzenia..Potem mi
troche zal, moglam go powkrecac, moze mozna by sie ciekawych rzeczy
dowiedziec
w bilgorodzie jestesmy kolo 11, okazuje sie ze sprawdzany w necie
pociag do izmaiłu ktory mial kursowac raz dziennie o 18 tak naprawde
jezdzi tylko 3 razy w tygodniu.. i akurat nie dzis.. pozostaje wiec
szukac marszrutki, ktora jest tez jedna o 12.. no to zesmy sobie k...
zwiedzili bilgorod i twierdze akerman.. majac godzine czasu udajemy
sie do pobliskiego baru gdzie zjadamy przepyszne pielmieni w
garnuszku, takie gdzie dodatkowo plywa watrobka w sosie :) mniam!!
Pakujemy sie do dość zatloczonej marszrutki. Siedzaca obok mnie babka
czestuje mnie mielonymi kotlecikami, kiszonymi ogórkami, jabłuszkami z
sadu i daje ciasteczka na droge. Jak sie okazuje Swieta jest
nauczycielka geografii z Mikołajewa i jedzie do rodziców pomagac robic
przetwory na zime. Wykazuje sie taka sama miłoscia do map jak ja, wiec
prawie do konca podrozy siedzimy z nosami w mapach. Opowiada o
praktykach na studiach gdy kiedys w 3 miesiace chodzili z plecakami po
krymskich gorach, jaskiniach i skalnych miastach, a drugi raz w tyle
samo przeszli zygzakiem ukrainskie karpaty. Zaprasza nas tez do swojej
daczy pod oczakowem, bardzo reklamujac tamtejsze plaze, bagna i dzikie
mierzeje. Toperz ma za to za sasiada podrozy przesympatycznego ale
troche przynudnego dziadka, ktory czestuje go wodka "karat" oraz stara
sie opowiadac duzo o swoim miescie: ze izmail jest historyczna stolica
besarabii, ze jest tam cerkiew i pomniki, ze dunaj to duza i piekna
rzeka , ze mozna zjesc dobre ryby...i znowu to samo od poczatku
chce nam we wszytskim pomagac, probuje nawet przekonac kierowce
marszrutki by zmienil trase i podwiozl nas pod sam hotel (bo oni maja
takie ciezkie plecaki) ale kierowca ofukuje go w dosyc niemily sposob.
Zarowno swieta jak i dziadek zachecaja nas bysmy z izmaiłu do wiłkowa
pojechali nie autobusem a rzecznym promem po dunaju. Ponoc plywaja
takowe z raz dziennie, a jak nie dopasuje nam godzina to mozna sie
dogadac z miejscowymi handlarzami ryb i wina aby nas zabrali na
poklad.
Napalamy sie na wodna podroz i zaraz po przyjezdzie do izmaiłu lecimy
na dworzec morski wywiedziec sie o transport.
Tu niestety czeka nas
ogromny zawód... Kursowe promy nie plywaja od dwoch lat..mozna jedynie
w jakiejs firmie zamowic za kupe kasy burzujski rejs.. miejscowi tez
nie chca nas zabrac na poklad, nie chca nawet negocjowac ceny.. Od
kiedy rumunia jest w UE dunaj stal sie rzeka graniczna i na przewoz
turystow trzeba miec specjalne pozwolenia... coz...skonczyly sie czasy
swobodnych i klimatycznych przejazdzek po dunaju, na beczkach z winem,
ze skrzynia ryb i trzcinami... spoznilismy sie z dwa lata...ale na to
ani my ani miejscowi nie mamy wplywu, ze rumunom sie unii zachcialo :(
klnac na czym swiat stoi opuszczamy morski dworzec i wlasnie zaczyna
nam sie konczyc swiatlo.. decydujemy sie mimo wszytsko zwiedzic
twierdze, mamy nawet mape miasta z przewodnika pascala, ale jak sie
okazuje jest ona totalnie do niczego, idac wedlug mapy ladujemy na
jakies prywatnej posesji lub na drozce ktora sie konczy przy torach.
Ruszamy wiec dalej na wyczucie. Dcieramy gdzies na obrzeza miasta,
jest ciemno jak w d..., co chwile mijamy otwarte studzienki
kanalizacyjne a grzes nabija sie na wiszaca nad droga galaz...
Wchodzimy w jakis park i w koncu odnajdujemy resztki jakiejs budowli
nie majacej socrealistycznej architektury-wiec obwołujemy ja izmailska
twierdza. Pobliskie tabliczki potwierdzaja nasze domysly.
Gdzies tu w
krzakach powinny siedziec jeszcze dwie zruinowane cerkwie ale ze w
tych warunkach prawdopodobienstwo ich odnalezienia jest mniejsze od
prawdopodobienstwa wpadniecia w jakas dziure lub bliskiego zapoznania
z miejscowymi menelami. wiec odpuszczamy...
wracamy do centrum, zjadamy najmniejsza w zyciu porcje pielmieni w
barze "sybiraczka" (gdy pytasz o pielmieni a pani za barem wyciaga
kalkulator aby sprawdzic czy ilosc pierozkow w zamrazarce jest
podzielna przez 4- znaczy jest bardzo zle)
odwiedzamy włodka
i sprawdzamy autobusy do wiłkowa... jest... jeden..
o 8 rano... znow pobudka przed 7...grrrrrrrrrrrrrr...















Odpowiedz z cytatem
Zakładki