Jeszcze raz wrócę do wulgaryzmów...
Jeden z Forumowiczów, tutaj go nazwę Maestro, gdzieś tam napisał "...ja mam czasem gdzieś sztywne trzymanie się norm kulturalnej mowy, bo dla mnie kultura to składowa wszystkiego co mnie otacza".
Trochę "popłynę"... wychowałem się na warszawskiej Pradze, w miejscu oddalonym od więzienia (już go nie ma) z 200 metrów w linii prostej, w miejscu gdzie grypsera była "językiem urzędowym" (tutaj trzeba było wiedzieć jak nawet bluzgać!), znajomość języka migowego (do nawijania z osadzonymi) wskazana, gdzie znajomość każdego dziargu obowiązkowa. Trzeba było wiedzieć jak się nosić (jaka długość włosów, jaki zarost, jakie ubranie) jak rozmawiać (gesty, odruchy), z kim się witać a z kim nie, ech... co by tu gadać.
Więc "co jest kulturą składową co mnie otacza"? Czy gdybym musiał wejść na ambonę i do ludzi w kościele zgromadzonych też bym tak samo nawijał jak do ludzi (sic!) z Pragi? Czy jeśli mam z dawnym kumplem z podwórka pogadać (inaczej nie skuma o co mi biega) to czy takim samym językiem mam rozmawiać na Forum?
Wiem, że czasami wulgaryzmy niektórym nawet pasują, niektórzy lubią się nimi otaczać bo dają kolorystykę, niektórzy... Napisałem przecież, że popłynę.

Wiem po sobie, że można się powstrzymać od wulgaryzmów, więc idźmy w kierunku Forumowej "kultury co nas otacza". To mój apel!

Jako mod będę walczył z wulgaryzmami tutaj na Forum i proszę też innych modów o wsparcie a także Forumowiczów o sygnalizowanie gdyby coś umknęło uwadze. :)