Na taką pogodę musisz trochę poczekać, ale tak poleżeć możesz i teraz, tylko się ciepło ubierz...
Pozdrawiam
Na taką pogodę musisz trochę poczekać, ale tak poleżeć możesz i teraz, tylko się ciepło ubierz...
Pozdrawiam
bertrand236
Dzień 8
Dzień przeprowadzki. Rano bezładnie wrzucamy cały nasz dobytek do auta, żegnamy się z gospodarzami i już nas tu nie ma. Obiecujemy sobie zawsze korzystać z tej kwatery, kiedy będziemy w Komańczy. Pierwszy przystanek przed Atamanią. Tam wymiana kawałów z Rysiem. Następny przystanek niedużo dalej. Zatrzymujemy się na kawę u Mrówki. To znaczy się ja piję kawę a Renatka z Mrówką piją coś mocniejszego/ o zgrozo jest jeszcze przed południem/. W pewnym momencie do Pracowni wchodzi kilka osób zainteresowanych dziełami Mrówki. Ona odezwała się mniej więcej tymi słowy: „Państwo sobie oglądają. My musimy się napić, bo od rana jesteśmy w depresji” Mnie ten tekst osłabił, ale dla też takich tekstów lubię tu przyjeżdżać. W obawie o stan trzeźwości żony szybko opuszczamy gościnną Gospodynię. W miejscowości, w której jest wodospad robimy najpotrzebniejsze zakupy spożywcze i pomykamy dalej Wielką Szosą na wschód. Jedziemy, aż do miejscowości, w której swoją knajpę miał rzeźbiarz, ale już Go tam nie ma, a knajpa straciła urok i klientelę. Dalej mijamy sklep, przy którym kiedyś biegały typowo bieszczadzkie ptaki, czyli strusie. Coś mi się widzi, że skrzydła większe im urosły i odleciały sobie. Przemykamy przez Smoluchowi Drugie /jakby pewnie trzykropek nazwał tą miejscowość/ przejeżdżamy na drugą stronę najpiękniejszej po Warcie rzeki i skręcamy w lewo. Renatka zauważa przy drodze krzaki dzikiej róży. W dole po lewej stronie kuszą nas Piwne Wodogrzmoty, ale jedziemy dalej. Droga piękna asfaltowa nas prowadzi. Po pewnym jednak czasie nabiera ona uroku. Coraz większego uroku. Urok tej drogi staje się tak wielki, że redukuję Srebrną Strzałę na drugi bieg, aby móc ją dobrze obserwować. A tu po lewej piękna wyrwa, a tam po prawej lej jak po bombie. Po prostu miodzio. Co kawałek coś piękniejszego nie wyłączając osuwiska. I pomyśleć, że była kiedyś na forum akcja mająca na celu likwidację tych piękności. W końcu docieramy bez uszczerbku na zawieszeniu do leśniczówki. Zakwaterowujemy się. Pogoda się psuje. Po wniesieniu naszego dobytku na pierwsze piętro leśniczówki postanawiamy zobaczyć, czy można coś zjeść w niedalekim w sumie hotelu. Okazało się, że można było. Zjedliśmy dobrze i tanio. Polecam wszystkim to miejsce. Po obiedzie zachodzimy do sklepu i browarzymy pod kultową wiatą. Kiedy docieramy na kwaterę zaczyna lać z nieba. Jesteśmy szczęśliwi, ze już jesteśmy pod „swoim” dachem. Wtedy zadzwonił telefon. Odbieram i uszom swoim nie wierzę. Dzwoni Derty. Pyta się gdzie jesteśmy i czy są wolne miejsca. Gdzie jesteśmy to nawet i wiem, ale czy są tu inne miejsca i w dodatku wolne? Postanowiłem jednak się dowiedzieć. Idę, gdzie? Oczywiście do baru, czyli miejsca, w którym wiedza wszelaka powinna być zgromadzona. Oczywiście po zamówieniu piwa dostaję numer telefonu do szefowej, który niezwłocznie wysyłam do Dartego. Niech się chłop sam dogaduje. Po wypiciu piwa wracam do Renatki. Nadal leje. Próbuję zaplanować następne dni, a potem udajemy się na spoczynek.
bertrand236
Taaaa....moje zaangażowanie w kampanię reklamową naszego forum wypoziomowało mnie na byłym polu namiotowym po komańczańskiej stronie Karnaflowego Łazu pod nasypem wąskotorówki, której przystanek końcowy znajdował się o trzy brody od ostoi tego Kumaka na Pi. Strasznie chciałem się do Was dostać i machałem, i machałem, aż w końcu zajarzyłem , że na tym torowisku nie ma już dawno torów, a i pociągu nikt nigdy tu nie widział. Na drugi dzień obiecałem sobie, że jak dojdę do sklepu to nie kupię żadnego alkoholu tylko piwo. Rankiem wziąłem się w garść a zgrzewkę w drugą, i z życiem podreptałem ku Mogile, u stóp której zaległem pod wodospadem w celu żeby nie obierać celu. Dzięki Twoim wspomnieniom odżywają i moje! Do zobaczenia.
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Dzień 9
Od samego rana Renatka opowiada o wędzonych pstrągach. Ja też mam na nie apetyt, więc dzwonię do Kazimierzowa do Lisiej Nory. Tam one są NAJLEPSZE. Telefon odbiera Lisek Drugi - prawie najstarszy syn właścicieli. Na moje pytanie o wędzone pstrągi w słuchawce słyszę ciszę i zakłopotanie. Po chwili odzywa się Szefowa Nory, czyli Lisica. Mówi, że jeżeli mamy ochotę na wędzone pstrągi to musimy przyjechać dzisiaj. Dzisiaj jest jeszcze sierpień i się sprzedadzą, jutro już prawie po sezonie…. Dobre i to. Znaczy się, na obiad jedziemy do Kazimierzowa. Trza się zastanowić chwilę, co robić do tego czasu. Szybko podjąłem decyzję. Konie mechaniczne zawiodły nas do Dużej Szosy, w którą skręciliśmy w lewo. Minęliśmy pierwszą miejscowość, która teraz jest bardziej na północ niż była kiedyś. A zaraz za nią skręciliśmy w prawo. Tam zaparkowałem i dalej wyruszyliśmy pieszo. Szliśmy sobie szutrową droga na wschód. Po lewej minęliśmy zabudowania, a potem już nie było nic. Znaczy się była droga, łąki i my. Fajne miejsce zapomniane przez ludzi…. W pewnym miejscu widzę po lewej stronie słupek. Z mapy wyczytałem, że jest to trzysta pięćdziesiąty drugi. Nawet do niego nie podszedłem. Zignorowałem go. Taki jakoś mało okrągły numer. Poszliśmy dalej drogą. Doprowadziła ona nas do rzeki, która po wczorajszym deszczu była mocno wzburzona. A ja w naiwności swojej myślałem, że uda się nam ją przekroczyć. Może by i można było, ale byśmy byli mocno zmoczeni, a na to ochoty nie mieliśmy. Czyli zwiedzenie rezerwatu Przedkole i odnalezienie Owłosionej Skały zostawiam sobie na zaś /jak mówią niektórzy Pyrlandczycy/. Pokręciłem się nad brzegiem rzeki, zapatrzyłem się na gęsty las po jej drugiej stronie i postanowiłem tu jeszcze kiedyś powrócić. Na razie wracamy do auta. Podjeżdżamy kawałek w stronę Kazimierzowa. Zaraz po przejechaniu mostu na tej samej rzece skręcam na pobliski parking. Tam zostawiam samochód i schodzę nad wodę. Tam jest takie miejsce, gdzie jeden ciek wodny wpada do drugiego cieku. Lubię to miejsce. Wspominam ubiegły rok, kiedy w tym miejscu razem z chrześniakiem smażyliśmy tutaj w ognisku kiełbaski. Teraz nie mamy kiełbasek ze sobą. To i ognia nie rozpalamy….
bertrand236
Przechodzimy przez most nad jednym z cieków i wyruszamy drogą przed siebie. Nie miałem pojęcia o tym, że tu taka urocza droga. Kiedyś szedłem tą drogą od drugiej strony, ale to już dawno było i nie doszedłem aż tutaj. Szliśmy sobie drogą, po jednej stronie w oddali mamy rzekę, a po drugiej Śliweczkę i Śliwkę. Renatka zauważa przy drodze piękne duże parasole czarnego bzu. Tłumaczy mi, jaki dobry syrop na kaszel się z nich robi. Nie zwracam uwagi na to gadanie, dopiero kiedy mówi, ze z tego pyszną nalewkę można zrobić baczniej nadstawiam ucha. W pewnym momencie staję zdumiony. Po lewej stronie w oddali na wzgórzu pośród drzew widzę znajomą budowlę. Jakże inaczej ona wygląda z tej właśnie strony. Niestety fotka nie oddaje tego widoku. Idziemy dalej. Po pewnym czasie dochodzimy do uroczej łąki. Zaraz na jej początku schodzimy na łąkę i dalej idziemy pośród soczystych traw. Gdzieś pośród kępy drzew chowa się ambona. Na łące pośród traw natknąć się można na kapelusze, które dumnie stoją na jednej nodze. Na leżących pniach zrobiliśmy sobie odpoczynek. Robi się coraz cieplej, a nam jest tutaj dobrze. My, przyroda i nic więcej… W końcu daję hasło do powrotu. Tą samą drogą wracamy do auta. Dalej podążamy znajomą nam drogą na obiad. Przyjęto nas tam jak starych dobrych znajomych. Lisek drugi poszedł nad wodę po świeże rybki. Jeszcze będąc nad wodą je sprawił. Następnie rozpalił ogień i włożył rybki do specjalnego urządzenia wędzącego. Coby nam się nie dłużyło, skracamy czas oczekiwania na obiad racząc się zimnym złotym nektarem. Szefowa Nory opowiada nam wszystko, co się zdarzyło od czasu, kiedy byliśmy tu z Polejem i jego kobietami. Jak idzie budowa i dlaczego w takim tempie. W końcu rybki są gotowe. Jak napiszę, ze mieliśmy niebo w gębie to i tak nie będzie to wystarczający opis naszych doznań. Zdjęcie też nie oddaje smaku. Po obiedzie zostaliśmy poczęstowani pysznym jabłecznikiem, który wyszedł z pieca i spod ręki szefowej. Aż nie chce się stąd wyjeżdżać. Zabieramy ze sobą kilka rybek na zaś /jak mówią w Pyrlandii/. Obiecujemy Gospodarzom i sobie samym, że jeszcze tu przyjedziemy za tym pobytem w Bieszczadzie.
bertrand236
W Norze Renatka zapytała się, gdzie rośnie dzika róża i uzyskała odpowiedź, że w Nowej Lisiej Norze. Nie pozostało nam nic innego, jak zobaczyć własnoocznie. Pojechaliśmy, więc na północ. Budowa zrobiła na nas imponujące wrażenie. Jak będzie wszystko gotowe, to będzie to ciekawe miejsce z super widokiem. Pochodziliśmy po górze i oprócz głogu i tarniny nic nie znaleźliśmy. Chyba im się popieprzyła dzika róża z głogiem. Zrobiło się upalnie. Ja jeszcze poszedłem na samą górę, a Renatka podziwiała widoki z tarasu. Nadszedł czas powrotu do leśniczówki. Po przybyciu na miejsce okazało się, że jeden z domków wynajął Derty i sobie w nim domieszkuje z Ewą i psem. Umówiliśmy się na ognisko wieczorne. I tak przy ognisku, flaszeczce i kiełbaskach zrodził się sympatyczny pomysł, o którym część z Was już wie, a część się dowie w przyszłości. Wracając z ogniska oświetlaliśmy sobie drogę telefonami komórkowymi i w ten sposób uniknęliśmy tego, czego nie uniknął swego czasu Irek, kiedy szedł schodami….
bertrand236
Bertrandzie, nie żałuj drwa i podsycaj ogień. Zimno na zewnątrz, śnieg pada – dobrze posiedzieć przy ogniu. Dziękuję!
Pozdrawiam
Przemek
Masz rację napadało znowu sporo. No to może cieplej się Wam zrobi teraz.
Dzień 10
Upał od samego rana. Mam problem z żoną, bo się nie zgadza na mój plan spędzenia dnia. Plan jest prosty: pojechać, pochodzić, wrócić. Problem jest z pierwszym punktem. Renatka nie zgadza się na podjechanie. Po prostu szkoda jej samochodu. Jak przystało na chłopa, postawiłem na swoim. Ja jadę! Nie miała wyjścia, przecież nie pójdzie pieszo, kiedy ja jadę. Wsiadamy i wyruszamy autem. Konie mechaniczne kieruję na południe. Najpierw przez drewniany most, później drogą raz lepszą raz nie lepszą. W końcu skręcam w prawo na drogę, której tak bała się Renatka. Droga o dziwo była w dużo lepszym stanie niż ostatnio, co nie oznacza, że stan tej drogi był jako taki. O nie! Pięliśmy się powoli na pierwszym biegu pod górę lawirując pomiędzy lejami. Nie były to dziury, to były leje, ale dało się jechać. W końcu, niewiele szybciej niż pieszo dojechaliśmy na szczyt, a raczej na przełęcz. Teraz to już z górki, ale nie bez dziur. Leje się skończyły. Minąłem miejsce, w którym kiedyś stał taki biały, okrągły z czerwoną obwódką. Teraz go nie ma. Albo sobie poszedł/mało prawdopodobne/ albo komuś był potrzebny. Przejechałem przez most i kawałek dalej na rozstaju dróg zaparkowałem. Dalej idziemy pieszo. Ale póki, co idziemy tą samą drogą. Zauważam, że dziury gdzieś zniknęły. Po pewnym czasie skręcam w prawo i prowadzę żonę do lasu. Leśna droga pełna błota teraz nas prowadzi. W lesie panuje straszliwa duchota, więc się cieszymy, kiedy się skończył. Co mieliśmy teraz przed oczami, to każdy z Was wie. Jeden z piękniejszych widoków w Bieszczadzie. Trochę sobie postaliśmy w tym miejscu żeby się dostatecznie ukontentować widokiem. Lubię w tym miejscu patrzeć na przed siebie i na lewo. Przede mną jak niektórzy uważają najdziksza góra w Bieszczadzie, a po lewe stronie miejsce po wsi i przepiękne ruiny. Idziemy znakowaną scieżką w kierunku ruin i wspominamy nasz poprzedni marsz tą drogą. To już kilka lat minęło…Wtedy jeszcze Unia nie dopłacała do wykoszonych łąk i trawy mieliśmy do ramion. Dziś trochę inaczej. Mijamy kaliny, jarzębiny, tarniny i dzikie jabłonie. Jabłonie świadczą o tym, że kiedyś ludzie tu żyli. W zasadzie teraz też żyją, ale cała ich gromada liczy osób dwie. Cóż to za populacja? Za to żyją w pięknym miejscu. Tak powoli schodząc łąkami w dół rozmawiając o przeszłości doszliśmy do ruin.
bertrand236
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki