Dzień 3
Rano nie pada. W głowie mam plan dzisiejszego dnia prawie gotowy. Po śniadaniu jedziemy na wycieczkę. Najpierw Srebrna Strzała wiezie nas przez piękne miejscowości. Po drodze mijamy po lewej stronie galerię ze stojącym przed nią aniołem, potem kawałek dalej nowy kościół z Drogą Krzyżowa zrobioną przez Zdzisława Pękalskiego z Hoczwi. Pojechaliśmy dalej. Kiedy mijaliśmy po prawej cerkiew pw. Św. Onufrego (chyba ku czci imć Pana Zagłoby) zastanawiałem się, czy aby nie skręcić w prawo i tamtędy dojechać do celu. Jeden rzut oka na mapę wybił mi z głowy ten pomysł. Tam jest zakaz ruchu a przy drodze są dwie leśniczówki. Mandat prawie pewien. Zaniechałem tego i popędziłem koniki mechaniczne dalej. Po lewej stronie drogi umościł się kiedyś Zakład Karny. Teraz jest w opłakanym stanie. Zaraz za nim skręciłem w prawo gdzie zielone kreski prowadziły mnie dalej. W końcu się zatrzymałem i to przed znakiem odpowiednim. Dalej idziemy pieszo. Przechodzimy przez most na rzece, która jest dziwną rzeką. Wyobraźcie sobie, ze kiedyś płynęła ona przez dwa miasta wojewódzkie, a teraz płynie tylko przez jedno. Skręciła ona czy co? Szutrowa droga, co kiedyś była asfaltem prowadzi nas w stronę pierwszego dzisiejszego naszego celu, czyli do Podarkowa. Kiedy mijamy Leśniczówkę wychodzi z niej czujny pracownik leśny i pyta się dokąd droga prowadzi? Jest zdziwiony, że idziemy tak blisko. Nie mam zamiaru mu tłumaczyć dlaczego. Na moje pytanie czy mógłbym przejechać z tamtej strony tak jak pierwotnie chciałem to odpowiedział, ze najwyższy mandat, jaki dał to było 1000 zł. Znaczy się, że można tylko myto trzeba opłacić L.P. droga wije się pod górę, a my powoli razem z nią. Bo dokąd się spieszyć, kiedy przydrożne jeżyny wołają do nas, ze są już dojrzałe. Przydrożny krzyż przypomina nam o tym, że kiedyś żyło tu sporo ludzi. Dzisiaj idziemy ku prawie pustej dolinie. Na początku doliny słyszymy hałas. Czyli cos się tu dzieje. Oj dzieje się dzieje tak jak w Bieszczadzie. Pracownicy leśni układają metrówki. Całe sterty ściętego drzewa….Zaczynam trochę chaszczować, dlatego, ze lubię i dlatego żeby znaleźć pozostałości po cerkwi. Nic z tego. W końcu doszliśmy do celu naszej wycieczki. Po lewej stronie drogi stoi chatka myśliwska. Jeżeli ktoś z was zna chatki bieszczadzkie, to niech wie, ze ta chatka z tamtymi ma tylko wspólną nazwę. Jest to okazały budynek, z którego mogą korzystać myśliwi albo inni uprzywilejowani. Trochę rozczarowany tym widokiem postanowiłem zawrócić. W drodze powrotnej bez trudu odnalazłem cerkwisko i pozostałości cmentarza. Są w trawie i w krzaczorach. Znicz przy krzyżu świadczy o tym, że ktoś to miejsce odwiedza, że żyje ono w czyjejś pamięci. Chwile tam podumałem, a potem powoli (jeżyny) wróciliśmy do samochodu….
Zakładki