Opary cudowne!
Opary cudowne!
Pozdrawiam
Przemek
...Podjeżdżamy do miejsca, gdzie odbija polna droga do brodu. Powyżej brodu widać dwa łabędzie nieme i jakieś kaczki. Poniżej w oparach majaczy stadko krzyżówek. Zasłonięci przez oszronione badyle zakradliśmy się do brzegu. Łabędzie urządzały sobie kapiel w promieniach porannego słońca. Obok nich pływało stado gągołów. Wchodzę w gumofilach do wody brodem. Ptaki nie reagują. Kilka metrów ode mnie zaraz przy tafli lodu na sekundę głowę z wody wystawił perkozek, ale tak, że ledwie go zdążyłem zauważyć. Schował się pod wodą i po minucie pojawił przy drugim brzegu. Łabędzie w całej okazałości prezentowały swoje wszystkie wdzięki. Krople wody niczym sznury pereł spływały po białych piórach. Poszliśmy przy rzece w dół w stronę krzyżówek. Zerwała się czapla, a za nią poleciały krzyżówki. Wylądowały pięćdziesiat metrów niżej na rzece. Wracając skupiliśmy się na perkozkach. Małe to to i trudno je zobaczyć, bo zazwyczaj tylko na chwilę głowę samą wystawia z wody. W nogi już się zimno zaczęło robić, ale warto było czekać. Znów parka. Po drodze do auta minęliśmy jeszcze sporą kępę oszronionych chabrów...
Marcin
...Mgliste opary powoli zanikały, aż prawie nic z nich nie zostało. Jedynie tam, gdzie rzeka cały dzień płynie w głębokim cieniu nad wodą unosiła się niska zimna mgła. Jadąc autem po lewej wypatrzyłem przykucniętego lisa. Nie reagował. Dopiero po dłuższej chwili czmychnął w stronę rzeki. Najpierw zdawało się, że polował na myszy, ale to pozostałości sarny go zwabiły. Zamarzniete szczątki walały się kilkanaście metrów od drogi. Dookoła było pełno śladów i powyrywanych kęp włosia. Na ofiarę wilków raczej nie wyglądała - zbyt wiele z niej pozostało. Może ryś, może kolizja z autem, a może jakaś inna losowa przyczyna sprawiła, że sarna straciła życie i stała się zimowym pokarmem dla okolicznego zwierza i ptactwa.
Odbiliśmy w lewo w polną drogę. Jechaliśmy teraz w słońcu wyboistą drózką biegnacą środkiem pól. Z daleka wypatrzyłem sterczace ponad śnieg liście zarodnionośne pióropuszników. Zostawiliśmy auto i poszliśmy w stronę wierzbowych zadrzewień. Nad Sanem trafiliśmy na metrowej grubości wierzbę podgryzaną przez bobry. Nadrzeczne drzewa pokryte były lśniącą szadzią. W głębokim cieniu na środku rzeki stał obmarzły strach - strach na kormorany...
Marcin
...Pojawiła się straż rybacka. Pewnie kormoranów szukali. Wróciliśmy nie śpiesząc się do samochodu i pojechaliśmy z powrotem. Żal było wracać, a że każda droga i tak prowadzi do domu, więc wybraliśmy dłuższą drogę powrotnią. W górnej części zalewu zatrzymaliśmy się jeszcze na krótką kąpiel słoneczną i obserwacje stad na wodzie. Ale najpiękniejsze były pustki. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Nad dawnym miasteczkiem stanęliśmy z Funiakiem na sikanie. Nie wiem, co sobie myślał, ale widoki musiały go zachęcić do wyraźnego zaznaczenia terenu. W wyższych partiach gór droga zrobiła się wreszcie uroczo biała i nie kontrastowała już tak z otoczeniem. Przed nami wyrosły trzy brogi i zupełnie pusty parking. Pora na herbatę. W skrytce znalazła się paczka krakersów, którą szybko opróżniliśmy. Powoli serpentynkami ruszyliśmy ku przełęczy...
Marcin
Pięknie... aż się nie chce wracać do domu ...
Chciałeś dobrze a wyszło jak zwykle......:oops:
Pora na ostatni akt.
...Na przełęczy urządziliśmy sobie mały spacerek. Na parkingu stało kilka samochodów. Śniegu było niewiele i na południowych stokach połonin widać było sporo zeschniętej trawy. Po drodze w doline mieliśmy bliskie spotkanie z lisem, który urządził sobie obchód i znakowanie terenu. Wolnym krokiem przemierzał otwarte przestrzenie zarastających łąk. Żeby nilt nie miał wątpliwości w czyim królestwie sie znajduje i ostentacyjnie zaprezentował swoje prawa do tych terenów. Nawet Funiak przez okno samochodu go wypatrzył.
Parking przy cmentarzu był pusty. stanęlismy by jeszcze trochę popatrzeć na zimowe krajobrazy oblane słońcem. Śnieg trzeszczał pod nogami i zaczął ciągnąć mroźny wiatr. Zaszliśmy popatrzeć na cmentarz. Gdy wracaliśmy po przeciwnej stronie doliny dostrzegliśmy jeszcze jednego lisa. W śnieżnej scenerii wyglądał niczym piesiec podążający za niedźwiedziem polarnym. Naszła pora by wracać. Nim dojechaliśmy do domu słońce zbliżyło się do horyzontu.
Marcin
Muszę przyznać że polowanie na lisa mieliście udane.
Chciałeś dobrze a wyszło jak zwykle......:oops:
..dzięki... dobrze było się znów znaleźć w domu
Śliczny lisek
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki