"dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
Pozdrawiam Janusz
...Miejscami w kanale widać dawne, przedwojenne pozostałości po faszynowych umocnieniach. W dolnym biegu kanał staje się znów tym, czym zapewne kiedyś był - niewielkim meandrującym potokiem, nad którym lubi zaczaić się zimorodek na młode ryby. Miejscami potok dochodzi do samej skarpy i płynie w zagłębieniu. Na drugą stronę można przejść po powalonych drzewach. W łegowym lesie kwitną krzewy wawrzynków kuszące trzmiele do spijania nektaru. Z ziemi wychodzą cebulice, złoć żółta i pierwiosnki. Wśród brunatnych liści czerwienią się czarki. Gdzieniegdzie widać zeschnięte pędy skrzypu olbrzymiego. W lecie miejsce to wygląda całkiem inaczej. Pod ulistninymi koronami wierzb, lip i jesionów unosi się wilgotne powietrze. Z ziemi wyrasta busz pokrzyw, ostrożeni i skrzypów. Raj mają komary. Jednak teraz, gdy brak bujnej roslinności widać wszystko. Bobry naspuszczały wierzb. Ze skalistej skarpy oderwało się kilka świeżych głazów. Starsze lasujące się porastają mchy i wątrobowce. Wreszcie dochodzę do trawiastego miejsca, gdzie ptok wpada do rzeki. Na brzegu odnajduję szczątki jakiegoś ptaka - pewnie kaczki upolowanej przez jakiegoś drapieżnika. Spod próchniejącej kłody rozkwita do słońca miodunka. Pora zawracać...
Ostatnio edytowane przez marcins ; 04-04-2010 o 18:28
Marcin
...Drogę powrotnią dla odmiany wybrałem po drugiej stronie kanału łąkami. Słońce na chwile jeszcze wyszło, ale szybko znikło, by już się nie pokazać tego dnia. Spokojnie sobie idę i dostrzegam jakiegoś przykucniętego osobnika zrywającego konopałki-jakiś wieśniak z okolicznej wioski. Zaskoczony przez gajowego na miejscu zbrodni został pouczony. Tłumaczył, że to dla teściowej, bo święta idą czy coś takiego. Szybko zniknął, kiedy mu oznajmiłem, że może spieprzać zanim wpadnę w furię. Magiczny czar zielonej kamizelki robi na prostym ludzie jeszcze jakieś wrażenie. Sporą kępę śnieżyc odnalazłem jeszcze na łąkach na wysokości, gdzie potok, którym przyszedłem rozlewa się na turzycowisku. Nigdy wcześniej ich tu nie widziałem. Jesienią oczyszczali i pogłębiali fragment kanału i ciężko się było przedostać na drugą stronę, więc mogłem potrenować skoki w dal. Wielkie krzaki łoz wypuściły bazie. Obrałem kierunek w stronę ruin radzieckiego bunkra. Słońce niby zaszło, ale liczyłem, że może jakaś niegramotna żmija, zaskroniec lub chociaż padalec się jeszcze trafi. Nic się nie trafiło. Znów wlazłem w łęgowe zarośla. Powiadają, że przed wojną stał tu browar. Teraz nic o tym nie świadczy. Wdrapałem się na groblę i biegnącą po niej dróżką doszedłem do drogi krajowej, by ją przeciąć pod kątem prostym. Odwiedziłem jeszcze miejsce, gdzie są zarastające glinianki, niegdyś strzelnica milicyjna, w dziciństwie nazywaliśmy je Jeziorka. Poza syfem i stertami śmieci nic ciekawego nie znalazłem. Kiedyś było tu całkiem uroczo. W gliniankach pływały traszki i żaby. Na dnie czaiły się płoszczyce i larwy ważek, a na wodnej roślinności topielice, po powierzchni ślizgały się nartniki, a pod wodą wiosłował pluskolec. W otoczeniu rosło sporo kukułek szerokolistnych. Niestety to było kiedyś. Teraz wszystko zarosło krzakami, rudbekią i nawłocią. No i zostało upstrzone kilkoma tonami rozmaitych śmieci i odpadów. Zpochmurniało jeszcze bardziej i zaczęło z lekka kropić. Doszedłem do starej drogi, by przez kaczeńcowe bagno wyjść na pagórki. Gdzieś po drugiej stronie doliny pojawiła się jeszcze plama jasnego światła, ale i ona szybko znikła. Spacer się skończył tak jak skończył się dawny urok glinianek. Dobrze, że chociaż Horodysko rozkwita jeszcze jak co roku rozrastającymi się łanami konopałek.
Marcin
coraz bardziej mi się podoba to co pisane...i to dokąd chodzone...
Piżmaczkowy Łęg
Po sobotnim święceniu ze spokojem ducha można się oddać tylko jednej czynności - chodzeniu po pagórkach. Przed południem razem z Ewą wybraliśmy się więc na pagórki. Najpierw miedzą, później przez łąki i suchorośla doszliśmy do pól pegierowskich, które wbrew nazwie są łąkami i ne są już pegierowskie. Słońce miło przygrzewało i jeszcze milej powiewał lekki wietrzyk. Z pagórków mieliśmy idealny widok na okolicę. Znaleźliśmy szkielet myszołowa - enta ofiara linii energetycznej. W tym miejscu giną ptaki wyjątkowo często - drapieżne i sowy. Na szczęście nad ugorami, łąkami i lasami latała para, która miłym dla ucha kwileniem, co chwila oznajmiała, że wiosna to czas rozmnażania, a przynajmniej tej przyjemniejszej jego części z naszego ssaczego punktu widzenia, ale myślę, że i ptaki też nie różnią się od nas w tych odczuciach.
Nad niską darń wyrosło kilka kępek jakiegoś czosnku. Od dwudziestu lat go tu nie obserwowałem, więc tym milszym było znalezisko. Na starej usychającej topoli wypatrzyliśmy trzy białe czaple. Spokojna woda stawów i biel brzeziny kusiła, by nie wracać za szybko do domu. W końcu są święta i trzeba świętować, więc ulegliśmy pokusie. W dół po pagórkach ruszyliśmy w stronę stawów. Jezdnię krajówki, jak zwykle, przecięliśmy po najmniejszej prostej czyli pod kątem prostym i już byliśmy na zielonej oziminie. Kwitnące żółto łozy przywabiły pszczoły i trzmiele. Ruszyliśmy na zabronowany pagórek pomiędzy stawami, którego szczytem biegnie polna droga prowadząca do grobli i lasu. Na dużym stawie pływało kilka grążyc, pławic i jeden perkoz rdzawoszyi. Na małym kilka krzyżówek i para łabędzi. Jakiś ornitolog z długim niczym lufa obiektywem spłoszył czaple, ale na szczęście odjechał...
Ostatnio edytowane przez marcins ; 05-04-2010 o 20:13
Marcin
...Spłoszone czaple zatoczyły kilka kółek nad stawami i usiadły na brzozie nad brzegiem dużego stawu. Można się było spokojnie przyjrzeć kaczkom pływającym po wodzie - kilka czernic i głowienek oraz krzyżówki. Od strony trzeciego stawu nadleciało siedem czapli siwych płosząc większość tego, co na wodzie siedziało oraz białe czaple z brzozy. Pośród krzyżówek udało się wypatrzyć jednego samca świstuna. Jedynie czernice i perkoz rdzawoszyi nie przejęły się czaplami. Nad trzcinowiskami i łąkami po drugiej stronie dużego stawu kręcił się błotniak stawowy. Pierwsze chwasty polne masowo rozkwitły różowymi kwiatami...
Marcin
Można powiedzieć jak to dobrze, że nasi synoptycy akurat na święta nie trafili z prognozą. Dzieki temu możemy z przyjemnością czytać i ogladać marcinowe świąteczne wedrówki.
pozdrawiam
Marek
...Doszliśmy do dębu rosnącego pod groblą przy dolnym stawie. Kwitły pod nim łany kokoryczy pełnej, cebulicy i kępa zawilców. Prowizoryczna łódka służąca do wybierania ryb prawie całkiem już zatonęła. Mimo chwilowego zamieszania, które spowodowały siwe czaple znów zapanował spokój. Gdyby jeszcze nie te auta, ale całe szczęście ruch był i tak stosunkowo mały. Święta to czas wielkiego żarcia, które trzeba zdobyć. Kiedyś się biło świniaka lub wyciągało długo gromadzone zapasy. Teraz wszystko jest w sklepach, wszystko takie same jak przez pozostałe 365 dni w roku. Ale kurna zawilców, cebulic i inszych kokorycz nie ma i dlatego wylegiwanie się w łanach wiosennego kwiecia to prawdziwe święte świętowanie. Wiatr delikatnie potrząsał kwiatostanami osiki rosnącej na grobli. Weszliśmy w łęg, łęg żółto kwitnący łanami śledziennic...
Marcin
...Prócz śledziennic pod brzozami, wiązami, lipami, jesionami, czeremchami oraz z rzadka innymi drzewami pełno było piżmaczków wiosennych. Zgodnie z pradawną grecką nazwą jest to roślina wyjątkowo niepozorna i przeciętny przedstawiciel zwierzęcia zwanego człowiekiem jej nie zauważa. Doszliśmy do barwinkowej góry i skręciliśmy w prawo by pokręcić się jeszcze wśród łęgowych kwiatów. Czeremcha i agrest wypuściły już młode liście. W świetlistym bezlistnym jeszcze lesie w zasadzie było bezwietrznie z czego pełnią życia korzystały cytrynki. Chwilę powylegiwaliśmy się do słońca na jakimś pniu i zawróciliśmy w stronę stawów...
Marcin
...Wracaliśmy idąc brzegiem dużego stawu przy trzcinach. Po zimie wypłynęło na powierzchnię kilka zdechłych karpi. Pojedyńcze ropuchy szykowały się do złożenia skrzeku. Na trzcinach przy brzegu było sporo błotniarek. Gdzieś na powalonych źdżbłach wypatrzyłem rzęsielnicę wodną próbującą wzbić się z powierzchni wody w powietrze. Błotniak stawowy w dalszym ciągu ze spokojem patrolował łąki po drugiej stronie stawu. Szczaw koński wypuścił już zielone liście. Pośród zeschniętych trzcin zobaczyliśmy jeszcze jednego potrzosa i już dochodziliźmy do kwitnącej kępy łoz i ozimin...
Marcin
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki