27.12.09 Dzień pierwszy. Podróż z Wawy do Łupkowa. Czas przejazdu 7h z obiadem (o 2h krócej niż w sezonie - drogi czarne i puste). Płasko, płasko i nagle teren zaczyna się fałdować, spiętrzać, tworząc w końcu góry. Jedziemy dalej, na koniec świata. Drogowskazy i GPS doprowadzają nas do celu (zaczynam się do tej baby przyzwyczajać, a nawet ją akceptować). Wita nas Radosne Szwejkowo. Pierwszy wyskakuje z radosnym ujadaniem Ferdek Kiepski, a potem radośnie ściska nas sympatyczna gospodyni, Krystyna Rados, dla znajomych Krycha. Zostajemy oprowadzeni po całym królestwie. Spora kuchnia, świetlica z kominkiem, kilka pokoi, łazienki. Prosto acz z klimatem, ze ścian mruga Dobry Wojak. W naszym pokoju rozgrzewa się już piec, wchodzimy w nową rzeczywistość. Ekipa Rudej wraca z wycieczki, gromadzimy się przy stole, podbieramy sylwestrowy bigos (szczęśliwie uzupełniony przez kolejnych przyjezdnych). Życie przenosi się do świetlicy. Gramy, śpiewamy, słuchamy sprzętu grającego i tańcujemy. Odkrywam swój nieposkromiony talent do fikania, pielęgnowany każdego dnia. Nie pamiętam tylko, czy tak dobrze szło mi już pierwszego wieczoru czy następnego. Stosownych zdjęć nie posiadam, a przypadkowych paparazzi proszę o powstrzymanie się przed publikacją takowych.
Zakładki