Majowy wypad. Wiadomo, jest to święto mas i co do tego nie ma wątpliwości. Następuje pospolite ruszenie z miast do wiosek. Nawet odludne miejsca przeżywają z tej okazji niezwykłe oblężenie. Jedynie maszyny potrafią zakłócić bieg wydarzeń, co nastąpiło w naszym przypadku. Po domknięciu załadowanego ponad miarę kufra, wyruszyliśmy w trasę. Nie dane nam było daleko ujechać, jak zapaliła się kontrolka silnika – awaria! Autko zaczęło się podejrzanie krztusić. Tobołki wróciły do domu, maszyna do serwisu, na łaskę i niełaskę fachowców. A ja powróciłam do bałaganu przedwyjazdowego mając okazję ogarnąć to całe zamieszanie. Na szczęście pod wieczór cztery kółka znów były gotowe do podróży, a my z lżejszymi kieszeniami załadowani w środku. Pani GPS sprawnie prowadziła nas do celu.
Ciemności sprzyjały naszemu pomykaniu krajowymi drogami, oświetlane jedynie blaskiem ogromnego księżyca. Po północy minęliśmy Koniec Świata i dotarliśmy do Radosnego Szwejkowa. Krysia przygotowała nam pokoik, więc niezwłocznie zalegliśmy w łóżeczkach . A rano, to co mieszczuch lubi najbardziej czyli śniadanie w ogrodzie, grzejąc się w promieniach słońca, popijając kawkę, napawając się widokiem zieloności wokół planowaliśmy wyprawy w górki...
Na początek robimy łagodną wycieczkę doliną Jawornika. Ciepło, słonecznie, chaszczujemy po okolicy do woli. Wracając odwiedzamy znajome cerkwisko, a tam życie tętni swoim rytmem. Kwitnie barwinek, rośnie zielsko, brzęczą owady. Wieczór kończymy przy ognisku. Czekamy na Rudą i resztę, która również walczy ze sprzętem zmotoryzowanym. Docierają późną nocą, my już śpimy zmęczeni nadmiarem tlenu.
Zakładki