Pisz dalej, bo aż się cieplej robi człowiekowi, gdy wie, że nie jest ostatnim, który szuka w teraźniejszości szczątków świata dzieciństwa...
Pisz dalej, bo aż się cieplej robi człowiekowi, gdy wie, że nie jest ostatnim, który szuka w teraźniejszości szczątków świata dzieciństwa...
Marcin
:):):)
Odwiedziny u znajomych cieszą oko, pierwsze WIELKIE mrowisko, przy którym przesiadywałem z lupą godzinami ciągle stoi, ba... nawet rozrosło się poza paliki, którymi otoczyłem "na wszelki przypadek" to małe królestwo kilka lat temu... Podzielam zdanie większości mężczyzn.. Rude są najlepsze.. a jeszcze Rude Leśne... mmm.... Szkoda że śniegiem przykryło, z chęcią pooganiał bym się od nich podskakując co chwilę, byle by dostrzec jakiś kolejny zagadkowy element wnoszony na barkach robotnic do pałacu. Nic to.. przyjdę jeszcze na wiosnę, może dorzucą w pobliżu ścieżek jakieś okruchy w prezencie dla Królowej.. musiała się nieźle namęczyć żeby tak powiększyć włości... Tunelami po LKT (no co, niewysoki jestem) wdrapywałem się w kierunku Wiechy... by potem grzbietem wędrować w stronę Poraża... Uwielbiam widok z tych polan na szczycie.. widok na Kopacz i pasmo Gór Słonnych, Bieszczady i Pogórze Bukowskie... Znów posiadówka, mimo wiatru który mi skleja powieki. Kilka oddechów i dalej... całe szczęście widok trwa i trwa...
Za Lasem na Kątach kiedyś napotkałem choinkę obwieszoną szczoteczkami do zębów niczym bombkami... ot .. "narodziła się nowa świecka tradycja" :)
Odkąd wyruszyłem z Lisznej nie napotkałem żadnych tropów zajęcy... jeszcze ze trzy , cztery lata temu , co chwilę przecinały trasy moich wędrówek.. a teraz? Co się z nimi stało? Może powpadały do nor uciekając przed Alicjami w odblaskowych kubraczkach.. i oby tym drapieżnym Alicjom przydaży się kilka interesujących przygód z morałem...
Drzewo szczoteczkowe,ale jaja...niezła orbita Stachu
Nawet Twój aparat fajnie lata,he he
Pozdrav
orbitujemy dalej
W okolicach Kątów spotykam pierwszego dziś ludka , którego wygnało z domu i teraz z kijami przebija się przez śniegi jak ja... W zasadzie nie zamieniliśmy żadnego zdania, a mimo to czuję jakbym spotkał się z kimś Kogo znam, krótka wymiana uśmiechów, w oczach doskonale widac co nam w duszy gra, więc słowa były chyba zbędne...mijamy się na szlaku, oczami życząc sobie nieustającej pogody ducha i podróż trwa... Spokój.. o to co teraz czuję... żadna zbędna myśl przeze mnie nie teraz nie płynie.. w śniegu odcisnęło się w tym spotkaniu wszystko co jest w danej chwili potrzebne, i nic więcej.. ślady butów i kijków...
...Daleka 14... Mój ulubiony adres w Porażu.. przysiadam na chwilę żeby odpocząć, jak ta sowa na kominie. W małym sadzie pod starymi i wpół-zdziczałymi jabłonkami przycupnął pod śniegiem jakiś złom*, niewiele się ostało z karoserii ale dalej nęci oko kształtami, już takich aut nie robią.. a szkoda.. bo coś co tak mocno wplata się w nasze życia powinno mieć choć kawałek duszy... Zwijam się z ociąganiem, mam dwie możliwości, zejść do wsi i ładować się na Dział, albo uderzyć w stronę Zamku Gubrynowiczów i dalej to już jedna górka i jestem w domu... Rozglądam się szukając pomocy w decyzji, i decyduje się iść pod wiatr.
Docieram do drogi, w chwili gdy wchodze na asfalt odzywają się w lesie Gawrony... uśmiecham się na myśl że mnie rozumieją i biorę to za zachętę , żeby szybko z niego zejść.. przyspieszam kroku i po chwili miarowego stukania odbijam w rów, żeby przeprawić się przez domarzający potoczek i staję pod słońce przy ostatnim zamku wybudowanym za ziemiach polskich.. miano to zyskuje chyba tylko dzięki wieży z blankami i nieco grubszym murom...
W powietrzu unosi się zapach gotowanego obiadu, co przypomina mi że tuż za górką czeka na mnie domowe jedzonko... ruszam więc przed siebie uradowany bliskością domu, bo zaczynam już być zmęczony całodzienną wędrówką... Byle na Suszków... cała Góra to jedna wielkie złoże... nie bez kozery główna ulica to Kopalniana, wolałbym żeby to była Zdrojowa, bo pomimo głębinowych studni, każdy w mieszkańców w okolicy ma w kranie wodę o zapachu i smaku nafty... Wchodząc z lasu mam widok na Klasztor w Zagórzu, Cerkiew w Wielopolu, Łysą Górę i Gruszkę... Jeszcze tylko kilkaset metrów... wędruję spojrzeniem za dymem z komina, dobry znak.. pali się w kominku... pies mnie wyczuł i wita z daleka szczekaniem... Dom :)
*zdjęcie z wiosny
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 18-01-2010 o 14:12
...Poranek cudny jak zwykle... no bo gdzie ma być cudniejszy jeśli nie z widokiem na Osławę... Już dawno się tak nie wyspałem.. Teraz rzut oka na mapę zawieszoną na ścianie, na widok za oknem.. na psa, który błaga żeby mu urozmaicić nieco żywot... i po 10 minutach słychać trzask gałazek w lesie i szalony pęd kundla przed siebie... jak zwykle pierwszym przystankiem była hodowla dziko-świń niedaleko, ma tam porachunki z jednym knurem bo zwyczajowo go obszczekuje, a tamten nie wzruszony chrumka przy ogrodzeniu, jakby drwił... Tylko któremu lepiej ? Rudy nie skończy na stole z jabłkiem w zębach.. a jak już to sam na niego wlezie żeby pomóc siostrzeńcowi uporać się z obiadem, od kumpelska przysługa, nie mogą bez siebie żyć.
Leniwie człapię sobie na Dział, tam zwykle Rudy obszczekuje burka w siedlisku, a ja sprawdzam postępy w pożarciu przez czas starej chałupy i stodoły obok... powrót na obiadek i ruszam dalej... Cudem udało mi się zdąrzyć na autobus - kierunek azyl... tłok straszny, ludziska wracają z miasta, dzeciaki ze szkół... zapach pksowej H9tki niezmienny od lat... Dociskam się na sam koniec , żeby usiąść na silniku, taki rytuał, jeszcze z podstawówki, na końcowych fotelach albo przedostatni rząd po lewej przy oknie.. tam najlepiej mi się podróżuje. Mijam po drodze kilka znajomych twarzy, już od lat Ci sami ludzie , ta sama trasa, wymiana aktualnych informacji i najgłupsze pytanie na świecie: Co u Ciebie? Powtarza sie ze trzy razy... tym razem mam czas wrzucić na uszy trochę muzyki, wspólpasażer wysiada w Czaszynie.. Wiecie jak powstała ta wieś ? W pewnym momencie budowy trasy kolejowej, robotnicy zatrzymali się bo brakło budulca, ktoś powiedział Cza szyn! I tak już zostało :) Mniejsza o fakty historyczne ;-) Nie przepadam za Czaszynem, bo nie zdarzyło mi się jeszcze w nim złapać stopa, zawsze kiedy ląduję w pobliżu, całą wiochę muszę przedrałować z buta, i to zazwyczaj pod Górkę, stąd też śmiało stwierdzam że jest to jedna z najlepiej mi znanych wiosek ;-) Czasami zdarzało mi się zatrzymać przy sklepie, a tu już jak wiemy jest centrum kulturalne i wymiana informacji sunie pełną parą, jeszcze zanim się dany fakt pojawi, pod sklepem już wiedzą , ba, i mają kilka oryginalnych wersji, dominuje zasada różnorodnej prawdy. Raz też nieomalże kupiłem 100 letnią chyżę za jedyne 2000zł, bo właścicielowi skończyło się paliwo, niezbędne do wykonywania skoków w absurd, tak potrzebnych dla utrzymania jasnej sytuacji. Niestety chałupka stoi przy samej drodze i sobie gnije, bo Pan nie zgadza się na rozebranie i przeniesienie w bardziej urokliwe miejsce... dusi Go sentyment i postępująca astma. Uroczy świat dookoła, na pierwszej serpentynie spoglądam ku rodzinnemu gniazdu, gdzies za Banią widać Miarki i dachy domów w Olchowej. W uszach muzyka, przed oczami wyrastają mi Piersi Glencoe, tak różne Góry od tych za oknem, a jednak mają równie wielką moc przyciągania. Jeśli kiedyś przytrafi Wam się pojechać do Szkocji, choćby na jeden krótki weekend, to nie wolno się wtedy wahać, i niech to będzie Glencoe.
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 18-01-2010 o 15:31
-czekam na więcej
mam nadzieje ze kiedys sie uda ta opowiesc poznac :)
wiesz..o tym samym myslalam przechodzac ostatnio kolo gorek na ktorych dawno temu cale osiedle spotykalo sie na sankach, miednicach, kawalkach styropianu i innych duposlizgach.. a teraz mimo snieznej zimy na gorkach zywego ducha..
Ostatnio edytowane przez buba ; 18-01-2010 o 17:17
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Tradycyjnie gdy mam zapas czasu po kieszeniach, wyskakuję z autobusu w Komańczy i dalej dreptam już starą drogą przez Prełuki i Duszatyn, tym razem jednak coś mnie tknęło żeby spróbować dostać się do Azylowa inaczej... Z autobusu już wyczaiłem że "stoi na stacji lokomotywa" pod parą.. pewnie bedzie mijanka, więc najwyżej posiedzę sobie i jak nie ruszy w ciągu godziny to postąpię zgodnie z wcześniejszym planem. Skład udaje się na Słowację i towarówki są pouchylane na zaczepach... Dreszczyk podniecenia , otrzepałem się jak pies po wyjściu z kałuży i uderzyłem na tyły... udało mi się wśliznąć do jednego z ostatnich wagonów...ubrałem drugą parę spodni i skarpetek... Upewniłem się czy herbata w termosie smakuje tak jak bym chciał. Usłyszałem sygnał , i lekki huk z przodu, więc albo nas odpięli, albo coś jedzie z naprzeciwka... Po chwili minął mnie powoli i ociężale skład do Zagórza... Usłyszałem zgrzyt... stuk... i delikatnie ruszyliśmy z miejsca... przez uchylone ciągle drzwi wskakiwały cienie mijanych drzew.. hałas wiaduktu nad skrzyżowaniem.. sygnał... nabieraliśmy prędkości a wraz z nią rosły przy ścianach małe zaspy... Przesiadłem się żeby we mnie nie dmuchało i wsłuchując się w miarowy stukot kół rozmyślałem o tułaczce... Wyciągnąłem czołówkę, żeby nie katować wzroku półmrokiem i zatopiłem się w lekturze*
..Czytając ten fragment dzisiaj, mam nieodpartą pokusę wrzucić je do wątku o zakapiorach...Fakt że wielu ludzi, którzy idą włąsną drogą źle kończy, o niczym nie świadczy... Taki człowiek musi słuchać wewnętrznego nakazu, jakby to był demon szepczący mu do ucha o nowych i cudownych Ścieżkach. Niejednego zbudziło wezwanie tego głosu, co od razu odseparowało go od innych, bo poczuł , że stoi przed problemem, o którym inni nie mają pojęcia. W większości przypadków nie można wytłumaczyć im co się stało, gdyż odgradza ich mur uprzedzeń:''nie jesteś inny niż wszyscy'' - powiedzą chórem, albo: ''nic takiego nie istnieje''. A nawet jeśli istnieje, będzie natychmiast określone jako "chorobliwe"... Zostanie odsunięty i osamotniony, bo postanowił posłuchać głosu wewnętrznego nakazu. ''Jego własnego nakazu!''. - wszyscy zakrzykną. Ale on wie swoje: to jest właśnie ten jedynie słuszny nakaz... Życie tylko wtedy ma sens, kiedy zmierza do indywidualnego wypełnienia - w sposób ostateczny i bezwarunkowy - owego własnego szczególnego nakazu... Niewierność wobec niego określa, do jakiego stopnia człowiek sprzeniewierzył się sensowi swojego życia.
Żyjąca cząstka psyche to wciąż nie zbadany element naszej natury; klasyczna filozofia chińska nazywa to wewnętrzną drogą - Tao, i porównuje do wody płynącej nieprzeparcie do celu. Zanurzenie się w Tao oznacza samorealizację, pełnię, osiągnięcie celu, spełnienie misji, poczucie początku i końca oraz doskonałe urzeczywistnienie wrodzonego każdemu sensu bytu
(specjalnie na tę okazję Charliego Winstona "Like a Hobo" )
*C.G Jung - Collected Works 1954 fragment tłum.Blanki Kluczborskiej "The Śnieżna Pantera" Czytelnik 1988
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 18-01-2010 o 16:58
az czuje ten zapach :) i na silniku zawsze najlepiej!
osz ty kurcze!! wiedzialam ze kazda twoja wedrowka jest pelna niesamowitych zdarzen ale tegom sie nie spodziewala :) towarowka...jedno z moich od lat niespelnionych marzen.. ot, jakos sie nie poskladalo..
hobo...sposob na zycie, za darmo, wraz z wiatrem , tam gdzie poprowadza tory.. w nieznane dalekie strony albo na pobliska bocznice... jak zechce los.. ech...klimatyczne jest jezdzic stopem , fajne sa tez podroze pociagiem- ale zlapac pociag na stopa to juz nieopisane wrazenia!!
taka zarabista ksiazke kiedys czytalam.. ale tytul mi gdzies z glowy przepadl.. "na szlaku" chyba..
Ostatnio edytowane przez buba ; 18-01-2010 o 17:38
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki