Rewelacja!!!
Jak Ciebie czytam to normalnie dziękuję nie wiem komu, że ja mam takich normalnych sąsiadów wkoło.
A czyta się fantastycznie, czekam więc na kolejne łodcinki![]()
Rewelacja!!!
Jak Ciebie czytam to normalnie dziękuję nie wiem komu, że ja mam takich normalnych sąsiadów wkoło.
A czyta się fantastycznie, czekam więc na kolejne łodcinki![]()
"...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
Nikt nie zabroni nam śnić..."
Bogdan Loebl
...dziękuję za ciepłe słowa... niech płynie
...Niewiele brakuje, odkładam wszelki postój żeby jak najszybciej dotrzeć na szczyt.. i móc popatrzeć na moje kochane miasto, jedyne (no może po za Lwowem) na które nie mam uczulenia. Ten dziwny brak alergii na beton mam pewnie dlatego, że Tutaj 27 lat temu urocza niewiasta , męcząc się w jednym z najpodlejszych szpitali w kraju wydała mnie na światMiałem nosa, (już nie mam bo odmroziłem i mi odpadł przy kichaniu),,, szykuje się dobra widoczność.. czuje się przypływ sił, tuż przed wierzchołkiem, i takie lekkie zażenowanie, po co śię tak teraz spieszę i gonię, świat mi nie ucieknie, Góra tuż tuż, a ja sapię i gonię żeby już tam być.. miast spokojnie pokonać te ostatnie metry... Dysząc jak pies, poddaję się fali gorąca spod czapki, siadam na kamieniu, żeby powiedziec sobie pierwszy raz na głos dzisiaj:...NO! Nareszcie w domu!
Widoczek kompnuje się prześlicznie... coś a la inversya... miasto we mgle, jeszcze nie wie że wróciłem. Czas powiadomić przyjaciół że los wypluł mnie dziś w okolicachi, i z miłą chęcią poczuję się dobrze , będąc częstowany przez nich wyśmienitą herbatą, bądź kawą... i nie zawiodłem sięZ uroczym widokiem na dolinę Sanu i to co dalej, zjadłem śniadanie, pociągając z termosu malinową herbatę... gdzies na horyzoncie majaczyły sylwetki ośnieżonych połonin i mój następny cel, (mam nadzieję że jeszcze dziś) ten już nieco bliżej... Wiecha!
Nie lubię odchodzić z miejsc widokowych, czuję sie wtedy zawieszony pomiędzy dwoma światami, jeszcze chciało by się zostać i popatrzeć.. ale już się jest ciekawym co będzie dalej... Sytuację uratował telefon że pod Studzienką Królewską na Białej Górze czeka na mnie domowa szarlotka i M. Nie widzieliśmy się już sporo czasu... pożegnałem się z połoninami i ruszyłem szlakiem w dół... po drodze nieomal zderzyłem się z uciekającym koziołkiem.. tak to jest jak myśli spacerują osobno niż nogi.
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 17-01-2010 o 22:06 Powód: _
..Babcie robią najlepsze szarlotki na świecie, choćby była to i babcia samego Belzebuba, i tak pewne jest że upiecze najlepsze ciasto w okolicy...a w skali Babciowej, to Babcia M. jest mistrzynią łączenia magicznych składników... apple pie.. bzdura jakaś, Królowa Angielska niech się ze swoimi zakalcami schowa, Szarlotka Babci brzmi i smakuje o niebo lepiej... a jeszcze podana na kawałku folii aluminiowej z najpiękniejszym uśmiecham jaki dała natura to już w ogóle rarytas... trufle to pikuś.. Pan Pikuś... żeby nie było że coś mam do trufli... Swoją drogą jesienią coś podobnego dzikie świnie wykopały na Łopienniku , i siedząc na rozdrożu w Majdanie miałem okazję się poczęstować (tu pozdrowienia dla Kasi i Mirka... którzy pewnie grzeją się ciepło gdzies przy kominku w Galerii albo co lepsze , na portugalskiej plaży :). Mówcie co chcecie, ale mam mieszane uczucia co do mądrości kardynała Richelieu (tak to się piszę) ... przyjaciele to skarb, chciało by się mieć taki kieszonkowy kufer żeby ich pomieścił, i pompkę pomniejszającą od Pana Kleksa. Pominę opisy niemalże orgazmiczne, gdy w trakcie szarlotki wjechała na prowizoryczny stół z pieńka kawka z odrobiną czegoś mocniejszego. Zachwytom nie było by tego dnia końca, bo pewnie dalszy ciąg programu przewidywał knajpę i spęd tych co w gnieździe pozostali , gdyby nie fakt że obiecałem jeszcze dziś dotrzeć do domu i wręczyć Mamie obiecanego obwarzanka z solą... Zresztą, nie miałem za szczególnie ochoty , kolejną noc siedzieć w niepotrzebnym dymie i traktować wątrobę domowymi specjałami... Dla brygady znajdzie się jeszcze czas... teraz mam ochotę zaszyć się samemu w lesie i zapomnieć o hałasach... Dzięki uprzejmości państwowej komunikacji, przeteleportowałem się starą H9-tką na drugi koniec miasta... Nie mogłem podarować sobie spaceru przez osiedle na którym przyszło mi się wychować, i odwiedzić zaczarowaną krainę łąk i pól za osiedlem Posada (które jako jedyna dzielnica w Polsce ma swój własny hymn, puszczany codziennie z odnowionego niedawno ratusza przy ul. Lipińskiego - "Sowa na Gaju" jak dobrze pamiętam...) Łezka się kręci, przechodząc przez miejsca gdzie spędzało się całe dni. Miałem to szczęście wychować się w czasach, gdy Kochani Rodzice wyrzucali nas z domu rankiem, po to żeby przywitać wieczorem (z małą przerwą na obiad :) ..podwórko pełne było dzieciaków, mnóstwo zabaw i i pomysłów.. a teraz.. idę przez puste ulice, założę się że wieczorami snują się za oknami tylko niebieskie łuny od laptopów.
Dochodząc do Kapliczki przy ogródkach działkowych na końcu ulicy Robotniczej skręcam w mój prywatny Raj.
Wrzucę też zdjęcie z jesieni, gdy byłem tu ostatni raz z psem na spacerze. Niedługo ma pójśc tędy obwodnica... ciekawe co ostanie się z Czomulungmy, Wodospadu Elfów, Klasztoru Szaolin. Świętych Wierzb czy Doliny Bażantów....
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 17-01-2010 o 22:41
Przeciskając się pomiędzy Stróżami , brnąłem po mokrych zaspach jeszcze kilka godzin, byle by nie przeoczyć żadnego ze szczegółów. W pamęci zachował się każdy fragment układanki.. znajome potoki, zamarznięte źródła, zdemolowana przez tubylców pasieka... wszystko na swoim miejscu... tylko te brzózki i sosny jakieś takie większe.. Człowiek się cieszy , jakby zobaczył po latach własne dzieci. Oglądam je z każdej strony, pocieszając te, którym wiatr i okiść narobiły problemów.. głaszczę te z pogryzioną przez zwierzynę korą... Uśmiech od ucha do Nowego Meksyku... Przystaję przy każdej zmrożonej dzikiej róży, żeby wyssać z owoców marmoladkę z witaminami, jak uczyła mnie Mama, gdy ledwo wystawała mi z traw czupryna. Ten sam słodko-kwaśny smak na ustach... i upaprane paluchy... Czas stoi w miejscu, znów jestem dzieckiem, znów wrócę do Domu wieczorem z zamarzniętymi spodniami i wypiekami na ustach, susząc skarpetki i cofając oparzone stopy w wannie. Mistrz pisał że "Historia , jest tylko nieprzerwanym ciągiem teraźniejszości, odległe dzieje były dla ludzi wówczas żyjących ich najukochańszym dniem dzisiejszym"* ...cały czas jestem dzieckiem. Radość...
Docieram spocony do wzniesienia tuż przed lasem... ostatnie spojrzenie na Góry Słonne i ukochaną krainę.. po czym zagłębiam się w Las...
*R.Kapuściński - "Podróże z Herodotem"
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 17-01-2010 o 23:04
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki