Wywołana przez Piskala,pozwolę sobie przedstawić sfabularyzowaną scenkę,której byłam świadkiem na bazarku,gdzie "przyjaciele"obśmiewali bliżej mi nie znanego..powiedzmy Zdzicha.
Mówię panu,panie Szymek,
wyszłem sobie puścić dymek
a tu zaraz się przyszpotał
gruby Zdzicho-ta ciemnota
i mi mówi,pan kapuje,że
dziadostwa nie kupuje
i że se postawi dom
(chyba za zebrany złom)
A niech se kupuje
mnie nic tam do tego,
niech traci kasiorę
nie moja a jego
i co mnie obchodzi,
na dobrą wziąć sprawę,
i jego interes i nóżki szpotawe.
Mówię pani,pani Ziuta,
z tego Zdzicha kawał fiuta.
Wybrałem się rano do lasu na grzyby,
a ten już tam łazi (przypadek to niby).
Wałówkę z koszyka wyciąga i żre,
i żeby choć spytał czy trochę też chce.
A niech się obżera
jak głupi,cholera.
Nie mój cholesterol
i kłopot nie mój.
A tak między nami,
ten Zdzicho to gnój.
Mówię panu,panie Stach,
że ten Zdzicho to jest łach
i podobno opowiada,że się czepiam,
kawał dziada.
Miałbym kogo,patrz no który,
jak to nosa drze do góry,
jakby pępkiem świata był.
Ta ciemnota,marny pył.
Co mnie w końcu to obchodzi,
co on robi i gdzie chodzi,
i czy tyje albo chudnie,
czy wygląda wręcz paskudnie.
Teraz myśl swą sprecyzuję:
się innymi nie zajmuję.
Uff! Chyba nigdy nie napisałam czegoś...tak długiego. WUKA
Zakładki