dla ciekawskich, http://mwk.com.pl/ tam jest życie ,rosną kwiaty pieką chleb kowal w kużni kuje podkowy. Polecam na całodniową wycieczkę.
dla ciekawskich, http://mwk.com.pl/ tam jest życie ,rosną kwiaty pieką chleb kowal w kużni kuje podkowy. Polecam na całodniową wycieczkę.
Slav - informacja o tym że wejście do obiektów tylko z przewodnikiem wisi już przy kasach i jest powtórzona kilka jak nie kilkanaście razy wiec nie wiem skąd zdziwienie obecnością kłódek. Poza tym ta "straszliwa przykrość" dla zwiedzających i "obelżywa pazerność" włodarzy skansenu, jak raczysz to obrazować, miała miejsce na długo przed wybudowaniem rynku i nie bez powodu. Czy dasz wiarę że choćby w ciągu ostatniego roku i mimo obecności przewodnika ktoś rąbnął dwa ostatnie kałamarze z budynku szkoły? Na co ja się zapytuję? Żeby wystawić na Alle za złotówkę? Wrzucić do szafy jako kolejną pamiątkę z Bieszczaduf? I to nie jedyne "zaginione" eksponaty. Może nie jakoś specjalnie cenne ale zdecydowanie ciężkie do odtworzenia/odzyskania. W związku z tym tam nie tylko powinny być kłódki ale wszystko co nie jest przyspawane lub przybite do podłoża winno być znakowane elektronicznie a także przydałaby się drobiazgowa kontrola lotniskowa na wyjściu i pręgierz albo dyby dla przygłupów z lepkimi paluszkami. Ja tam jeżdżę żeby zobaczyć a nie tylko posłuchać że było ale jakiś kretyn rąbnął
Odwiedzając sanocki skansen zawsze biorę przewodnika i nie tylko dlatego że wprowadza do budynków. Nie wszystko da się umieścić na tablicach informacyjnych a jest mnóstwo smaczków i ciekawostek które łatwo przeoczyć. Na przykład dlaczego u aptekarza nad ladą wisi krokodyl albo jak wygląda lokówka do pejsów. Fakt że każdy przewodnik opowiada inaczej i ma własne kolorowe historie jest również nie do przecenienia a przy okazji dowiesz się również na co warto zwrócić uwagę także w ogólnodostępnych pomieszczeniach których ścieżka przewodnicza nie obejmuje. Także bez przesady, te 5 dych za grubo ponad 2h oprowadzania i opowieści to nie taki majątek, idąc przykładowo w 2 rodziny już masz połowę tego a naprawdę warto.
Nie ma co dramatyzować.
Odwiedzając skanseny w Kolbuszowej i Nowym Sączu nastawiłem się, że Sanok będzie tym naj,naj,naj. W Nowym Sączu było tak,że przewodnicy czekali na zwiedzających w chałupach - w cenie biletu ! Nie wiem czy to była jednorazowa akcja,ale tak było i bardzo mi się podobało. Dlatego korzystając z możliwości podzielenia się tym co widziałem,dziele się. "Naj" w moim odczuciu było w Nowym Sączu.
Pręgierz ! jestem za.
Slav - no jeżeli za kryterium "Naj"-owatości przyjąć liczebność i cenę przewodników to Sanok rzeczywiście prezentuje się biednie a wedle zasłyszanych opinii będzie jeszcze gorzej. Z rana, w dniu który przeznaczyliśmy na wizytę w Sanoku nie było żadnego (wszyscy w terenie) więc żeby nie siedzieć bez sensu 2h, poszliśmy do Muzeum Historycznego (też warte odwiedzin jakby kto nie był). Wczesnym popołudniem, po wizycie w Muzeum trafił się ledwie jeden (a właściwie jedna) - a i to po 15 minutach. No ale na osłodę trzeba przyznać że kobieta dała z siebie wszystko i bardzo rzetelnie zajęła się naszą grupką.
Skansen istnieje już tyle czasu, że pewnie różne koncepcje udostępniania obiektów zwiedzającym były już przerabiane. Mi bardziej odpowiada taka opcja, że obiekty - np. cerkwie, domy są zamykane na klucz i otwiera je przewodnik. To - moim zdaniem - pozwala na zachowanie chociaż cząstki tego "czegoś" - czasu, ludzkiego życia, historii - tkwiących w tym drewnie, przedmiotach. Wolę tę opcję, kiedy wchodzę w ten świat na chwilkę i zostawiam go samego za zamkniętymi drzwiami, niż gdyby drzwi były cały czas otwarte i siedziała w każdym z nich pani lub pan od pilnowania tłumu przewalających się ludzi. Ale pewnie ile ludzi, tyle opinii.
Pomimo, że byłam w skansenie już wiele razy - z przewodnikiem i bez - każdy kolejny raz idę tam z wielką radością. Uważam, że pierwszy raz każdy powinien zwiedzić skansen z przewodnikiem. I jeśli ktoś, kto jedzie w Bieszczady pierwszy raz pyta mnie o jakieś rady, to jedną daję wszystkim - zacznijcie od skansenu w Sanoku. Czasami ludzie nie mają bladego pojęcia jaka historia wiąże się z tymi "kapuścianymi górami", jadą bo znajomi już byli, a oni nie, albo dlatego, że w TV pokazywali. Taki łyk Bieszczadów i nie tylko w skansenie pozwala, moim zdaniem, otworzyć w sobie to "trzecie oko" wrażliwe na magię tych gór.
Galicyjski rynek to fajny pomysł. Znalazłam stare zdjęcie z miejsca na którym powstał.
Pracownik,który by tylko siedział pewnie też nie był by zadowolony :) Wspominając Nowy Sącz, była tam chałupa zielarki - wiszące u powały zioła wydawały przyjemną woń, Pani "zielarka" wiązała kolejne bukiety i opowiadała jak wyglądała kiedyś ta profesja.
W Kolbuszowej większość chałup do których nie można wejść ma otwarte okna,co prawda jest w nich krata ale można w ten sposób podpatrzeć,pooddychać tamtym klimatem :) Sanok też daje taką możliwość dla zwiedzających bez przewodnika, tylko w mniejszym stopniu.
Swoją drogą - w Sanoku można nabyć książki w dobrej cenie, kwas chlebowy sprzedawany przy wejściu też jest godny polecenia!
Ostatnio edytowane przez Slav ; 20-08-2017 o 22:53 Powód: brak
Byłem drugi raz w sobotę. Niestety tym razem na wielkim sprincie ze względu na goniący mnie autobus.
Zwiedzanie bez przewodnika jest bez sensu, a koncepcja 50zł za jego wynajęcie wielu przeraża. Np. mnie. Zupełnie nie na studencką kieszeń.
Mi osobiście się wydaje, że rundy z przewodnikiem powinny być - dajmy na to - co 30 min, wliczone w koszt biletu, np +10 zł. I tak grupkami 10-15 osób powinien przewodnik chodzić i opowiadać.
Ja np. tej koncepcji za pierwszym razem nie załapałem. Nie czytałem ogłoszeń że przewodnik jest za dodatkową opłatą, nie rzuciło mi się to aż tak bardzo w oczy (w tym roku przykuło moją uwagę), przez co przyczepiłem się do pierwszej z brzegu grupy i za nią sobie szedłem i słuchałem przewodniczki.
Przerabiałem kiedyś zwiedzanie tego skansenu bez przewodnika i była to porażka. Moje towarzystwo nie tylko nie chciało się dołożyć,to jeszcze mi wygadywało sam pomysł. Uratowałem co nieco podłączając się do jakiejś wycieczki, na krzywy ryj. Bardzo spodobała mi się szkoła pod austriackim zaborem i stojak z dyscyplinami(kijami do bicia) o grubości kijów dostosowanych do przewinienia wychowanka- były czasy.
Wykupiłem jako jedyny dodatkowy bilet, żeby obejrzeć wystawę ikon i to co zobaczyłem warte było większych pieniędzy. Pamiętam też, że była wystawa ze sprzętami, meblami, opakowaniami produktów z czasów głębokiego PRL-u, gdzie uśmiałem się ze śmiechu, bo wszystko to było prawdziwe i znane z autopsji. Wtedy wszyscy mieli prawie to samo.
A w drodze powrotnej również proponuję zatrzymać się w Sanoku i odwiedzić Muzeum Historyczne na Zamku - oprócz stałych wystaw polecam do końca października:
http://de-profundis.pl/
Moim zdaniem warto zobaczyć.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki