A ma wreszcie wyjsc ta Gmina Czarna?bo cos cisza...
Napisz czy warto szukac ksiazki Nadsanie Gmina Czarna,sa tam jakies zdjecia i ciekawe opisy miejscowosci?
A ma wreszcie wyjsc ta Gmina Czarna?bo cos cisza...
Napisz czy warto szukac ksiazki Nadsanie Gmina Czarna,sa tam jakies zdjecia i ciekawe opisy miejscowosci?
Cześć.
Oczywiscie, że Nadsanie Gmina Czarna jest super książkę pełną treści. Warto ja mieć w swojej biblioteczce. Super pozycja. Być moze Pan Kryciński wyda w końcu trzecią cześć tego słownika krajoznawszego I wtedy będzie wiecej o Gminie Czarna. Części Lutowiska i Cisna są super Nie zamierzam ich nawet sprzedawać po przeczytaniu.
Wygląda na to, że Gmina Czarna pewnie już się nie ukaże ale pojawiły się niedawno dwie książki Stanisława Krycińskiego.
Pierwsza to : "Bieszczady. Gdzie dzwonnica głucha otulona w chmury" a druga: "Bieszczady. Cierń w wilczej łapie".
Na temat obu na lubimyczytać jest zamieszczone po jednej opinii, które mnie jakoś nie przekonały a z kolei w serwisie nakanapie też pokazała się tylko jedna, niepochlebna opinia o pierwszej z nich:
"Konsumpcja książki zajęła mi raptem piętnaście minut, bowiem przejrzałam ją dzisiaj w księgarni i to mi wystarczyło, aby stwierdzić, że to nic innego jak kotlety odgrzewane na zużytym po wielokroć tłuszczu i podane w nowej okładce. Nie rozumiem. No nie rozumiem, dlaczego wydawnictwo (po raz kolejny) produkuje zupełnie dodatkowy towar, który tylko udaje coś nowego, a tak naprawdę jest powielaniem, kalkowaniem, przeklejaniem i postredagowaniem już istniejących tekstów i zdjęć. (...) Po co więc tworzyć kolejny zapychacz magazynów? Ech, wieje w tym wszystkim durnowatą desperacją, o czym chyba najlepiej świadczy ten tytuł żywcem wyjęty z zeszytu jakiejś nastolatki, która przyjechała w Bieszczady pod namiot i bawi się w poezję. Szczerze? Już bym wolała kupić tomik tej poezji niż odgrzewane kotlety od Krycińskiego. U nastolatki przynajmniej miałabym styczność z czymś naprawdę nowym."*
Autorka tej opinii tylko przejrzała książkę więc może akurat trafiła na irytujące ją fragmenty i stąd ta nieprzychylna ocena? Może ktoś z Was zaznajomił się z treścią pierwszej bądź drugiej i mógłby coś dodać dla zachęty lub odwrotnie?
-------------------------------------------------------------------------------------
*@DZIKA_BESTIA https://nakanapie.pl/ksiazka/bieszcz...ulona-w-chmury
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
A Ty się zaznajomiłeś? Nie lepiej samemu przeczytać i zrecenzować, zamiast powielać szkodliwe pseudorecenzenckie wypociny?
Informację na temat tytułu w/w książki można znaleźć bez trudu: https://karpaccy.pl/do-tworylnego-ze...em-krycinskim/ ; https://www.facebook.com/LibraPL/pho...242176/?type=3. A przy okazji można posłuchać przepięknego utworu Agaty Rymarowicz: https://www.youtube.com/watch?v=P8EmGFiIlnU
Chyba wynika z mojego postu, że nie więc czemu ma służyć to pytanie? Tym bardziej, że chyba jednak domyśliłeś się czy przeczytałem:
Do tej pory myślałem, że przed przeczytaniem czegokolwiek można zapytać innych o zdanie na temat danej książki, tym bardziej jeśli pytanie zadaje się na forum dyskusyjnym skupiającym miłośników regionu. Chyba jestem niereformowalny bo mimo Twojego oburzenia nadal tak sądzę :)
Ktoś, kiedyś na naszym forum napisał, że wszystkich książek nie zdąży przeczytać i tu w pełni się zgadzam - ja też nie zdążę i przed zakupem staram się zapoznać z opiniami na temat danego dzieła, gdyż tytułów do przeczytania jest coraz więcej a czas jakby się kurczy więc drogą selekcji część z nich trzeba sobie odpuścić.
Pouczyłeś mnie, że bez trudu można informację na temat tych pozycji znaleźć na karpaccy.pl i facebooku Libry oraz zarzuciłeś mi szkodliwe Twoim zdaniem powielanie, jak to ująłeś pseudorecenzenckich wypocin.
Dziękuję za podanie tych linków do informacji, ale nie o to pytałem. Chciałem poznać opinie czytelników a nie materiał reklamowy wydawcy książek bądź portalu powiązanego przez lata i znajomych z autorem.
Co do szkodliwości to uważam, że facebook jest wynalazkiem szkodliwym (z różnych względów ale nie o tym ten wątek) więc go nie używam i z podaną przez Ciebie stroną Libry się nie zapoznam. Nie spodziewam się, aby wydawca zdobył się na krytyczne i pełne obiektywizmu spojrzenie na wydawaną przez siebie książkę.
Szkoda, że nie napisałeś jak Ty odebrałeś lekturę tych książek, czy Twoim zdaniem warto je kupić, przeczytać i dlaczego? Co się w nich podobało a co nie bardzo?
Wracając do tych "pseudorecenzenckich wypocin" to tekst ten też mi się nie podoba ale zamieściłem go celowo, myśląc, że kogoś zachęci, sprowokuje do przedstawienia własnej opinii, biegunowo przeciwnej bądź jakiejkolwiek innej.
Swojej opinii nie wyraziłeś - szkoda.
Co do szkodliwości, to nie jest tak do końca gdyż po przeczytaniu mało wyrazistych opinii na lubimyczytać, które jakoś specjalnie nie zachęciły mnie do kupna tych książek, ta swoją bezkompromisowością spowodowała, że miotają mną :) ambiwalentne uczucia i żeby samemu przekonać się co do prawdziwości bądź kłamliwości tych spostrzeżeń, chyba ujmę te pozycje w swoich planach zakupowych.
Pozdrawiam, Bazyl
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Za bardzo bierzesz wszystko do siebie.
Moje początkowe pytanie było czysto retoryczne.
Nie imputuj mi oburzenia na zadawanie pytań o wartość danej książki. Gdybyś poprzestał na zapytaniu, byłoby wszystko w porządku. Dezaprobatę z mojej strony wywołało bezrefleksyjne zasuflowanie przez Ciebie "księgarnianej" pseudorecenzji.
Dajże spokój, książek kalibru "Bieszczadów" Krycińskiego jest raptem parę. Wychodzi jedna, a co najwyżej dwie na rok (np. ostatnio K. Potaczały "Tak blisko, tak daleko" z 2022). Ich lektura dla kogoś siedzącego w regionie, tak jak Ty, to przysłowiowa "bułka z masłem".
Znowu imputujesz mi niezaistniałe zachowania:
Po pierwsze - nikogo, a w szczególności Ciebie, nie pouczyłem i ani bym śmiał pouczać. Wskazałem tylko ogólną dostępność w Internecie informacji o znaczeniu tytułowej frazy z książki S.Krycińskiego, której wyjaśnienie podał on w niej na s. 168. Niekoniecznie więc trzeba na nią trafić w trakcie 15-minutowego kartkowania w księgarni, żeby dowiedzieć się o jej sensie. Jeśli jednak powiela się "księgarnianą" pseudorecenzję, to uważam, że wypadałoby przynajmniej to sprawdzić w Internecie.
Po drugie - nie zarzuciłem Ci "szkodliwego powielania", jeno określiłem jako szkodliwe "pseudorecenzenckie wypociny", i podtrzymuję tę opinię w całej rozciągłości. Z pozycji ignoranta własnej ignorancji bardzo łatwo jest opluć każdą książkę, której się nie przeczytało. A takie opinie rodzą w odbiorcach - potencjalnych czytelnikach - uprzedzenia zarówno do książek jak i ich autorów. Jest to więc nie tylko szkodliwe, ale przede wszystkim głupie i podłe. Zgodzisz się chyba?
Zalinkowałem źródła informacji o sensie tytułowej frazy, a nie "materiały reklamowe wydawcy", czy "laurki" z kręgów wzajemnej adoracji. Tak przy okazji - nigdy mnie nie obchodziło i nie zważałem, kto jest z jakiej koterii czy środowiskowej elity. Dla mnie liczy się wartość tego, co kto robi w danej dziedzinie i z jakimi intencjami. Liche - ganię, wartościowe - doceniam. Bez względu na osobę autora czy wykonawcy.
Na FB mnie nie ma - z rozmysłu. Jednak z FB czasami, choć rzadko, korzystam - jako ze źródła informacji. Tak jest i teraz, z tym że nie chodzi mi o zajawkę wydawniczą książki, tylko o "suchą" informację o sensie jej tytułu.
To może na osobny post. Wiadomo powszechnie, że wszystkie części "Bieszczadów" S.Krycińskiego są starannie wydane i treściowo spójne, tzn. stanowią mix gawędy krajoznawczej ze wspomnieniami autora ze studenckich czasów przewodnickich i akcji ratowniczych dziedzictwa kulturowego regionu. W każdej znajdzie się jakiś "smaczek" dla chyba każdego miłośnika Bieszczadów.
No to sprowokował. Tyle, że wziąłeś to wszystko za bardzo do siebie.
Poczekaj może na opinie innych zainteresowanych. Chyba, że "Stasinek" jest na tym forum na "cenzurowanym"?
Odwzajemniam pozdrowienia
Tom
Ostatnio edytowane przez Tomnatyk ; 04-04-2023 o 11:08
S. Kryciński, Gdzie dzwonnica głucha otulona w chmury. Ani dla zachęty, ani odwrotnie.
Recenzja to nie będzie ale taka luźna gadka. Nie mylić z luźnymi gatkami
Książka obejmuje teren dawnych wsi Berehy Górne, Caryńskie, Chmiel, Dwernik, Hulskie, Jaworzec, Kalnica, Krywe, Łuh, Rajskie, Smerek, Strubowiska, Studenne, Tworylne, Wetlina, Zatwarnica, Zawój.
Jeszcze całej nie przeczytałem, ale spodobała mi się. Może dlatego, że autor o mnie w niej pisze? Może nie tak dosłownie, ale widzę siebie w opisywanych miejscach i sytuacjach. W roku 1974 też wędrowałem pieszo po Bieszczadach z brezentowym plecakiem i szmacianym śpiworem i w olejoodpornych butach. Takich, co to miały być odporne na wszystko i przeznaczone były dla pracowników stacji paliw CPN. Bo innych stacji wtedy nie było. Może i na wszystko były one odporne, ale na wodę jakoś nie Nie mieliśmy – jak autor – 15-kilogramowych namiotów, toteż noclegi kojarzą się z zapachem siana w stodołach. Autora wtedy nie spotkałem ale zdarzyło się to kilka razy później. Z podobnym sentymentem czytam o rozstawianiu studenckich baz namiotowych, bo i sam takie rozkładałem czy o poszukiwaniu bochenka chleba w okolicznych sklepach, bo i sam szukałem.
Oprócz wspomnieniowego „bajania”, jest w książce sporo informacji historycznych, geograficznych, etnograficznych, przyrodniczych oraz wiele archiwalnych fotografii. Większość z tych informacji można znaleźć także w innych źródłach, ale są też takie fotografie, których jeszcze nie widziałem oraz informacje, których nie czytałem. W przeciwieństwie do wydanych w latach 90. ub. wieku „Gmina Cisna” i „Gmina Lutowiska”, tutaj przeważa styl gawędziarski. „Gminy” były raczej do studiowania, ta książka jest do łatwego czytania. Myślę, że wydawnictwa wydają takie książki, jakie potencjalne będą kupione przez czytelnika.
Nie będę odpowiadał cytowanej recenzentce w miejscu, gdzie ona pisała, jeśli chce, niech poczyta tutaj.
".... autor musi co roku przesiadywać pod cerkwią w Łopience i samodzielnie upłynniać towar". W mojej ocenie Stasinek jest bardzo dobrym akcentem łopienkowego folkloru, podobnie jak ksiądz Bartnik w polowym konfesjonale, Krycha w kowbojskim kapeluszu, rzeźbiarz Tadeusz Pindyk z Dynowa lub dziwne typy na koniach.
Tytuł książki jest cytatem z wiersza Agaty Rymarowicz, która - delikatnie mówiąc - nie jest już od kilkudziesięciu lat nastolatką i nie przyjechała w Bieszczady tylko z Bieszczadów wyjechała (pochodzi z Baligrodu).
Zanim odpowiem na Twoje pytania - konieczna jedna uwaga wstępna nt. zacytowanej przez Ciebie niepochlebnej opinii o cz. III i IV Bieszczadów z serwisu nakanapie.pl. Po 15-minutowym kartkowaniu w księgarni pierwszą z nich uznano tam za "zupełnie dodatkowy towar, który tylko udaje coś nowego, a tak naprawdę jest powielaniem, kalkowaniem, przeklejaniem i postredagowaniem już istniejących tekstów i zdjęć" - jednym słowem: "odgrzewane kotlety od Krycińskiego". I dodajmy: zapewne - w domyśle - "powykrawane" z opracowanego i wydanego przezeń Słownika historyczno-krajoznawczego Bieszczadów. Otóż nie sposób w ciągu kwadransa miarodajnie ocenić, w jakiej mierze Autor Bieszczadów zapożyczył fragmenty tekstu Słownika, a zwłaszcza jak je zaadaptował do formy gawędy krajoznawczej. Określiłem ten paszkwilancki eksces mianem "pseudorecenzji", bo tak ciężki zarzut sprawia wrażenie, że ktoś kto go rzucił ma odpowiednio gruntowną wiedzę o regionie i rozeznanie w piśmiennictwie krajoznawczym. Ja nie mam ani jednego, ani drugiego. Więc nie sposób mi silić się na recenzję. Może jednak znajdzie się ktoś bardziej kompetentny i z większym rozeznaniem, kto zada sobie trud porównawczego zestawienia treści Słownika z odpowiednimi passusami Bieszczadów. Wdzięczne pole do ćwiczeń tekstologicznych.
Mnie cały cykl Bieszczadów czyta się dobrze, choć w warstwie krajoznawczej bywają fragmenty nużące, a mogą nawet chwilami wydać się nudne, gdy Autor powiela np. raz za razem te same informacje o zmianach własnościowych przy każdej z sąsiednich wsi należących do jednego i tego samego klucza dóbr. Dlatego warto tę lekturę odpowiednio sobie dawkować.
Jak rzekłem wcześniej, niemal każdy miłośnik regionu znajdzie w Stasinkowych Bieszczadach jakiś "smaczek" dla siebie. By nie być gołosłownym, wspomnę czysto subiektywnie o dwóch: w cz. III największym dla mnie odkryciem była wioseczka Studenne z "tajemniczym kręgiem" i kapitalnym "dragomańskim" wątkiem własnościowym. Szkoda tylko, że przy pierwszym Autor nie zamieścił wycinka obrazu LIDARowego, a przy drugim - mapy katastralnej.
Tu mała dygresja osobista: Gdy na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku zaczynałem wchodzić w Bieszczady, to jedną z pierwszych i do dziś niezapomnianych wędrówek odbyłem z Terki właśnie przez rejon wioski Studenne w dolinę Sanu i rzeką do Hulskiego, a dalej na Otryt. Nawet nie śniło mi się wówczas, jak ciekawy krajoznawczo teren przemierzam. Nie przypuszczałem też, jak ponuro krwawa tajemnica okrywa Terkę, gdy przez parę dni przebywałem w tamtejszym schronisku PTSM-u, podczytując w deszczowe dni Komu bije dzwon Hemingwaya.
Do tej właśnie makabrycznej historii odnosi się podtytuł IV cz.: Cierń w wilczej łapie - z toponomastycznymi nawiązaniami do zantagonizowanych wsi: Terki i Wołkowyi. Mam wrażenie, że Autor opisuje dzieje miejscowych społeczności z ukrainofilskim nastawieniem. Lepsze to, niż gdyby pisał z uprzedzeniem ukrainofobicznym. Razi jednak nieco na siłę i w dodatku niekonsekwentne określanie polskimi terminami kureni i sotni UPA. Wg mnie zabieg semantyczny równie sztuczny, jak propagandzistowskie piętnowanie tej zbrodniczej formacji zbrojnej w PRL-u mianem "band".
W IV cz. największą dla mnie rewelacją jest odkrycie pozostałości terenowych zamku w Hoszowie, tudzież wzmianka źródłowa z 1879 r. o wiodącym z niego w kierunku Żukowa "murowanym, sklepionym" i wciąż jeszcze wówczas niezawalonym 1000-sążniowym chodniku, w którym ukrywali się i nim uciekali "chrześcijanie" podczas najazdów tatarskich. Autor wykonał nie tylko ogromną pracę badawczą w terenie, lecz także kwerendową w archiwach i bibliotekach.
Na osobną uwagę zasługują "smaczki" środowiskowe, zwłaszcza przewodnickie - z akcji "Opis" oraz "Nadsanie", których Autor był nie tylko uczestnikiem, ale i spiritus movens. Działo się to w epoce schyłkowego PRL-u, czasach wiecznych niedoborów, z którymi potrafił się uporać w zadziwiająco kreatywny sposób. O tym jak ugotować cielęcy rosół na czystej wodzie z potoku Hulskiego, bez "wkładki mięsnej", albo co kryła tajemnicza "wielka skrzynia", jak wyglądał jej transport z Warszawy i jak Autor borykał się z jej zawartością w nomen omen Rosolinie - dowie się każdy wytrwały czytelnik. Trzeba tylko zabrać się do lektury! Zwłaszcza, że empiryczna wiedza z zakresu surwiwalu żywieniowego może się okazać niebawem niezbędna...
Ostatnio edytowane przez Tomnatyk ; 10-04-2023 o 01:33
Stasinkowa gawęda na żywo o jego gawędzie książkowej: Stanisław Kryciński i jego bieszczadzki pięcioksiąg (youtube.com)
Na koniec w dyskusji zapowiedź wznowienia Słownika historyczno-krajoznawczego.
Pod gawędą na YouTubie komentarze są wyłączone, więc może tu na forum będzie można odnieść się do jej zawartości - czego nie ma a być powinno.
Może ktoś czytał V część pentalogii i zechce się podzielić opinią na jej temat?
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki