Że tak zapytam retorycznie - skąd w tobie tyle agresji? Nabijasz się ze swojego księdza, a sama prezentujesz retorykę żywcem wyjętą z moherowych audycji wiadomej stacji. "Ja miałam źle i przeżyłam, więc niech inni niech też mają... "Zamieszczone przez buba
Wymóg "nowości" książek jest dla mnie oczywisty (podobnie jak w przypadku zbiórek odzieży): stopień zużycia to rzecz względna - jeden da książkę czytaną sto razy, ale dobrze zachowaną i w jednym kawałku, a inny da podartą czy poplamioną, bo też "da się przeczytać". Ja dziękuję za taki (ten ostatni) prezent... A nowe to nowe i już. Nie musi być wydane na kredowym papierze i kosztować tysiąca złotych.
Skoro tak łatwo jest "pójść do księgarni, kupić i przekazać", to dlaczego prawie nikt tego nie robi? I druga rzecz: wyjaśnij mi, w jaki sposób np. Ty czy ja możemy nauczyć dzieci z Komańczy korzystania z książek. Odpowiem za siebie - ja nie mogę tego zrobić: ani nie mam możliwości, ani nie czuję takiego powołania. Ale przecież nie na tym problem polega - w Komańczy są pedagodzy, ale w Komańczy nie ma pieniędzy na książki. W akcji bierze udział dyrektor szkoły, a akcja ma pomóc w nabyciu (nazwijmy to) narzędzi dydaktycznych, a nie w czynnym organizowaniu procesu dydaktycznego.Zamieszczone przez marcins
Ja to widzę tak: ktoś sobie wymyślił małą, pożyteczną akcję, którą możemy wesprzeć. Obowiązku nie ma. Nikt nikogo nie będzie rozliczał - dał czy nie dał, a jeśli dał, to za ile. Kupienie książki dla dziecka nie jest dla mnie heroicznym czynem, przybliżającym mnie do zbawienia. Nie dorabiajmy jakiejś koszmarnej gęby, ani nie doszukujmy się drugich den w prostych, ludzkich odruchach.



Odpowiedz z cytatem
Zakładki