Następne piętnaście minut upłynęło nam na... milczeniu. Milczenie nie zawsze oznacza ciszę. Pojazd wypełniło mlaskanie i szelest papierków z Kriłek , a po chwili na trawienie wleciało odrobinę paprykówki Nemiroffa, w skali smakowej całość porównywalna do pizzy w Orliku. Minął nas trąbiąc jakiś VW . Nie wiem co za model ale idę o zakład że passat kombi. Wyjątkowo zakwitły ostatnimi laty w strefie nadgranicznej, posiadają ponadwymiarowy zbiornik paliwa w związku z czym, jak znalazł gdy ktoś zamierza handlować paliwem od wschodnich braci. Im dalej na południe tym zimniej i więcej śniegu za oknami. Śnieg jest śnieg, wypić zawsze można... Nawiew nie należał do sprawniejszych w tym modelu, ale za to centralne płynne spisywało się na medal. Ululaliśmy się na sto i dwa, nim dojechaliśmy do Czarnej, załoga kanapy numer dwa , czyli Igor i Ja!
- odpuszcza co nie?
- oj, daj Boże odpuszcza...
- kierowca! patataj patataj... - co w slangu wrogów porannego kaca znaczy ni mniej ni więcej jak to że dobrze się jedzie i oby tak dalej. Przed nami misja nietuzinkowa. Igor ma jeszcze dziś wieczorem wystąpić w roli korespondenta na żywo , jednej ze znanych i lubianych rozgłośni radiowych, tłumacząc wyższość podróżowania autostopem nad publiczną komunikacją. Zadzwonił dwa dni wcześniej że jedzie w Bieszczady na stopa, bo mu w redakcji kazali. Tymczasem kulisy tego zlecenia majaczą coś o zaśnięciu podczas mszy w konfesjonale, przy ważnej uroczystości państwowej z udziałem władz i znakomitych gości. Może by i się upiekło, ale zapomniał skręcić volume, a lubi sobie pochrapać. Skwitował tłumacząc że "większość twierdzi że większość to idioci". I racja.
...Spytacie gdzie ta pogoń, kim jest sztukmistrz z Lutowisk. Ano nazbyt tajemnicza postać aby o niej samej opowiadać. Widziałem Go tylko raz.. i chyba ostatni, ale nie wykluczam możliwości, że się to kiedyś jeszcze raz wydarzy. Szybki kwaterunek w ośrodku BPNu, i równie szybkie wyjście do miasteczka. Igor miał tu znajomych , którzy objechali autostopem całą Europę i wybrali się kiedyś starym hippisowskim szlakiem do Indii za 30 dolarów. Trasa obrosła w legendę, tłuką się nią głównie Niemcy i Holendrzy, podążając camperami na Goa, ale co jakiś czas, jakiś szalony Polak wybiera się w podróż , która odmienia. Przyznam że sam nie raz o tym myślałem, kto wie, cytując Foresta Gumpa "Życie jest jak pudełko czekoladek"*.
Spryt to podstawa, urabiając się do potęgi -entej Igor wymanewrował się z telefonicznej relacji, przeprowadzając wywiad ze znajomymi, w którym sam lekko ciepły, powiedział może ze trzy zdania, a resztę dokończyli już ludzie, dla których bycie na drodze jest czymś więcej niż tylko przemieszczaniem się z punktu A do punktu B. W chwili gdy my tu sobie gadu gadu, Oni są już w Ekwadorze. Pamiętam zdanie którym zakończyli opowieść: "Jeśli ktoś chce zacząć podróżować, niech przestanie w końcu na coś czekać, tylko zacznie żyć!" Kotłowały mi się te słowa w głowie następne pół godziny, gdy wracając na nocleg, mijaliśmy puste, ciemne i zimne ulice Lutowisk. Wiatr kołysał latarniami i grał w kilku piszczących tonacjach. Klimat, jak w zapyziałej dziurze na Alasce, z tą różnicą że to zapyziała dziura w Bieszczadach, i choć mróz, to wspomnienie o niej rozgrzewa serducho. Światło w Barze Ryś zapraszało na grzańca, grzech było odmówić.. w środku za zasłoną z kocy siedziało dwóch miejscowych i miła obsługa, w telewizji leciał jakiś głupkowaty program , jak oni stękają czy coś w podobny deseń. Rozmowa kręciła się w okolicach reinkarnacji, by po chwili zejść na Chasydów... Opowiadałem jak zeszłorocznej zimy, również w tym samym miejscu wylądowałem z Danielem, i pijąc w ośrodku grzańca przed snem, słuchaliśmy na pełny regulator aktorów teatru "Rampa" i muzyki ze spektaklu "Sztukmistrz z Lublina", postanowiliśmy rano mimo śniegów wybrać się na cmentarz żydowski.
Chwiejnym krokiem, wspierając się o siebie, pełznąc na kwaterę, śpiewaliśmy Chwalmy Pana. Po otworzeniu drzwi, pod nogami przebiegł nam spory szczur, na co mój kompan drąc się: - sztukmistrz z Lutowisk, łapiemyyyyyyyyy....!!!! Jął krzyczeć i biegać po holu... nie długo, niemalże wrodzony brak równowagi wyrżnął Igorkiem o ścianę do tego stopnia, że zapał mu jakby zgasł....
Pogoń... tak.. ale za wspomnieniami... za czymś nieuchronnie ulotnym...
Kunec
* "Ogry są jak cebula" tak mawiał Shrek
Zakładki