Roku Pańskiego nie wiadomo jakiego, tak dawno, że wtedy jeszcze czasu nie było. Albo może i był, tylko mało kto z nas miał większą ochotę się nim zajmować bardziej niż to potrzebne. A nie było potrzebne na ten czas, bo zima za oknem aż piszczy, zaraz... to nie zima, to nie dociągnięty pasek w aucie sąsiada. Zima za oknem aż ... biało. Tylko to też z prawdą do tyłu, bo śnieg chowając się przed wiatrem powskakiwał do głębszych dołów i za mrowiska. Żółciej na łąkach niż biało. Prawdopodobnie chmury przewijają się gdzieś tam powyżej, ale jednej od drugiej nie poznasz, szarość tak gęsta że pozacierała granice. Światło po tej stronie nieba nieśmiałe . Pół godzinny spacer kończy się kłującym bólem w uszach i strumieniem z nosa. Diabeł ręce zaciera, rzuca na lewo wiatr na prawo katar. Raz na jakiś czas przeleci obok krakanie, ale zaraz znika, rozpływa się w powietrzu jak mleko w kawie i miesza ze świstem. Kiego pierona dzwonili żeby dziś w góry jechać? Powaliło do reszty ich i mnie że się zawsze z tym zgadzam.
Punkt zborny na Starym Zagórzu, więc jeszcze z 40 minut spaceru mi pozostało, chyba że się diabeł zorientuje że ta opatulona kulka ma cel, to mi sypnie w oczy i takiego h...ja będą na mnie czekać następną godzinę.
Brnąc polami uprawnymi między Suszkowem a Skowronówką umilam sobie czas klątwami i bluźnieniem. Ot taka tradycja... gdy Ci się zachciewa spod kominka stopy oderwać i iść. Po prostu iść a aura nie sprzyja. Tam w dole na pewno tak nie dmucha, ale po stokroć wolałbym powtarzać tę trasę, niż dreptać asfaltem i zamienić adresata wypominków z diabła, na mijające mnie auta. Ciekawa jak droga wyglądała na początku XV w. gdy jeszcze w pismach nazywali okolicę Velepole antiqua *****. Po pierwszym wzniesieniu diabeł dołożył mi wagi do butów, oblepiając szczelnie błotem, niech ma, wolniej idziesz więcej widzisz. A jest co oglądać.
Chwilami dziury w niebie ośmielają widoczność i pojawia się w oddali Zagórski Karmel (choć może brzmi to jak nazwa wytwórni słodyczy). Nim powstał , ludzie musieli drałować aż do Poraża by oddać się duchowej strawie a tu masz, Stadnicki funduje im takie cudeńko pod nosem początkiem XVIIIw.
A i braciszkowie bliżej ludu byli, bo nie tylko spuściznę Mistrza z Nazaretu przyszło im pielęgnować, tylko dbać o obronność warowną, chór i zespół grający..szpital... rzemiosło okoliczne. Legenda mówi o dwóch takich co się sprzeczali i z jednej lampy zamiast Dżina wyczarowali pożar, oj działo się działo...aż się spaliło. Na prawo świeci murowana Cerkiew Św. Archanioła. Coś się kończy coś się zaczyna, jak mawiają. Ukończyli Cerkiew i zaczęła się II wojna... nie na nic składki dwu wyznań i Polonii z za oceanu bo się do dziś ostało. Miała kiedyś Ikony ale ktoś się nie bał... i pożyczył, chyba mu się zapomniało oddać. Taki okres był, moda na Ikony w latach 80tych ostatniego stulecia... znikały często i to w całej Polsce.
Jedną ręką opierając się o krzak głogu udało mi się odkleić belzebubowe ciężarki od podeszwy, i to tylko dzięki temu że głóg do jasnej strony magii przypisany. W zielonej medycynie niczym słowiański Żeń-Szeń - na serducho dobry, zbieram na tych łąkach co roku. Sentyment mam do tych słonecznych dni, gdzie opasany zielskiem spaceruję i obrywając co zacniejsze zielsko w pszczoły się zasłuchuję. Gdy Głóg kwitnie to przyjazne są i nie atakują, tylko gadają coś aż cały świat brzęczy, a ja z tą głową w kwiatach dziękuje krzakom za hojność i kaleczę ręce na głogowych gałęziach.
Przeskakując Skowronówkę minąłem niezły widoczek na dolinę Osławy i Zagórz, w tle karmiąc oczy pasmem Gór Słonnych. Wiatr skutecznie wydmuchał ze mnie zniechęcenie, myślą... że dobrze czasem wbrew niepogodzie urwać się i zrobić coś na przekór. Chciałbym odbić od planowanej trasy... Gdybym miał więcej czasu... gdybym miał więcej... SMS od reszty brygady : Spóźnimy się.stop.spotkanie pod grobem biskupa.stop.jemy obiad.stop ..Prawdę mówią , że trzeba uważać o czym się marzy , bo może się spełnić.
Zakładki