"Towarzystwo działało już rok, gdy w niedzielę wielkanocną 2004 r., jeszcze przed śniadaniem, grekokatolicy chcieli modlić się w przydrożnej kaplicy Boga Ojca w Mchawie, wsi graniczącej z Baligrodem. Akurat tego roku święta wschodniego i zachodniego obrządku wypadały tego samego dnia. Do wojny kapliczka w Mchawie należała do Ukraińców. Grekokatolicy mówią, że dawno temu dano jej wezwanie Chrystusa Króla. Po wojnie się zmieniło.
Grekokatolików nie dopuścili do kapliczki rzymskokatoliccy ochotnicy - strażacy pełniący, jak każe obyczaj, mundurową wartę u Pańskiego Grobu oraz mieszkańcy wsi. Doszło do przepychanek. Wytargano za sutannę ks. Michaliszyna, który miał prowadzić nabożeństwo. Zrugano go w najgorszych słowach. - Wypier... na Ukrainę! - krzyczał świątecznie ubrany tłumek.
Tłumkowi przewodził sekretarz powiatu leskiego Czesław Gawłowski, na co dzień mieszkaniec Mchawy, pewny - jak powiadają - kandydat na baligrodzkiego wójta w zbliżających się wyborach.
Mchawski proboszcz ks. Stanisław Curzytek tak objaśnia wielkanocne zajście: - Kaplica Boga Ojca jest dla Mchawy ważniejsza niż kościół i stąd wszystko się stało. Ludzie mówili, że wolą ją rozebrać, niż oddać innemu obrządkowi. Już w styczniu rada parafialna uchwaliła, że nie ma u nas ani chęci, ani potrzeby, żeby wpuszczać grekokatolików. W parafii jest tylko jeden człowiek, który się do nich przyznaje.
Parafialny kościół zbudowano na wzgórzu ponad wsią, na fundamentach greckokatolickiej cerkwi.
Tak więc ks. Curzytek stanął - jak sądzi - naprzeciw dwóch frontów. Z jednej strony ks. Michaliszyn, który przywiódł tu wiernych z innych wsi. Z drugiej - parafianie i rada, której przewodzi Gawłowski. Oraz strażacy, a Gawłowski jest również strażakiem. Ale to nie on był prowodyrem - uważa ks. Curzytek. Raczej pierwszy między równymi, bo w gminie znany, więc ludzie za nim patrzą.
Doszło więc do tego, do czego doszło, a teraz jest problem, jak to wspominać. Bo chwalić się nie ma czym, a zapomnieć tak po prostu się nie da. Może nawet w mieszkańcach baligrodzkiej gminy osadził się jakiś wstyd. Za dużo było wtedy nerwów i namiętności, za mało rozmowy. Mchawski proboszcz uważa, że jemu samemu zabrakło wówczas dyplomatycznych umiejętności. Ale co się stało, to się nie odstanie.
Zakładki