N 49º07`55 E 22º45`47 to przybliżone koordynaty (sczytane z mapy).Jak popatrzycie na przedwojenne WiG-ówki,to do Brenzbergu od południowego zachodu prowadzi droga,do dziś dobrze ją widać w guglobusie,wychodzi prosto na wzmiankowaną polanę.
N 49º07`55 E 22º45`47 to przybliżone koordynaty (sczytane z mapy).Jak popatrzycie na przedwojenne WiG-ówki,to do Brenzbergu od południowego zachodu prowadzi droga,do dziś dobrze ją widać w guglobusie,wychodzi prosto na wzmiankowaną polanę.
Pozdrav
Bez tych wszystkich nowoczesnych urządzeń docieramy tam każdego roku - od strony Tarnawy.
Tylko kłopot jest z powrotem.
To dziwne miejsce - inne każdego roku; Za każdym razem jakby zmieniała się okolica leśniczówki. Studnia studnią, ale okoliczne chaszczory dają nieźle i za każdym razem inaczej popalić.
Tak trochę na marginesie: czy nazwa Brenzberg była nawą oficjalną (występującą np w dokumentach), czy zwyczajową ?
pozdrówka :-)
Na marginesie szukając szczegółów o Brenzbergu wydobyłem z przepaści szafki archaiczną mapę z 1991r Bieszczady Zachodnie 1:75000 wydawnictwa ¶TR Kartografia wyd.II,kupioną za cenę 9000zł :)
Genialna! Teraz ją dopiero doceniłem: na monochromatyczny podkład z WiG-ówki nałożona jest treść współczesna.To jest trochę mało czytelne,stąd wylądowała na dnie szafki,ale jak się wczytać to całą historię naszych Bieszczadów widać jak na dłoni,np widać taką rzecz jak współczesny i ówczesny zasięg lasów,wsi itp naraz.
Pozdrav
Dobrze, opowiem.
Wychodzimy z Tarnawy na ścieżkę przyrodniczą w kierunku Dźwiniacza, ale wybieramy wersję wzdłuż Sanu. W miejscu gdzie stoją ławeczki i otwiera się widok na rzekę, po lewej stronie zaczyna się droga po betonowych płytach - trzeba tą drogą skręcić w lewo i kierować się na szczyt charakterystycznej górki na której jest ambona. Wychodzimy na stokówkę wzdłuż Jeleniowatego -
teraz należy wejść w las i szukać stokówki wiodącej w górę. Ona zaprowadzi prosto na Brensberg. Trafiliśmy tam zupełnie przypadkiem zbierając rydze.
Było dziwnie cicho. Szliśmy szeroką ścieżką aż pod szczyt. Po drodze spłoszyliśmy wielkiego jelenia, który łypną okiem i uciekł. Na szczycie, charakterystyczny kasztan w miejscu leśniczówki, trochę dalej studnia, a raczej dół - pułapka. Wszystko zarośnięte, dzikie.
W następnych latach ogarnęła nas pasja robienia soków z prawdziwych malin; z wielkimi słojami chodziliśmy po Jeleniowatym uzupełniając zbiory. Znowu Brensberg. Zbiory wspaniałe, tylko jakoś ciarki po plecach przechodziły. Znamy tragiczną historię tego miejsca, więc te najpiękniejsze, blisko szczytu zostawiliśmy na krzakach. Poszliśmy szczytem w lewo w las. Jakoś tak wysuszona ziemia, drzewa a pod nimi i nieprawdopodone ilości grzybów, olbrzymich. Niestety wszystkie robaczywe.
Schodziliśmy na azymut i jakoś udało nam się dotrzeć do smolarzy przed Tarnawą. Poranieni, bez sukcesów grzybiarskich dotarliśmy szczęśliwie do Tarnawy.
W kolejnym którymś roku, zaprzyjaźniliśmy się z sympatyczną rodziną z Kielc. Posiadali aparat do wykrywania metalu w ziemi. Poszliśmy z nimi tą samą trasą (z łopatą) na Brensberg. Chłopak cierpliwie wykrywał i kopał, a ja szukałam śladu tego lasu, tych niesamowitych grzybów...
Ale wszystko jakoś się zmieniło, zarosło. Kielczanie rozczarowani - znaleźli tylko jakieś gwoździe - no i wróciliśmy tą samą drogą do Tarnawy (droga jak autostrada).
Brensberg - miejsce naznaczone tragiczną historią... Ale przecież to tylko jedno z bardzo wielu miejsc tragedii jaka się na tych ziemiach rozegrała.
Ja chodząc po Tarnawie, Dźwiniaczu, okolicznych łąkach, mam świadomość, że depcę groby moich przodków i pomimo zaplanowanej "rekreacji" ciągle jakoś mniej "rekreacyjnie" się czuję.
Unikajmy może medialnych miejsc. Może zatrzymajmy w jakimkolwiek bieszczadzkim kawałku ziemi...
Będę na Tarnawie od 5. do 10. lipca i mogę służyć za przewodnika.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki