Jasne, masz rację. To przez pośpiech. A link nie działa. Zachęcam do osobistego odwiedzenia tego miejsca.
Rozdział V
Odyseja błotna
…Z Wojtkiem umówiliśmy się na rano, na Krywe.
Na bardzo wczesne rano. Wojtek Cyferki przenosił się do Górnych, a my byliśmy umówieni z Renatką, Bertrandem i Stałym Bywalcem na Dydiową. Umówiliśmy się zatem z Wojtkiem, że spod leśniczówki ruszamy o 6.30. Tymczasem godzinę wcześniej Wojtek zadzwonił, że pod leśniczówką mamy być o 6.10. Ponieważ po powrocie z domku jeszcze coś się w lodówce znalazło, a potem miałem z Julią mocne, nocne Polaków rozmowy, to po dwu i półgodzinnym śnie pomyślałem sobie o Wojtku, że.. Ale szybko mi przeszło. Wojtek Myśliwiec odmówił udziału w wycieczce. Wymyślił sobie wygodną teorię, że gdzie już był dwa razu, to iść nie musi. Ale my pojechaliśmy. Zależało mi, aby pokazać dziewczynom to fantastyczne miejsce. A Krywe jest fantastycznym miejscem, nie tylko o wschodzie słońca. I zgodnie z przewidywaniem Krywe dziewczyny zachwyciło. Wróciliśmy do Wojtkowego autka, po drodze depcząc po czymś pełzającym i szybka decyzja, dokąd dalej. Ustaliliśmy, że pojedziemy dookoła, przez Szczycisko i Studenne na punkt widokowy nad Tworylnym. Kolejne wyjątkowe miejsce. Po drodze towarzyszyło nam jakieś ogromne ptaszysko, usiadło nawet na chwilę, ale niestety tyłem, daleko i pod słońce. Może ktoś je rozpozna. Ja obstawiam orlika. Ale może to było coś innego, nie było specjalnie okazji, żeby się dokładnie przyjrzeć.
Pojechaliśmy na punk widokowy, tam chwila przerwy, a potem stokówką wzdłuż Sanu, gdzie można podziwiać kilka urokliwych zakoli, no i powrót.
***
Z Bertrandem umówiliśmy się na punkcie widokowym w Stuposianach, który charakteryzuje się tym, punkt, nie Bertrand, że nic z niego nie widać. A w zasadzie widać- drzewa rosnące dookoła. Z Bertrandem przyjechała Renatka, Stały Bywalec i… Wojtek 1121. Od nas była Julia, Kasia, Wojtek Myśliwiec (dopiero drugi raz szedł na Dydiową, mógł wiec pojechać z nami). Na wypale przed Mucznem pozostawiliśmy nasze brum-brumy i udaliśmy do najpiękniejszej bieszczadzkiej dolinki.
Droga na Dydiową od września zmieniła się bardzo. Okazało się, że trwa, albo dopiero co zakończyła się zrywka, wcześniej padało i miejscami droga zmieniała się w błotne bajorka. Zabawy z omijaniem błotnych pułapek było dużo, skakaliśmy raz z jednej, raz z drugiej strony drogi, i co chwilę słychać było charakterystyczne „szliiiuuuups”, „szliiiuuups”, kiedy każde z nas po kolei uwalniało zassany w błocie but. Nie ukrywam, że bardzo lubię tego typu przeprawy.
A kiedy doszliśmy na miejsce, Bertrand…
Bertrand miał urodziny. Dwa dni wcześniej, kiedy mieliśmy konferencję na szczycie. Nawet najkrótsze słówko o tym nie wymsknęło się , ani jemu, ani jego uroczej małżonce. Ja sam przypomniałem sobie na drugi dzień i z Leska zadzwoniłem z życzeniami. Teraz przy Dydiówce Bertrand wyciągnął świetny miód agrestowy Made In PioterkF (Bertrandzie, jeśli się pomyliłem, to mnie popraw ,pamięć jest zawodna), wypiliśmy toast za Jego zdrowie. Kieliszki dziwnym trafem znowu się znalazły. Zaprawdę powiadam wam- baaardzo zacny trunek.
Nie marudziliśmy długo, na Dydiowej jest jeszcze jedna chatka, przy niej zrobiliśmy dłuższe posiedzenie. A tam okazało się, że trzech jeźdźców apokalipsy, Stały Bywalec, Wojtek1121 i wasz skromny sługa, niezależnie od siebie wpadło na taki sam pomysł. Na stole pojawiły się trzy piersiówki. Zdrówko Bertrandzie!
Wracaliśmy inną ścieżką, wzdłuż Sanu, tą, której, od drugiej co prawda strony, nie udało nam się znaleźć we wrześniu. Ścieżka o wiele przyjemniejsza, tylko miejscami podmokłe tereny. I tak doszliśmy do potoku Muczny.
Muczny, normalnie potoczek, przez który przechodzi się suchą nogą, teraz , po obfitych deszczach zmienił się w małą Amazonkę.
-Słuchajcie, jest most- krzyknął ktoś. Mostem okazał się zwalony pień drzewa wiszący kilka metrów nad potokiem. Cóż było robić, wchodzimy po kolana w wodę i w ten sposób się desantujemy. Julia cieszyła się jak dziecko. Okazało się, że nikt nie chodzi po wodzie, albo zręcznie ukrył tę umiejętność. Tylko nasz prezydent musiał zdjąć buty, skarpetki, przeszedł boso, założył skarpetki, założył buty, zawsze taki wyrywny, teraz zwłóczył najdłużej. Ech ten Kaziu, uwielbiam z nim łazęgować.
Już bez przygód dotarliśmy na wypał. Taa..To ten sam wypał, na którym w ubiegłym roku piliśmy dobry koniak z plastikowego kieliszka zrobionego z szyjki butelki od wody.
***
Wieczorem zrobiliśmy ognisko. Wtedy Banan poprosił mnie na stronę. Siedliśmy sobie na stromych schodkach Ośrodka i usłyszałem jego historię od powrotu w lutym do Torunia. Powiedział też co się stało tutaj. Teraz już było pewne, że nie pójdzie do Rajskiego i zostanie z nami aż do powrotu do Torunia. A ja byłem zły, że nie mogę mu więcej pomóc, chociaż on tyle w życiu pomógł mnie..
Ludu, mój ludu. W następnym rozdziale pierwszy dzień KIMBu.
Piękne miejsca, muszę je odwiedzić:)) Żałuję, że tak krótko byłem w maju i nie zdążyłem tego zrobić w tak wesołym towarzystwie:D
Uploaded with ImageShack.us
Dusza ludzka jest jak ptak:
Gdy wzbija się na pewną wysokość,nie tylko nie wolno jej spocząć,ale musi tęgo skrzydłami pracować,by się na niej utrzymać. Inaczej pierwsza lepsza pokusa pociągie ją ku ziemi.
Vide zdjęcie Kasi, a w zasadzie Bertranda.
Powiedziałem wtedy:
- Tylko ciiii... Bo się spłoszą i frruuu , nie będzie zdjęć
PS. Jednych ucieszy, innych zmartwi niniejsza deklaracja, ale wszystkim dogodzić nie sposób. Otóż nie będę mógł celebrować mojej gawędy, skończyć MUSZĘ możliwie szybko. Taki mam odgórny, domowy prikaz. A to wszystko przez pointę, która w Bieszczadach wydawała się inna. Ale życie nie próżnuje.
Pozdrawiam i do przeczytania wkrótce!
P.
Czyżby uchwała Pana Prezydenta na Uchodźstwie?
Kończ wiec szybko, bo mnie ciekawość zżera;-))))))
"...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
Nikt nie zabroni nam śnić..."
Bogdan Loebl
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki