Rozdział X
Misja komaniecka
Książki, które przywieźliście, przywieźliśmy, bo ja przecież też, już są spakowane i ruszają z nami do Komańczy. Dzięki misji, którą nam zlecił Dyktator Marcowy mogłem w niedzielę przejrzeć niektóre z książeczek, zwłaszcza „Las pełen zwierza” E. Marszałka. Aż żałuję, że nie otrzymałem Powsimordy, bo byłbym szczęśliwym posiadaczem tej świetnej pozycji. Teraz wszystkie książeczki zmierzają do dzieci w Komańczy. Później mamy jechać do Smolnika nad Osławą, bo nikt z nas jeszcze tam nie był, ale..
Ale kiedy jesteśmy już w drodze dzwoni Wojtek 1121, który, wraz z żoną ,ma ochotę się do nas podłączył. Spotykamy się na stacji benzynowej przed Cisną. Wojtek był już w Dolnych, gdzie napadły go ukraińskie baby i zgwałciły przez siatkę. Efekt gwałtu- siatka pełna ukraińskiej gorzoły. Proponuje mi butelkę z ramach wylosowanej nagrody, ale ja nie jestem wielbicielem ukraińskiej wódki, chociaż jak pojawia się w domku nr 1, najczęściej ze Stałym Bywalcem, nie odmawiam. Jednak dostać flaszkę a samemu, „temy ręcamy”, wykopać, to jest różnica. Chciałem ją wykopać we wrześniu, ale Julia odwiodła mnie od tego, ma ochotę na dziś. Potem okaże się, że wypije tylko kieliszek. Trudno, we wrzeniu będę pił ukraińską.
Dojeżdżamy do Komańczy, znajdujemy szkołę, idziemy do sekretariatu
- Akcję „Wyślij książkę do Komańczy” zamieniliśmy na akcję” Przywieź książkę do Komańczy”-informuję panią- to jest dar od Bieszczadzkiego Forum Dyskusyjnego.
Podziękowania. Zauważyłem, że wybór książek był bardzo przemyślany, wszystkie bardzo merytoryczne, na pewno dzieciakom posłużą.
Jedziemy pod cerkiew zobaczyć postępy prac, owszem, widoczne. Potem udajemy się pod klasztor. Wojtek odgraża się Kaśce Gargamelowi, że załatwi jej przyjęcie do klasztoru.
Wojtek nas pogania, wymyślił, że kupi kiełbaski i zrobimy sobie grilla lub ognisko. To nic że pada deszcz. Dajcie sobie spokój ze Smolnikiem, wolę coś zjeść. Znowu narzuca nam swoją wolę i znowu okazuje się, że miał rację!
Z Komańczy zatem jedziemy na Przełącz Żebrak, gdzie miał ukryty grill. Miał w sensie dosłownym, bo po grillu zostaje garstka zmoczonego węgla. Ktoś, zapewne gdy poszedł za potrzebą musiał się na grilla nadziać i tak grill dostał nóg. Za to ja wykopuję wygraną flaszkę. Pastor wie, z którego miejsca. Flaszeczka zmrożona, aż parzy. Ech…
Jedziemy najpierw nad jeziorko, ale marne są szanse, żebyśmy tam rozpalili ognisko. Chrust jest mokry. Lecz mamy jeszcze plan B.
I wtedy, a może to było jeszcze przed Przełęczą Żebrak, wychodzi nam na drogę.
Żubr.
Piękny, na chwilę nawet przystanął i popatrzył na nas z ciekawością, a może z politowaniem. A aparat w bagażniku! I z pewnością nie było go (żubra) w Smolniku! Dzięki Wojtkowi go zobaczyliśmy. I dzięki Kasi, która swoim brum-brumem nie mogła się rozpędzić. Przez co i Wojtek jechał wolno i po cichu. O licznych sarnach przy żubrze nie ma co wspominać.
Oczywiście nad jeziorkiem bobrowym nawet nie próbowaliśmy rozpalać ogniska, wdrożyliśmy plan B. Pojechaliśmy do chatki. Dziś pusto w niej. Tam po rozpaleniu w kominie pozwoliliśmy sobie na wyżerkę. Ta chatka jest o wiele lepiej utrzymana niż ta na Dydiowej. Ale wiem, że ma stałych lokatorów, w tym kolegów z naszego forum.
Wojtek tego dnia był przewodnikiem. Z chatki pojechaliśmy do sztolni Rabe i źródełka mineralnego . Czy to po wodzie z tego źródełka doszło do tego, że musze zmienić pointę. Nie, chyba wcześniej.
W Jabłonkach się rozstajemy. Teraz to Wojtek Myśliwiec jest przewodnikiem, siedzi na przednim fotelu i kieruje Kasią. Tak kieruje, że, gdyby nie ja w Berahach pojechalibyśmy prosto. Zawsze pomyślę nie w porę. Mogłem trzymać gębę na kłódkę i popatrzeć na miny kierowcy i jej pilota, kiedy mijają tablicę w napisem Ustrzyki Górne. Cóż, stało się.
W domku, w którym został Banan cieplutko, ogień wesoło wesoło gra w kominku.
Tymczasem komplikuje się sytuacja powodziowa. Rzeki wzbierają gwałtownie, również na Podkarpaciu. Robimy burzę mózgów, tworzymy sztab kryzysowy, co robić? Czy wracać jutro, czy jeszcze dzień pozostać w Bieszczadach. Przy tej pogodzie i tak nigdzie nie będziemy chodzić. Ale wyjeżdżać, tylko dlatego, że spadło kilka kropel deszczu. Nikt się nie spodziewał, że sytuacja w kraju stanie się tak groźna, że to dopiero pierwsza fala.
Postanawiamy jeszcze zostać.



Odpowiedz z cytatem

Zakładki