Siczka z zespołu KSU: kocham muzykę, to wystarczy
Jaromir Kwiatkowski
Rozmowa z Eugeniuszem "Siczką" Olejarczykiem, liderem grupy KSU z Ustrzyk Dolnych.
W dużym studiu Radia Rzeszów odbyła się wczoraj promocja książki dziennikarza Nowin Krzysztofa Potaczały "KSU. Rejestracja buntu”, wydanej przez rzeszowskie wydawnictwo Libra. Oprócz autora (z prawej), wzięli w niej udział m.in. "Siczka” (z lewej) oraz Adam Michno "Dżordż”, były basista KSU. Hitem było wino "Bieszczady”, wyprodukowane przez jasielski Peklowin.
W dużym studiu Radia Rzeszów odbyła się wczoraj promocja książki dziennikarza Nowin Krzysztofa Potaczały "KSU. Rejestracja buntu”, wydanej przez rzeszowskie wydawnictwo Libra. Oprócz autora (z prawej), wzięli w niej udział m.in. "Siczka” (z lewej) oraz Adam Michno "Dżordż”, były basista KSU. Hitem było wino "Bieszczady”, wyprodukowane przez jasielski Peklowin.
(Fot. Krzysztof Kapica)
- Siczka, jak oceniasz książkę o KSU, autorstwa naszego redakcyjnego kolegi Krzysztofa Potaczały?
- Zanim powstała, czytał mi jej fragmenty. Już wtedy stwierdziłem, że to będzie rewelacja. To jest jedyny człowiek, który mógł napisać książkę o KSU. Był z nami praktycznie od dziecka.
- Historia KSU liczy 32 lata. Z pierwszego składu zostałeś tylko ty. Czego trzeba, by to wszystko ciągnąć przez tyle lat?
- Po prostu trzeba kochać muzykę. To wystarczy. No i trzeba jeszcze słuchać różnej muzyki. Ja akurat w punk rocku teraz nie siedzę, ale słucham i jazzu, i bluesa, i hard rocka czy heavy metalu.
- Muzyka KSU to już nie jest prosty punk rock, wprowadziliście np. skrzypce.
- Nie można ponad 30 lat grać tej samej muzyki. The Ramones tak robili, nagrali wszystkie płyty podobne. No i musieli się rozpaść, bo ciągnięcie tego dalej nie miało racji bytu.
- Zostałeś bodaj jedynym członkiem "starego” KSU, który nie porzucił punkowego trybu życia.
- To prawda. Tylko ja nie założyłem rodziny. I nie chcę zakładać, wolę żyć na luzie. Pozostali pozakładali rodziny i siedli na dupie. Chociaż, jak z nimi rozmawiam, to widać, że ciągnie ich do grania.
- Wydaje mi się, że osiągnęlibyście jeszcze więcej, gdybyś – przez "picie i borsuczenie” – nie pozawalał kilku ważnych terminów.
- Na pewno osiągnęlibyśmy o wiele więcej. Rozłożyliśmy kapelę po nagraniu drugiej płyty. Miały być promocje, telewizja z Warszawy miała kręcić teledysk, a myśmy to wszystko olali.
- Mimo to KSU pozostało grupą kultową. Co was jeszcze czeka?
- Nie mam pojęcia. Czas pokaże. Na razie powoli coś tam robię przy nowej płycie. Zobaczymy, jak zostanie przyjęta. Parę numerów już jest i mi się podobają. Ludziom, którym je puszczałem, też.
Zakładki