Nie znam się na tropach, ale uważnie im się przyglądam. Na szczęście nie ma tu tropów miśka. Lepiej się idzie z wiarą, że się go nie spotka. To lepiej, to taka przenośnia jest. Zapadam się po kolana. Widzę tropy jeszcze jednego stworzenia. Jak na mój gust stworzenie to nazywa się homo sapiens z tym że ja sapię a on popierdalał po śniegu. Istota myśląca przypięła sobie to butów rakiety. Teraz mogłem po raz pierwszy w życiu zaobserwować na śladach na śniegu, co to znaczy chodzić z przypiętymi rakietami. Kurczę może kiedyś sobie takie sprawię, albo chociaż pożyczę od kogoś? Pomimo tego, że idzie się ciężko brnę uparcie do wyznaczonego przez siebie celu. Jest to mój pierwszy raz zimą w tym miejscu. Wiosną i latem jest tu ładnie, ale zimą też niczego sobie. Widać, że pracownicy L.P. zadali sobie wiele trudu, aby miejsce to było bardziej przyjazne turystom. Są tablice informacyjne, są obudowane studnie, są ładnie oznaczone podmurówki i piwnice. Tylko, czy mi się teraz bardziej tu podoba? Chyba jednak nie… Trudno, wszystko się zmienia i miejsce to też jest tego przykładem. Żeby nie było tak zimno, to posiedziałbym sobie gdzieś na podmurówce. Jestem tu któryś już raz i zawsze jestem tu sam. Mijam wypalone w środku drzewo. Dziupla robi mi za statyw i pstrykam sobie fotkę. W końcu docieram do miejsca, gdzie po drugiej stronie potoku po prawej stronie wznosi się pagórek. Że tam cos jest wskazują drewniane poręcze. Schody są przykryte grubą warstwą puchu. Pomału schodzę do potoku z zamiarem jego przekroczenia. W pewnym momencie zapadam się w śnieg tak po same te no wiecie przecież…Wygramolenie się ze sniedu kosztowało mnie wiele wysiłku. W końcu przekraczam potok i po schodach, których absolutnie nie widać, ani się ich nie wyczuwa wychodzę na pagórek. Jestem u celu mojej wędrówki. Miejsce po cerkwi i cmentarz nawet zwierzęta uszanowały. Równa biała kołdra przykrywa miejsce spoczynku dawnych mieszkańców wioski. Tutaj nie mogłem się oprzeć pokusie i się oparłem o poręcz płotu okalającego to miejsce. Oparłem się i zamyśliłem. Oczami wyobraźni widziałem kobiety, mężczyzn i dzieci wchodzące do cerkwi. Wydawało mi się że słyszę śpiew kolęd… W końcu zimno wybudziło mnie z zamyślenia. Nadszedł czas powrotu. Droga powrotna była już łatwiejsza, bo szedłem po własnych sladach. Miałem przetarty przez siebie szlak. Po niedługim marszu doszedłem do miejsca w którym skręciłem w las.



Odpowiedz z cytatem
Zakładki