Dziękuję Heniu z Twoich ust to miód na me serce;-)
Teraz trochę brzydziej będzie;-)
No i potem się musieliśmy przemieścić w Bieszczady Wschodnie, tzn ja musiałam, bo oni mieli auto.
Stanęło na tym, że mam dojechać do Wielkiego Bereżnego i po mnie wyjadą.
-A masz pełno marszrutek z Użgorodu.
Ok...
Wysiadam w Użgorodzie z busa z Ust Czornej i szukam po rozkładzie wpierw.
NIC.
No to obok jest dworzec kolejowy, może tam?
Znajduję pociąg do Sianek o 22...no to na rano będę i co?od razu do domu?bez sensu
Wracam więc na dworzec autobusowy, wyciągam mapę i patrzę co mi pasuje, pojedziem na raty. Znajduję jakąś miejscowość na P po drodze do Swaliawy.
I teraz łażę od kierowcy do kierowcy z tą mapą i pokazuję że ja chcę TU i czy on tam jedzie.
Nie jedzie.
I tak już powoli traciłam nadzieję (ale do pociągu wieczornego do Lwowa trochę czasu zostało), aż w końcu jakiś kierowca mówi, że to nie ten dworzec. Drugi jest na drugim końcu miasta. Ja się go pytam w którą stronę to pójdę. Popatrzył z litością, upał był-37 stopni w cieniu, a ja z wielgachnym plecakiem i ze mnie płynęło normalnie, i powiedział, że jeździ tam marszrutka numer 5 lub 16.
Znalazłam ten przystanek i w ten sposób się przemieściłam na drugi dworzec, skąd kilka razy na godzinę coś jechało w tamte strony.
Tak się znalazłam w Bieszczadach Wschodnich.
Plan był taki, żeby wejść na jakąś tam górę na zachód słonka, z której widać nasze Bieszczady. Tylko, że... chętnych zabrakło. Chłopaki jeszcze mieli nadzieję, że ja będę chciała iść (bo zawsze byłam napalona na chodzenie i mi było mało), a ja, że niech sobie idą, bon voyage, a ja sobie poleżę w potoku w tym czasie, bo mam już serdecznie dość, a zachód słońca i tak się nie zapowiada ciekawy, a i pod Tempą już widziałam taki, że teraz długo żaden tego nie pobije.
Więc stanęło na tym, że wieczorkiem pojedziemy sobie pociągiem do Sianek-słynna kolej użocka i stamtąd już autkiem do domu.
Przed zalegliśmy w rzece Uż-jaka ciepła woda;-)))
A po - wieczorek pożegnalny niestety...
A na drugi dzień powtórka z rozrywki, pociąg do Sianek, z Sianek do Sambora, a potem Szeginii, Przemyśl, Warszawa...i tu mi się udało nasz Piotr mnie zabrał aż do samiutkiego Olsztyna!!!
Dzięki!
Chciałabym również podziękować w kolejności alfabetycznej AdzeRudej, Bubie no i Piotrowi, że mnie pokierowali szczęśliwie do domku.
Bo ja nawet nigdy nie czytałam jak stamtąd wrócić.
Trasę miałam opracowaną inaczej zupełnie, więc lądując w Bieszczadach Wschodnich po raz pierwszy w życiu się trochę zagubiłam;-)
I tu kolejny przykład na to jak Pan Bóg nade mną czuwa. Może się Wam to wyda śmieszne czy głupie, ale mój plan wyglądał inaczej. Z moimi przyjaciółmi miałam się rozstać pod Tempą i sobie już sama pójść do Jasinii górą i stamtąd do domu. Mapy se podrukowałam, nawet śliczny kompasik miałam, wszystko przygotowane. I co?
I się zatrułam w busiku i nie odzyskałam na tyle sił, żeby targać wszystkie rzeczy ze sobą ( a trochę ich miałam, bo odkąd zaczęłam łazić z Wojtkiem to polubiłam gotowanie na ognisku i zawsze mam przeróżne wersje jedzonka), więc musiałam chcąc nie chcąc wrócić do Ust Czornej spod Tempy.
Dla Was przypadek, a ja widzę czarno na białym, że tylko w ten sposób mógł mnie Ktokolwiek zatrzymać przed samotną włóczęgą po górach. Nikt by nie dał rady normalnie, ani Aleś, ani Jurij, ani nikt-to ja akurat wiem znam siebie;-) Więc trzeba mnie było trochę podtruć, żebym plany zmieniła. To jest niesamowite!I tak jest zawsze;-) coś się dzieje PO COŚ konkretnego.
I to jest piękne;-) Czasem aż otwieram oczy szerzej ze zdziwienia, że aż tak można, no ale można jak widać.
A zakończę takim oto znajomym widoczkiem;-))
dziękuję za uwagę;-)
Zakładki