My natomiast jedziemy zwiedzac dalsze forty- utopiony w gestym lesie fort Brunner, gdzie schodzimy w kolejne, porosniete jak dzungla wawozy, w poszukiwaniu tajnych wejsc i umocnionych skarp













oraz fort orzechowice- faktycznie zarosniety tak dorodnym chaszczem ze dawno takiego nie widzielismy- czyli cos -co buby lubia najbardziej :)
aby dojsc do otworow prowadzacych do wewnatrz trzeba sforsowac roznorakie formacje roslinne.







Tylko dlaczego ja durna ubralam krotkie spodenki?!?!???

coraz to odnajdujemy jakieś nowe wejscia w chlodne i wilgotne czeluscie, gdzie nawet upal boi się zajrzec, strzezone przez bluszcze, zielsko, prawie dwumetrowe pokrzywy, i kolczaste pędy nie-wia-do-mo-cze-go.

















Odwiedzamy tez zruinowana cerkiewke w ujkowicach tzn ja odwiedzam bo biedny toperz dostal ataku kichawki od orzechowickiego chaszcza, kicha , prycha i odmawia wyjscia z auta..



najwieksze wrazenie robia na mnie malowidla- swietego wskazujacego jakby reka na zielsko biorace we wladanie opuszczona cerkiew i zamyslonego aniolka- jakby zadumanego nad „przeszloscia niedawna która jak sen minela”





ponieważ upal robi się coraz większy a toperz coraz bardziej kicha jedziemy na zwirownie. Spotykamy tam ziute i grzeska- którzy bez problemu wypatruja mnie z daleka po kostiumie kapielowym w kolorze maskujacym
Kapiel okazuje się być podwojnie przyjemna- raz jako ochloda no i pozwala zmyc z siebie trzydniowy kurz starych fortyfikacji i pajeczyny opuszczonych cerkwi :)

wieczorem wracamy na znany już dobrze fort i imprezujemy przy ognichu- w bardzo już kameralnym towarzystwie. Ziutka przyrzadza na grilu wyjatkowo pysznosciowe miesko!



Rano już definitywne rozstanie ze zlotem- ziutka wraca w strone domu, grzes z corka jedzie w bieszczady a my dalej w przemyskie.