Nie dotarłam w Biesy. Zaliczyłam przecudną łazęgę z przypadkowo poznanymi osobami po Beskidach (Wyspowy, Makowy, Sądecki, Pasmo Babiogórskie), Gorcach i Pieninach.
Poznałam mnóstwo nowych przeuroczych miejsc, no i przekonałam się, że "samotny" urlop może być CUDOWNY - można się dołączać do kogo się chce, można samemu łazić, jak się towarzystwo znudzi... Przyznam, że chwilami czułam się nieswojo, gdy na szlaku przez 2-3 godziny nie było żywej duszy albo jak lazłam sama we mgle, ale jednak zawsze, jak już zaczynałam się mocno bać, to ktosik się wyłaniał zza zakrętu - jak nie turysta, to drwal czy baca :D
No i ten podziw w oczach turystów mniej wytrawnych: "To pani wędruje sama?".
Był to najpiękniejszy mój urlop w ciągu ostatnich 10 lat. Gdyby nie fakt, że pod koniec dotarła do mnie z domu bardzo smutna wiadomość, która sprawiła, że nieco skróciłam wyjazd, mogłabym stwierdzić, że było idealnie...
Zakładki