Ciepły, letni poranek. Dlaczegóż by go nie wykorzystać dla zrealizowania odkrywczej wyprawy. Wskakuję na rower i peryferyjne dróżki prowadzą mnie skrajem miasta
.
.
A moje miasto już nabiera rozpędu.
Patrzę na to z góry , z dystansem. na sunące samochody.
.
Potem jeszcze parę kilometrów i już jestem na moście.
Stalowy most jako żywo przypomina ten na którym Rudy tak fatalnie oberwał.
.
Ale to nie ten, ten przypomina mi wydarzenie sprzed paru lat , bo tu miałem okazję spotkać trzech takich co na butach zasuwali z Warszawy w Bieszczady.
Teraz pewnie już mają samochody i nie muszą zdzierać obuwia.
Śmigają w ciszy klimatyzowanego wnętrza. Ale wspomnienia zostały.
Zakładki