Po 9.55h docieram szczęśliwy do Chatki "Puchatka". Nie przeszkadza ani brak wody, ani brak prądu. Wszystko nadrabiają widoki i atmosfera :)
Nazajutrz z rana ruszam do Ustrzyk Górnych. W międzyczasie pada mi telefon, zdjęć dziś znów nie uświadczę. Leniwym tempem docieram do szałasu za Brzegami Górnymi, gdzie robię sobie śniadanko. Po drodze poznaję trzech Starszych Panów, wspólnie podróżujemy dobre pół godziny w kierunku Połoniny Caryńskiej. Droga na ten dzień niezbyt wymagająca czasowo więc obijam się wszędzie jak mogę :) Około 13 docieram do Ustrzyk Górnych i tu napada mnie myśl czy nie nadrobić jednego dnia drogi i nie "zaliczyć" dziś Tarnicy. Po krótkiej rozmowie z Panem z BdPN-u jednak odchodzę od pomysłu :) zamieszkuję w Kremenarosie, bazie przed jutrzejszym wypadem.. nie mogę się domyślić, dlaczego Schronisko III kat. (w życiu nawet II nie widziałem :P), jednak po chwili dostrzegam gdy wchodzę (taka przestroga dla następców - klimat świetny jak w każdym schronisku, jednak ja następnym razem wybiorę Bacówkę pod Małą Rawką, lub skoczę do Wołosatego). Zostawiam graty i robię spacer do Wołosatego pooglądać Konie Huculskie. Jak je ujrzałem banan nie schodził mi z twarzy przez dobrą godzinę - świetna sprawa, polecam :)
Środa rano ukazuje niestety załamanie pogody. Kuwa, dzień wcześniej zapowiadali 1 mm opadów, więc niezłamany ruszam w trasę. Wieczorem dnia poprzedniego poznałem współlokatorkę z pokoju, która również zamierzała wspiąć się na Tarnicę więc oboje z małymi plecakami pokonujemy trasę, po drodze dołączamy do większej grupki. W międzyczasie lekko pogrzmiewa, jednak niezrażeni niczym idziemy dalej. Na Szerokim Wierchu burza zaczyna się rozkręcać, a grupa postanawia zawrócić. Cóż robić - zawracamy również. Po drodze pogoda się załamuje, do szałasu docieramy przemoczeni do suchej nitki. Gdy lekko ustaje padać (tak serio nie ustało, ale głupio tak siedzieć i marznąć :P ) schodzimy do Ustrzyk. Wieczorkiem meczyk Lecha przy grzanym piwku i po sprawdzeniu prognoz na dzień jutrzejszy pada smutne postanowienie - jutro powrót.
Czwartkowy ranek ukazuje kolejną zmianę pogody (nie ufajcie pogodzie na onecie - oni kłamią :P ), jednak postanowienie mocne - WRACAM. Telefon do domu, okazuje się, że dostałem kartkę więc głupio się nie zrewanżować koleżance. Idę na pocztę, kartka poszła, a podczas powrotu coś natyka człowieka, że może jednak prognozy się mylą. Telefon do kolegi i miła niespodzianka - dziś i jutro ładnie. Głupio przyjechać i nie zrobić najwyższego szczytu więc z dużym plecakiem ruszam na Tarnicę :) Po dwóch godzinkach z jedną minutą cieszę się ze zdobycia kolejnego szczytu z Korony Gór Polskich
201008052569.jpg
Po długim wylegiwaniu się pośród pięknych widoków i zrobieniu kilku zdjęć, ruszam w stronę Halicza. Droga przyjemna, zmęczenia ku zdziwieniu nie czuć, a w dodatku te widoki - genialne :) Po dotarciu na szczyt przypominam sobie o prezencie dla Taty, mianowicie w plecaku (na dnie, by nie kusiło) leży Perła :) głupio nie skorzystać z takiej okazji - nie wiadomo kiedy następny raz wypiję piwo na tej wysokości
201008052620.jpg
Pół godziny później ze smutkiem ruszam w drogę powrotną. Ta okazuje się dość nieprzyjemna, coś z butami okazuje się nie tak. Wytrzepywanie kamieni nie daje skutku, więc trzeba wracać pomimo butów. Po drodze tradycyjnie kończy się woda, na szczęście w szałasie poznaję małżeństwo które oferuje mi podwózkę na Przełęcz Wyżniańską do celu podróży. W Bacówce pod Małą Rawką zjawiam się o 17.30 (7.30h) i tu w pokoju ponownie spotykam Anię z którą próbowałem zdobyć Tarnicę dzień wcześniej (pozdrowienia dla Ciebie, mam nadzieję, że udało Ci się wejść). Jednak z nogą nie jest tak miło, gdyż na podeszwie ukazuje się wielki, bolący odcisk, który poniekąd uniemożliwia chodzenie. Kuśtykający wieczór z poznanymi znajomymi z pokoju okazuje się Pożegnaniem z Bieszczadami na pewien czas. Dnia kolejnego myślałem by zrobić jeszcze Rawki i Krzemieniec, jednakże wolałem nie ryzykować zdrowiem i postanowiłem wracać :) W Sanoku czekała mnie dłuższa przesiadka, dzięki której miałem okazję zobaczyć rynek i Zamek, w którym znajduje się kolekcja obrazów Beksińskiego. Wszystkim polecam - ze wstydem przyznam się, że nie znałem tego nazwiska, ale jego obrazy zrobiły na mnie wielkie wrażenie

około 17 wsiadłem do autobusu powrotnego do Wrocławia, z postanowieniem, że we wrześniu znów tu wrócę :)
Jeszcze parę fotek, które najbardziej mi się podobały i link do galerii na picasie..
201008022475.jpg201008022491.jpg201008022500.jpg201008052563.jpg201008052566.jpg201008052593.jpg201008052619.jpg
Jeszcze za tydzień Tatry i we wrześniu tu wracam. Do zobaczenia na szlaku :)
Zakładki