Po wypławieniu przewędrowaliśmy z powrotem, wbiliśmy kunsztownie w michałowe Aveo i ruszyliśmy do Kalnicy nad Wetliną. Na miejscu byliśmy gdzieś między 19 a 20, obu naszym ślubnym wbitym między foteliki dziecinne z tyłu solidnie nogi ścierpły. Wylądowaliśmy w czymś, co zwie się "U Oli" i wymyka się sztywnym klasyfikacjom w rodzaju "schronisko", "pensjonat", "pokoje gościnne" itd. Kto był sam wie, kto nie był polecam gorąco. Ciekawe miejsce i różnych ludzi się tam spotyka - akurat wtedy razem z nami w budynku był Adam Kulisz z zespołem zespołem Kulisz Trio.
Było trochę zamieszania, bo Oli (chyba mogę pisać per Ty) pokiełbasiły się dni i z obiecanej piątki wyszła nam czwórka. Zażyczyliśmy dodatkowy materac dla dzieci (i tak musiały spać na podłodze, spanie w łóżku odpadało bo kręcąc się w nocy mogłyby wypaść) i zalogowaliśmy się do czwórki. Przeciwstawiliśmy się dzielnie (wtedy i później) wszelkim próbom i obietnicom przekwaterowania - w nocy całkiem dobrze nam było, a w ciągu dnia i tak nas nie było.
Aha, i mieliśmy jeszcze jedno życzenie ekstra: wanienka dla dzieci. Ola zaproponowała plastikowy, budowlany pojemnik (zwany w Kraku fachowo kajposem) do mieszania zaprawy, mało używany; po umyciu i wyparzeniu służył bardzo dobrze, małe miały frajdę bo był większy niż ich domowa, "etatowa" wanienka.
Tak upłynął dzień, wieczór i poranek, pierwszego dnia![]()



; po umyciu i wyparzeniu służył bardzo dobrze, małe miały frajdę bo był większy niż ich domowa, "etatowa" wanienka.
Odpowiedz z cytatem
Zakładki