24.07.2010 r. - sobota
Po namiotowej smażalni pod Grunwaldem i urokliwym tygodniu w Pieninach, w sobotnie popołudnie Bieszczady powitały nas deszczem. Pierwszy deszczowy dzień nie jest irytujący, bo przecież jest nadzieja, bo przed nami cały tydzień w Bieszczadzie...
Po wstępnym rozpakowaniu u Pani Zosi w Strzebowiskach, spacerze “do końca” wsi, wybraliśmy się na obiadokolację do Chaty Wędrowca, gdzie przypadkowe spotkanie z Krzysztofem Myszkowskim odebraliśmy jako dobrą wróżbę... Przy kiepskich prognozach pogody postanowiłem zewsząd czerpać nadzieję ;-)
Zakładki