"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Andrzeju. Po prostu bajka. Super miejsce!
http://wiadomosci.ekologia.pl/srodow...ych,15847.html
Do stycznia br działały gospodarstwa pomocnicze i wpływy były przeznaczane na działalność Parków związaną z ochroną przyrody. Teraz wg nowej ustawy Parki są państwowymi osobami prawnymi.
Kasa która szła do budżetu nie ewentualnie mogła wrócić do Parku, a musiała w jakimś stopniu wrócić bo państwo jest zobowiązane chronić przyrodę, więc do PNów szły dotacje. Są PNy w których nie ma opłat za wstęp - więc jak one by funkcjonowały bez dotacji? Pewnie, że to co szło do budżetu a to co wracało to pewnie dosć rózne kwoty były...Dzięki przekształceniu parki narodowe będą mogły osiągać przychody z różnych źródeł, zatrzymywać je, dysponować nimi oraz przeznaczać na cele ochrony przyrody i wartości kulturowych regionu. Zmiana formy organizacyjno-prawnej nie zmieni jednak zakresu zadań parków narodowych. Na zasadach przewidzianych w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej, ale z ograniczeniami wynikającymi z przepisów o ochronie środowiska, parki będą mogły prowadzić działalność gospodarczą niezwiązaną bezpośrednio z ochroną przyrody.
A inna sprawa to wynagrodzenia pracowników Parków - bo to pracownicy budżetowi i ich pensje określone są duża ilością przepisów, tabelek, regulaminów i aby je zmienić trzeba zmienić przepisy.
Jak we wcześniejszym poście napisałam - starczy nie wydawać kasy na jakieś beznadziejne udogodnienia i ograniczenia, a wydawać na utrzymanie szlaków. W Gorcach nie ma ławeczek, na Babiej nie ma ławeczek, w Tatrach nie ma ławeczek - turysta siada na czterech literach na trawie czy skale i jest OK. Cielętników też poza Biesami nie widziałam - a powodują ogromną erozję gleby - bo ograniczają ruch turystyczny do wąskiego pasa - nie ma trawy, byle deszcz się wcina w glebę na Szeroki Wierch pełno korzeni jest już na wierzchu. Bez cielętników ludzie szli by szerzej, ale szlak nie byłby tak niszczony. A kto chce i tak odejdzie od barierek (np. zejście z Małej Rawki - przy nawet niedużej wilgotności podłoża nie ma opcji iść wzdłuż barierki bez ślizgania się).
Inne PNy potrafią gospodarować kasą którą mają, może pora żeby BdPN nauczył się czegoś od nich, a nie umieszczał takie żałosne informacje.
...ja tez poza szlakami chodzę i dobrze, ale wystarczy, żeby nie pomagali w podchodzeniu po ślizkich scieżkach, błocie, zlikwidowali wszelkie mostki itd i już się ogaraniczy. To jest tak, ze pewnych fragmentach Bieszczad jest więcej, tłum wrecz, a w innych opustoszałe tereny, zarastające coraz bardziej...
Nie zawsze te dziwne udogodnienia powodują większą ilość ludzi - patrz szlak z Rzeczycy na W. Rawkę - fakt jeżdżę poza latem, ale nawet w październiku kiedy gdzie indziej nadal tłumnie tam pustki. W Biesach są stałe punkty programu - Wetlińska (zwłaszcza )( Wyżnia - Chatka) i Tarnica (zwłaszcza z Wołosatego) i choćby w błocie po kolana ale wejść trzeba bo to oznacza zaliczenie pobytu - coś jak M. Oko w Tatrach.
:) Ot co - właśnie one są dziwne:D Osobiście wolałbym, żeby wyjazd w każde góry oznaczał znój łażenia po GÓRSKICH ścieżynkach, niewygodnych, krętych, bagnistych, kamienistych. Oczywiście obowiązkowo pozbawionych kierunkowskazów, informacji ile jeszcze do przejścia itp 'standardów zagospodarowania turystycznego'. Marzy mi się Orla Perć bez klamerek i łańcuchów. Tarnica bez płotów i ław. Doliny bez ścieżek 'edukacyjnych' (jak się kto nie wyedukował w szkole, to i w gąszczu też niewiele łyknie z wiedzy:P ). Pisanie po tablicach i słupach przybiera ostatnio wręcz groteskowy charakter. Np w Zatwarnicy na tabliczce przy mostku na Hylatym napisano 'Miejsce po młynie' wskazując strzałką na tajemniczy gąszcz pod mostem:D Proponuję wszystkie miejsca w Bieszczadach, gdzie kiedykolwiek coś tam stało - od sławojki po pałac - oznaczyć podobnie:P Same atrakcje!!! Turyści będą się pchali jeden przez drugiego, żeby zobaczyć to 'zapomniane piękno'. I nic nie trzeba budować...
Pozdrawiam Bieszczadołazów
Derty
Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)
właśnie, wziąłby człowiek amunicję
eksportową śliwowicję
drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
"przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)
No nie, niemożebnem to jest, tak samo jak remont drogi z Ustrzyk do Wołosatego. To gdzieś przyłazi więcej ludzi niż do MOka? Madre de Dios!
Derty - jeśli pamiętasz, to lat temu parę spieraliśmy się o udostępnianie np. szlaku granicznego z Przełęczy Bukowskiej na Sianki. Ja byłem za, Ty przeciw. Dziś dalej jestem za, ale za to... przeciw udostępnianiu Tarnicy. Tarnica dziś to śmietnik i klepicho, patrzeć hadko. Nie do wytrzymania przez ten teren jest ten dziki tłum, który się przewala szlakiem z Wołosatego na szczyt.
I w ogóle coś się złego dzieje. Dawniej ludzie chodzili po górach, dziś zajeżdżają furami na parking pod szlak (wszędzie są parkingi, nawet w dolinie Rzeczycy przy odejściu szlaku na Rawkę), wchodzą na szczyt i schodzą. Są na wakacjach, na urlopie, a zachowują się jakby szli do biura - tyle że adidaski keczua zamiast półbucików, krótkie gatki zamiast garniaka z krawatem i plecak zamiast torby z laptokiem. Za to zachowanie zupełnie takie, jakby jechali i szli do biura, a potem wracali do domu.
Pozdrawiam
mj
Bo z górami ostatnio jak z pracą - idzie się zaliczyć - byłam w pracy, byłam na Tarnicy - co za różnica. A te adidaski kaczuchy to też nie zawsze są - jakoś często spotykam w górach (nie tylko o Biesy mi chodzi) ludzi w bucikach typowo pracowych - półbuciki na wysoki połysk, spodniach daleko będących od standardu turystycznego, a laptopików w torbach nie ma bo są bajeranckie telefoniki, ale zamiast plecaków można spotkać niewiasty z całkiem ładnymi miejsko-pracowymi torbami na ramię.
.....i klapeczkach na obcasiku. To co widziałem w sierpniu na Tarnicy to zgroza, na Wetlińską w kolejce trzeba było stać ... to jak pisze misiekjakub parkingi, schodki, udogodnienia - uciekłem szybko na Hyrlatą i Rosohę - jaki spokój , nawet spotkałem jednego człowieka... I coś w tym jest, ze ludzie traktują wędrówkę w górach jak wyjąscie do pracy w biurze!
Ja czasem pracuję jako przewodnik (znacznie częściej w Tatrach niż w Bieszczadach i w innych górach) i uczucia mam mieszane.
Z jednej strony - tłoku bardzo nie lubię i kiedy jadę gdzieś sama lub z przyjaciółmi - to staram się tego tłoku unikać.
Lubię góry gdzieś w głębi Ukrainy, gdzie idąc cały dzień spotka się co najwyżej jedną osobę, a na weekendy - niższe górki na Słowacji (nie Tatry).
Już Czarnohora jest jak dla mnie za bardzo zapchana i skomercjalizowana.
Natomiast potrafię zrozumieć ludzi, którzy sami nie mając zdolności organizacyjnych chcą raz w roku pojechać w góry aby wypocząć.
Ponieważ jadą tam raz w roku - nie potrzebują specjalnego sprzętu, wystarczą adidasy i kurtka z ortalionu, nie trzeba goretexu.
Jednak czasem dość mocno poraża mnie beztroska i brak krytycznego podejścia do własnych możliwości, dość powszechny wśród ludzi, którzy bywają w górach rzadko.
Ostatnio w każdej grupie którą prowadziłam w Tatry w ciągu ostatnich 3 miesięcy znalazł się przynajmniej jeden człowiek, który znacznie przecenił swoje siły i wybrał się na trasę nie odpowiadająca jego możliwościom kondycyjnym (mimo że w planie wycieczki było wyraźnie napisane, że będziemy dużo chodzić). Najgorzej kiedy byli to ludzie, którzy na długą trasę zabrali zupełnie nie przygotowane swoje 8-letnie dziecko. To dziecko bardzo się tam męczyło.
Smuci mnie bardzo to, że góry, które powinny być dzikie dostosowuje się do możliwości właśnie takich ludzi - te schodki, udogodnienia, mostki.
Moim zdaniem - nie tędy droga.
Czasem jeśli trzeba byłoby na początku trasy przejść w bród przez rzeką lub przez przysłowiowe "błoto po kolana" niejeden z "niedzielnych turystów" zastanowiłby się i wrócił.
Pozdrowienia
Basia
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki