Piony, poziomy, poziomice, poziomki, cętki, prążki....
Gdybym miała przywołać hipnotyczny błogostan, to wspomnieniem cofnęłabym się, choćby do tych chwil.
Jakiś czas temu sprawiłam sobie urodzinowy wyjazd w góry. Późnym popołudniem dotarłam blisko granicy. Trawy były pomarańczowe, lasy czekoladowe, w oddali po tej drugiej, niedostępnej stronie błyszczała srebrna cebulka. Tak jakoś ciepło i smakowicie było;-)
Rano przez pękniętą szybę zobaczyłam wszystko w bieli. W ciągu paru godzin nastąpiła zmiana pór roku. To było urocze i zniewalające...
Przeczuwałam, że równie zaskoczeni będą drogowcy – nie w sensie zauroczenia, raczej obezwładniającego szoku;-) (ech, te miejskie uprzedzenia).
A tymczasem w Bieszczadach, pług już zdążył przejechać:-) Dotarłam bez problemu na miejsce dużego, towarzyskiego spotkania;-) Wpadłam do środka witać i ściskać, a tam cisza, jak makiem zasiał...Nie było nikogo i nie wiadomo było, czy kto żyw się pojawi...Słabej wiary byłam, ale jakoś tak mam, że jak się umówię, a postanowię to trudno to zmienić.
Decydujące pytanie „-jedziesz czy zostajesz?” Kurczaki, sobie myślę, kurczaki myślę gorączkowo, zostanę tu jak nic do wiosny!
-zostaję!
;-)
Utrwaliłam też w sobie ten magiczny moment ze schroniska (cóż, za właściwa nazwa!:) zawieszenia między wczoraj i dziś, z ciszą, samotnością, sypiącym śniegiem za oknem, odgłosami z kuchni, rozchodzącymi się leniwie zapachami, rozmową jak w konfesjonale, nieśpiesznym wchodzeniem w rzeczywistość...
A później...towarzystwo dotarło, w pełnym składzie!:-)
Życie potoczyło się pędem, soczyście, dźwięcznie, żywiołowo, włącznie z wlezieniem na górki dwie:-)
Ps. W błogostan wpadam również oglądając obrazy w galerii, przeplatając je relacjami formowymi, w różnej formie poezji czy prozy...
Filmy Hanekego...i ten ostatni - ostatecznie, pięknie, boleśnie zamykający przestrzeń...
Zakładki