Strona 3 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 21 do 30 z 50

Wątek: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

  1. #21
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,907

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    Też to już pisałam, ale powtórzę: wolę TO niż jakiś tam "nacionalgeografik"!!

  2. #22
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    Do koktebela wjezdzamy wczesnym popoludniem. Mielismy w planie spedzic tu kilka dni- coby się wybrac do tichej buchty, na karadag, może jeszcze gdzies w okoliczne gorki. Tymczasem wjezdzajac do miasteczka naszym oczom ukazuja się przepotworne tlumy, stada rozwrzeszczanej stonki oblegajacej wszystkie chodniki i skwerki, korki setek odpicowanych aut (gdzie starych ład praktycznie nie widac), budujace się pensjonaty, reklamy aqua parkow- masakra!!! jak zakopane w srodku sezonu... pewnie zwiazane jest to poniekad z odbywajacym się tym terminie festiwalem jazzowym... 15 sekund w tej okolicy wystarcza aby podjac wlasciwa decyzje- trzeba się stad ewakuowac- nie wazne gdzie, byle szybko! Ewakuacja nie jest jednak taka prosta- na dworcu kolejki do kas po kilkadziesiat osob, autobusy wypchane po brzegi...

    decyzja jest prosta- idziemy pieszo do kurortnoje. Jako ze przez karadag nie można -tuptamy sobie asfaltem. Droga niestety jest ruchliwa i nie zawsze ma pobocze więc nieraz trzeba isc rowem. Po drodze cudne widoki na gory, skaly i winnice.











    Po drodze mija nas jakiś facet limuzyna wypelnionym rodzinka , zwalnia i zagaduje „ te gory tam to karadag?” My potwierdzamy, więc facet na to „aha” i zadowoleni odjezdzaja... ciekawe czy w notesiku odznaczyl karadag jako „zaliczony”...

    w szczebietowce rozsiadamy się pod cerkwia zeby troche odpoczac. Od razu pojawia się jakiś uczynny dziadek zainteresowany naszym losem- „riebiata, ale przystanek to jest tam”.

    Obserwujemy także dzieci wracajace ze szkoly. Najlepsza jest dziewczynka z tornistrem która zmierza chodnikiem w nasza strone. Zatrzymuje się w pewnej odleglosci, widac to wahanie na twarzy, po czym schodzi na ulice, omija nas szerokim łukiem, a bedac na naszej wysokosci zaczyna biec rozgladajac się trwoznie wokolo... spoko...ale za 10 min to samo robi jedna babka


    Poczatek kurortnoje jest obiecujacy- malowniczo zarosnieta tabliczka i rownie zarosniety chodnik!
    Tu nas chyba nie spotka rozczarowanie takie jak w koktebelu







    Z niesmakiem mijamy kilka pensjonacikow- jak z katalogu ofert dla „ludzi sukcesu”. Już prawie tracimy nadzieje na znalezienie czegoś fajnego- a tu zza zarosli wyłania się jakiś budynek. Zachaszczony beton, blacha falista, zardzewiale balkony...ech...pewnie od lat nieczynny..





    ale w oczy rzuca nam się suszace się na balkonach pranie!
    Zagladamy więc do budki straznika z pytaniem czy są wolne miejsca. Straznik bierze telefon , gdzies dzwoni i dlugo opowiada ze tylko dwie osoby, ze obcokrajowcy, ze im bardzo zalezy i tam po drugiej stronie ktos w koncu się zgadza. Zatem gosciu mowi ze ok, ze nas zaraz zakwateruja i ze mam isc za nim. Toperz zostaje z plecakami a my wchodzimy do budynku. Jakiś dlugi ciemny korytarz z odrapanymi drzwiami- troche mi łyso, gdzie on mnie prowadzi? Na droge do recepcji to raczej nie wyglada.... jeden zakret, drugi, jakas sala...



    w koncu zatrzymujemy się przed jakimis drzwiami, on puka.. kurcze.. jak odezwa się jakieś meskie glosy to spierdzielam gdzie pieprz rosnie... a!! , nie wspomnialam ze gosc wyglada na tatara- dokladnie takiego jak wolodia nam mowil ze należy na nich uwazac, ciemny na gebie, w czapeczce, z koranem na szyi... jakos jak wolodia nam opowiadal to puscilam to mimo uszu- ot ruska propaganda coby niechec do tatarow podsycac... a teraz mi się to jakos przypomnialo
    Tymczasem zza zlowrogich drzwi wychodzi mila starsza pani- recepcja już zamknieta a ona tu sprzata – więc po godzinach niejako wszystko jest w pod jej zarzadem :) więc ona nas zakwateruje a zaplacimy jutro rano jak biuro otworza. Mozemy sobie wybrac który pokoj chcemy oraz na ktorym pietrze. Pokazuje nam kilka- w srodku trzy łozka, umywalka, dziwne plataniny rur i kabli- jasne ze się podoba! A najlepszy jest patent na „żabki” do firanek! To się nazywa pomysłowosc :) :)



    Wybieramy ten pokoj skad najblizej do kibelka! Babka nam jeszce dokladnie tlumaczy jak dojsc do prysznicy ale brzmi to jak trasa dla harcerzy organizujacych podchody więc odpuszczamy- mamy morze, mamy umywalke, po cholere nam prysznic
    Nasze miejsce noclegowe nazywaja „bywszyj łagier koktebel”, w momencie jak przyjechalismy jest prawie pusty, czasem przemknie się korytarzem jakas babcia. Widac ze kiedys pręzniej działal- jakieś zamkniete na dawno nie otwieramy kłodki sale telewizyjne i inne pomieszczenia, schody niewiadomo dokad, stare amfiteatry, stadion z trybunami, zarosniete bluszczem kempingi.. kwietniki z mozaika, rysunki pamietajace pewnie poprzedni ustroj..












    także na recepcji wydaje się ze czas się tu zatrzymal..

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  3. #23
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    zatem szukamy plazy- pierwsza proba okazuje się nieudana- dochodzimy do miejsca skad już widac deptak i wode, ale droge przegradza nam bagnisty kanał ale już za drugim razem się udaje. Na nabrzezu mile knajpki z czeburiekami i innym zarciem , fajna stołowka z widokiem na fale, klimatyczne stragany z rybami i domasznim winem :)



    probujemy wodki z winogron- ponoc najlepsza jak się ja zagryza winogronkiem- faktycznie!!!

    fale na morzu są wielkie, toperz się kapie.









    Na molo stada turystek robia sobie zdjecia na tle karadagu- iscie jak na NK, w ponetnych pozach, z dekoltem do pasa lub w stringach-oczywiscie z najlepszego ujecia

    inni tylko się przygladaja falom



    zakupujemy dwie ogromne najezki- coby nam ladnie wisialy w pokoju u sufitu. Idac z kartonem pod pacha zaczyna nam pachniec wielka przygoda na granicy więc piszemy smsy do znajomych coby się upewnic ze najezka nie jest tu jakas chroniona czy zakazana.

    nad miejscowoscia goruje ogromny opuszczony, niedokonczony hotel - jeden z glownych celow naszego jutrzejszego dnia! Wczesniej wspominany chyba na forum i upatrzony na stronce http://urban3p.ru/object3804/



    Rano fale jeszcze wieksze- ja wogole boje się wejsc glebiej niż do kolan, jako ze nawet toperz ma problem utrzymac się na nogach i morze rzuca w niego wielkimi kamieniami.





    Idziemy zwiedzic opuszczony hotel- obiekt jest niepilnowany, az dziwne ze nie spotykamy tam nikogo... z dachu roztacza się cudny widok na okolice, na morze, karadag, gory nad lisia buchta. Wygrzewamy się na rozgrzanych plytach kontemplujac widoki i rozpijajac domasznie winko.


















    W pewnym momencie spotyka nas wielkie nieszczescie- część pysznego winka wylewa się na beton :(

    ale niektorzy zdaja się być z tego calkiem zadowoleni

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  4. #24
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    następnie kierujemy się w strone lisiej buchty. To zatoczka polozona malowniczo wsrod gor gdzie jest plaza nudystow , dzikie pola namiotowe, czy barko-sklepiki gdzie zakupujemy dużo wina- nawet może troche za dużo...









    Toperz jest zachwycony plaza nudystow, pierwszy biegnie do kapieli- nic dziwnego jako ze niedaleko pląsa w falach kilka jakiś niebrzydkich nudystek ja niestety nie nadaje się na nudyste we wrzesniowe popoludnie gdy temperatury takie ze chcialoby się nalozyc sweterek. Pozostaje mi więc pocieszac się na brzegu winkiem

    wogole rzuca się w oczy ze w tej zatoce nocuje sporo sympatycznych , otwartych ludzi, wielu nas pozdrawia czy zagaduje. Wracajac poznajemy milego brodacza z charkowa który sunie pieszo do koktebela a już w kurortnym jakas parę która wraca do lisiej buchty z miasteczka i mimo ze się nie znamy rzucamy się sobie na szyje i zyczymy milych dalszych podrozy.
    Oczywiscie zaraz pojawia się pomysl coby się przeniesc na nocleg do tamtej zatoki- acz z jednej strony troche zal oplaconego już noclegu w rownie klimatycznej bazie :) drugim problemem jest ze wielu ludzi nas ostrzegalo ze w lisiej buchcie często zdarzaja się kradzieze- smutne ze część ludzi jedzie aby odpoczywac i dobrze się bawic a inni zeby cos buchnąć.. są wprawdzie sposoby aby tego uniknac- trzeba albo jechac autem i wszystko cenne zamykac wewnatrz, albo jechac wieksza grupa i zawsze ktos zostaje aby mieć na baczeniu namioty. Jest jeszcze jedno wyjscie- często praktykowane przez znajomych jezdzacych na woodstock czy inne podobnego typu imprezy- zabierac najtansze rzeczy, które jak znikna to nie szkoda- trampki za 10zl, spiworek i namiot z biedronki itp..
    coz- zadne z trzech nie jest naszym przypadkiem....wiec z zalem odpuszczamy- licho nie spi, a nie mamy ochoty kapac się na zmiane czy na imprezie zamiast się bawic ciagle zapuszczac zurawia na namiot... skladamy sobie postanowienie ,ze przy nastepnym odwiedzeniu krymu wybierzemy się autkiem na takowa plaze aby parę dni tam pomieszkac :)

    Kolejnego dnia postanawiamy obejrzec karadag z wody- jak z ladu się nie da... odkrywamy ze dziś plywaja stateczki na „zlote wrota”, do koktebela czy sudaku. W poprzednie dni nie plywaly z racji na wysoka fale. Wybieramy propozycje- wycieczka na „zlote wrota”( jedna z bardziej znanych skalek w okolicy- taka jak brama sterczaca z morza) z kapiela „na pelnym morzu”. Wyjazd jawi się nam jako wycieczka stateczkiem spacerowym dla stonki , gdzie się robi zdjecia, je kanapki z koszyka i wygrzewa w sloncu. Przekroj wspolpasazerow nas utwierdza, sporo malych dzieci, starsze panie, umalowane mlode babki w chmurze dezodorantu.
    Jak bardzo można się pomylic.....

    Z brzegu morze wydaje się być spokojne jak jezioro, ale już niedlugo po odplynieciu fale się robia większe i większe i zaczyna ostro bujac! Łodka raz po raz wyskakuje sporo w gore i rownie ochoczo opada w dol, z początku bryzga na nas morska piana, z czasem przechodzac w fale zalewajace nas z glowa przy kazdym wyskoku. Buja jak szlag.. już wiem ze naleze do tego grona szczesliwcow którzy na pelnomorskich rejsach odczuwaliby chorobe morska- przypomina mi się cale dzisiejsze sniadanie (wraz ze wczorajsza kolacja ) Mokre jest już totalnie wszystko, pozalewalo aparaty wszystkim wycieczkowiczom- i nawet nie bardzo wiedza gdzie je schowac- w plecaku, w torbie, w pokrowcu na szyi- wszedzie nie bardziej sucho niż za burta ciezko robic zdjecia jak co chwila jakby ktos chlustał z wiadra. Zatem i te moje są niezbyt udane- zalany obiektyw nie bardzo było kiedy (i jak) wytrzec), przestal mi dzialac zoom, a w koncu i przestalo ustawiac ostrosc.. ale jak tu nie zrobic zdjecia w takim momencie przydalby się taki worek jak ludziska na kajaki zabieraja... zwłaszcza jak sobie przypominamy ze w chlebaku plywaja nasze paszporty oczy zaczynaja piec od soli a po plecach plyna chlodne struzki wody..













    ciekawsze od ogladania malowniczych skał karadagu jest obserwowanie wspolpasazerow. Dzieci placza i zawodzą ze strachu, jakas babcia uspokaja wnuczka ze wszystko jest pod kontrola, ale jest tak samo zielona jak on. Wnuczek pomiedzy jednym a drugim szlochnieciem zapewnia babcie ze „jak wrocimy to ja już zawsze będę grzeczny”. Jakas kobieta trzyma w obieciach dziecko zawiniete w recznik razem z glowa. Druga proponuje ze może się wszyscy razem pomodlimy. Inna na pytanie meza czemu nie oglada tych pieknych skal, na które się tak napalała- stwierdza ze bardziej od skał interesuja ja kamizelki ratunkowe lezace na dziobie łódki.(ja również ciesze się niepomiernie ze siedze w pierwszym rzedzie i wspomniane kamizelki leza przy moich nogach).



    Ktos zartuje ze przeczytal ze w ofercie jest „kapiel na pelnym morzu”- acz on wyobrazal sobie to trochu inaczej ale coz jestesmy na morzu a ciezko znalezc osobe która by się nie czula wykąpana...
    A monotonny głos z charczacego glosnika powtarza „na lewo widzimy skaliste formacje skalne pochodzenia wulkanicznego, rezerwat karadag zalozono w ...roku, powierzchnia rezerwatu wynosi...”

    gdy ociekajac woda i wykrecajac aparat, dokumenty i kanapki wracamy na baze – zastanawiamy się czy zawsze tak wyglada wycieczka do zlotych wrot, czy my trafilismy na jakas wersje de-lux :)

    zachod slonca podziwiamy z dachu „naszego” opuszczonego hotelu- plama po wylanym winie zachowa się chyba do najblizszego deszczu..
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  5. #25
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    Do naszej „bazy oddycha” kwateruja jakieś kolonie. Więc caly wieczor towarzysza nam nieludzkie wrzaski, tupoty w korytarzach, trzaskanie drzwiami raz po raz, piski, wycia oraz tysiace innych odglosow które ciezko jest opisac. Czasem z ciaglego jazgotu można wyodrebnic jakieś: „marina, ja tiebia liublju” czy „dawaj naliwaj”.. Nie mija pol godziny a zatkane są już wszystkie kible i popsute wszystkie spluczki Nie wiem ile liczy grupa,ale robi wrazenie ze są ich setki! Wybitnie przychodzi nam do glowy piosenka „dzieci wesolo wybiegly ze szkoly”...
    Przychodzi nam jeszcze do glowy ze musi panowac tu jakas zasada ze jak sie nie rąbnie 10 razy raz po raz drzwiami to koledzy maja cie za ciote..

    Na kolejna wycieczke niby planowalismy karadag- acz przypuszczalnie wogole jest zamkniety jeszcze z racji na pozary, no i wogole pomysl zeby isc za raczke z przewodnikiem nie bardzo przypada nam do gustu. Poczatkowo był pomysl aby to olac i isc na dziko... acz informacja ze rezerwat to kit a glownym powodem zamkniecia terenu jest baza wojskowa- coz lepiej zaplacic mandat niż się tlumaczyc ze się nie jest szpiegiem ostatecznie rezygnujemy z podboju karadagu gdy zobaczylismy jak on wyglada.. prawie same odkryte podejscia, a na dwoch szczytach budowle z których jak beda chcieli to cie namierza ledwo wystawisz noge za kurortnoje

    zatem za cel dnia obieramy gorke nad lisia buchta o nazwie diełamet-kaja. Duza, skalista i wyglada na to ze będzie z niej piekny widok na malo dostepny karadag. No i lisia buchte odwiedzimy po raz kolejny :) :) Droga na ta gorke należy do najbardziej obsranych jakie w zyciu widzialam- najpierw dominuja odchody ludzkie a im wyzej ku szczytowi przechodza w konskie- acz ich ilosc nie maleje. Widoki są niesamowite a tu pod nogi tez patrzec trzeba




















    po drodze łąki które przywodza na mysl wiosenne gorczanskie hale pełne krokusow






    część podejscia na gorke wiedzie po skale. Na sam szczyt nie udaje się nam wejsc, dac się by i może dalo, ale skala jest na tyle stroma ze sobie odpuszczamy. Poza tym ciagna dosyć ciemne chmury, więc jakby polalo to po sliskich zboczach raczej nie byloby szans na zejscie z tej gorki...
    A stad gdzie jestesmy widoki rownie przednie :)









    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  6. #26
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    wracamy pylista droga łaczaca lisia buchte z kurortnoje.







    Tak jak w kurortnoje raczej turysci mijaja się w milczeniu – tu prawie kazdy do nas macha, zagaduje a i prawie kazda geba wyglada sympatycznie. Najpierw mijamy stara łade na rosyjskich blachach, z drucianym bagaznikiem na dachu (marzy mi się takowy na skodusie) uginajacym się od plecakow, torb i innych tłumokow, a w srodku pięc gęb usmiechnietych od ucha do ucha! Mijamy jeszcze dwa auta, które na nasz widok zwalniaja, pasazerowie i kierowcy wychylajac się z okien by nas pozdrowic, pomachac, zapytac kto, skad dokad i wogole co tam u nas :) Mijamy tez obladowanego do granic mozliwosci rowerzyste który twardo zapycha pod gorke oraz goscia w hełmie jak z II wojny św pchajacego skuter który chyba nie dał rady wciagnac pod gorke. Najzabawniejsza była dziewczyna która za nim szla, chyba byli razem ale wygladała jak z innej bajki, stąpajac ostroznie by nie przykurzyc czystych bucikow. Nie wiem czy wspoltowarzysz ja uswiadomil dokad zmierzaja Na koniec spotykamy goscia który przedstawia się jako roma z doniecka. Zmierza ku morzu boso, w rozpietej koszuli ale w krawacie :) Widac ze to nie pierwszy miesiac który spedza na sloncu, spalony jest sloncem na skwarek. Czestuje nas pozostalosciami z kisci winogron- klimat robi swoje- tak pysznych winogron jeszcze nigdy nie jadlam! pyta czy byliśmy na festiwalu w koktebelu – twierdzac ze dla niego tam tez za duzy spęd- oraz ze nie takich ludzi się tam spodziewal. Gada do nas po angielsku ( i nawet ja go rozumiem ) a toperzowi mowi ze wyglada jak „gwiazda rock 'n' rolla” :)

    i jeszcze jedno nasze spostrzezenie większość ludzi spotkanych w zatoce ma rozesmiane geby i wyglada na bardzo zadowolonych z zycia- musimy tu kiedys wrocic!

    Przy drodze wisi na drzewie kartka „holowanie” i numer telefonu pewnie już niejednemu okazala się potrzebna- droge w dol na bank pokona kazda osobowka- w gore może być gorzej, jest parę stromych podjazdow, jak jakieś autko ma slabszy silnik może nie wciagnac...



    schodzac mylimy jakos droge i schodzimy w sam srodek winnicy (już wiemy skad roma mial taka dorodna kiść winogron!) Krazymy po winnicy jakieś pol godziny nie mogac się przebic do drogi, to sciezka zakreca w inna strone, to droge przegradza kanal.. uznajemy ze to musi być znak! Zeżeramy wielka i smakowita kisc winogron i od razu udaje nam się znalezc wyjscie z labiryntu!







    Wieczorkiem nie moge sobie odmowic pojezdzenia trojkolowym rowerkiem.(Toperz mowi ze specjalnie robil tak zdjecia zeby „uwzglednic na nich wiek innych jezdzacych” )





    na deptaku można także wypozyczyc autka dla malych dzieci – od razu widac kto się najlepiej bawi




    dziś opuszczamy kurortnoje. Najpierw jedziemy do feodozji. - zatem znow pakujemy się w pojazd którego konstruktor chyba nie przewidywal ze bagaz pasazera może wykraczac poza puderniczke i chustki do nosa.. Marszrutka zawozi nas na inny dworzec- kierowca nam wpiera ze to ten wlasciwy. Potem się okazuje ze to taki dla marszrutek a do autobusowego jest kilka przystankow. Podrozy nie ulatwia karton z najezkami , a nasze plecaki lataja po calym autobusiku- ku rozpaczy roznych panienek w bialych i rozowych spodenkach które z przerazeniem wolaja- zrobcie cos zeby one (tzn plecaki) się na mnie nie przewracaly i odsuwaja się z odraza otrzepujac spodnie.

    Dalej suniemy na symferopol i nikołajewke. Trafiamy na samych wrednych kierowcow, którzy albo najpierw kaza ładowac plecaki do srodka a gdy są już ulozone to sobie przypominaja ze maja jeszcze boczne luki... Luk jest za maly, plecak wchodzi na wcisk, ledwo się zamyka... więc potem jade dwie godziny ze wzrokiem wbitym w ten luk, czy już trzeba podniesc wrzask bo plecak wykocił się na szose (ot.. taki maly uraz psychiczny z przeszlosci...). Drugi kierowca znowu na nas warczy ze sami wyjmujemu sobie plecaki z bagaznika nie pytajac go o zgode- „dzien buraka” czy jak???

    Zatem trafiamy do nikołajewki- dla odmiany tu płasko jak stoł. Po kurortnym darmo wzrok szuka choc na chwile zaczepic się o jakiś pagorek!
    Mijamy pomnik- ku pamieci jakiś-tam co zgineli na morzu-pomnik jest ciekawszy od tylu niż od przodu! Widac ze dzialo które tam wstawili jest prawdziwe!





    wokół oryginalna kosteczka brukowa



    oraz zmutowane drzewo

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  7. #27
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    Miejscowosc malo przypomina wioske czy miasteczko- raczej osiedle bezladnie rozrzuconych pensjonatow i baz oddycha skutecznie blokujacych swobodny dostęp do morza. Wciąż obrastajacy w kolejne nowobudujace się obiekty „lux” snobujace się jedne przed drugimi na wieksza ilosc kolumn, lwow na cokołach czy pozlacanych amorkow i tym podobnych roznorodnych wyznacznikow komfortu.



    Gdy już troche zdegustowani przemierzamy miasteczko a plecaki zaczynaja nas wbijac w asfalt- rzuca nam się w oczy baza oddycha „weteran”. Tworza ja male drewniane domki kempingowe, po czesci stare wagony kolejowe przerobione na ten cel, murowane domki kryte eternitem.













    Pomiedzy nimi przechadzaja się gruboogoniaste dobrze odkarmione koty. Mily dziadek ze strozowki zaprasza toperza do siebie a mnie w tym czasie oprowadza po bazie Tania- dziewczyna z bialorusi, która swietnie mowi po polsku, jako ze 5 lat mieszkala w warszawie.
    W bazie większość stanowia starsi ludzie, którzy w duzej czesci przyjezdzaja tu za darmo lub za symboliczne kwoty. Milo popatrzec na parę 80 latkow, którzy z materacykiem suna za raczke na plaze, czy babuszki, które mimo ze z laseczka , to i tak ciesza się dreptaniem po morskim wybrzerzu i falach. Kwitna kontakty towarzyskie na przydomowych ławeczkach, we wspolnej kuchni bulgocza garnki z zupa mleczna, na sznurkach powiewa pranie a w korytku z kranami babcie szoruja pobgryzane zastawy stolowe w kolorowe kwiatki. Jest tez „sala telewizyjna” - namiot z szafa z telewizorem na klodke i rzedem kinowych krzesel- gdzie wieczorami puszczaja jakiś odpowiednik naszej telewizji „trwam” gdzie brodaty pop przemawia donosnym glosem lub tez dla odmiany pojawiaja się romantyczne seriale z bohaterami o sniadych twarzach..



    Na srodku placu stoi stara łada żiguli, na siadnietych oponach, przykryta czesciowo folia- tak jakby ona tu tez odpoczywala na zasluzonej emeryturze...



    a nasz domek jest najladniejszy! Caly pomalowany w kwiatki!



    Na ziemi kolo innego domku napis „dziekujemy za wypoczynek”- caly wylozony z kapsli od piwa! To musialy być udane wakacje!!! :)





    Tania stara nam się we wszystkim pomagac i dogadzac- jak jemy od razu proponuje talerze, przynosi nam czajnik , a po chwili z duma niesie nam nawet czajnik bezprzewodowy, taki o krotkim kablu... tak.... troche za krotki kabel, ale udaje mi się go wsadzic w kontakt...z wyjeciem jest już gorzej, więc szamocac się z kablem oblewam sobie łape wrzatkiem.. gdy stoje przy kranach z łapa wsadzona pod zimna wode wzbudzam ogromne zainteresowanie jednej z babuszek, która obserwuje ten niecodzienny „zabieg higieniczny”. Pyta czemu nie myje drugiej reki, więc je mowie ze druga już umyta- jakos glupio mi się przyznac ze taka ze mnie ciamajda ze oblałam się woda z czajnika bo nie umialam go wyciagnac z kontaktu.. Babcia nie daje za wygrana i podtrzymuje temat- ze ona tez nie lubi publicznych prysznicow bo się ich brzydzi. Ale ma inna metode- bierze dwa przescieradla, moczy we wiadrze, owija się jednym, potem namydla, owija drugim i już jest czysta, w izbie sucho, potem tylko myk! przescieradla do pralki! Potem się rozkreca i chyba opowiada mi cale swoje życie ,ale nawija jak katarynka więc większości nie rozumiem...

    wogole w tej bazie panuje taki niesamowity, niespotykany gdzie indziej spokoj.. czas plynie jakos zupelnie inaczej i jakby przestawal mieć znaczenie.. wszystko jakby się dzialo na zwolnionych obrotach,bez pospiechu i z zaduma. Posilki się spozywa z namaszczeniem i delektujac się kazdym kęsem, zawsze jest czas by pogadac z sasiadka, czy wziac na rece kota. Wogole koty maja się tu jak w raju- są karmione, pojone, noszone na rekach, drapane za uchem- to i wyrozniaja się piekna sierscia i mrucza radosnie! Ech... gdybysmy wiedzieli ze jest takie miejsce... zaraz bysmy przywiezli tu to biedne kocię spod bialej skaly... ale skad było wiedziec :(

    tego dnia odwiedzamy z toperzem stolowke w centrum nikolajewki- pyszne zarcie, wesole babki w fartuszkach, wystroj i klimat jak z wczasow zapamietanych z glebokiego dziecinstwa- wielkie kotly, metalowe okapy, lepy na muchy, czerwony kompot i ziemniaczki „pire” jak z miksera, takie „ciap”. Zarcie takie dobre ze wychodzac nie mozemy się ruszac.. zwłaszcza nam przypada do gustu soljanka i regionalne surowki- jedna jakby z glona a druga z czegoś co wyglada na rzodkiewke ale smakuje krancowo inaczej.





    Na stolowce jestesmy goscmi jeszcze wielokrotnie. Raz jestesmy swiadkami dziwnej sytuacji- przychodzi jakas baba- pijana albo wariatka i się awanturuje, rzuca krzeslami.. zarowno obsluga jak i klienci których się czepila nie mogą jej wyprosic. Udaje się to dopiero gosciom w mundurach którzy przyszli tu na obiad. Od razu widac w oczach większy szacunek, respekt, jakby troche strachu.. tutaj mundur to mundur – babka zaraz się oddala..

    Wieczorem idziemy w dal plaza. Trafiamy na klimaty postindustrialne, lwy na których nie można siadac, didżejow bawiacych swoim spiewem i dowcipami puste sale dyskotek, i ktorym pozostaje tylko za znudzonymi kelnerkami się ogladac... Hitem wieczoru jest jakieś specyficzne karaoke- stoi gosc z mikrofonem na kablu, patrzy w telewizor i drzacym lamiacym się glosem spiewa „Rasija radnaja maja” a wokół jezdza dzieci w autkach wynajmowanych na deptaku..



    w nocy troche psuje klimat łupiaca nieopodal dyskoteka, ale stopery do uszu daja rade! Cudowny wynalazek!!!
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  8. #28
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    dziś wycieczka do miejsca bedacego naszym glownym powodem przyjazdu do nikołajewki- ruin niedokonczonego sanatorium do leczenia blotem- na brzegu morza w drodze do bieriegowa.
    Znalezione na stronce http://urban3p.ru/object5295/

    po drodze mijamy drugi opuszczony obiekt ale niestety za plotem i na terenie czynnej bazy wypoczynkowej.






    „nasz” jest totalnie opuszczony, widac tylko slady po bytnosci paintballowcow. Wylazimy na dach gdzie się wygrzewamy.















    Potem idziemy na plaze- morze jest tutaj niesamowicie czyste i przejrzyste ale zimne jak diabli!
    Pozeramy na plazy dyńke- czyli melona- nasze glowne żarło na tym wyjezdzie :)







    Z plazy widzimy jakiś spory pozar w oddali, kleby czarnego dymu.. umieram ze strachu czy to nie nasz kemping- bo przeciez tam zostaly nasze wszystkie karty do aparatu ze zdjeciami z calego wyjazdu! Dlugo analizujemy w ktorym to miejscu się pali... jak się potem okazuje był to bar- calkiem niedaleko naszej bazy

    wieczorem idziemy w strone saki, gdzie klify staja się wyzsze i w promieniach zachodzacego slonca zyskuja niesamowity wrecz wyglad! '





    Zachod slonca zastaje mnie w widokowo polozonym kibelku.

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  9. #29
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    Amatorzy zycia nocnego w nikołajewce również znajda cos dla siebie. Osrodkiem „kulturalno-oswiatowym” miasteczka jest „night club 555”, którego to obecnosci nie da się nie zauwazyc (to oni łupia nam po nocach). Na codzien reklamuja się skromnie jako „sushi bar”.
    Można się zalapac na walki w blocie damskich gladiatorow i drugie- dla zaawansowanych cos z pilami i trumna






    Pozegnanie z morzem jest trudne... jeszcze pol godzinki, może jeszcze 15 min w sloncu, z widokiem na drobne falki, i ciagnacy się po horyzont klifowy brzeg..



    na koniec wypozyczamy sobie jeszcze wodny rowerek :)



    dziś już poczatek powrotu- zmierzamy do symferopola. W marszrutce przypada mi do gustu tabliczka- wreszcie wlasciwe podejscie do przystankow!
    (chcesz wyjsc? Krzycz!)



    w symferopolu na dworcu dzikie tlumy! Obsiadniete szczelnie wszystkie lawki, murki, kwietniki.. cudem udaje nam się dostac ostatni wolny pokoj w dworcowych „komnatach oddycha”. Jestesmy we 2 osoby w trojce, ciekawe czy nam kogo dokwateruja..bo kiedys spiac w takim przybytku w siankach w karpatach dostalismy do pokoju babuszke z prosiakiem :) troche nam to utrudnilo spanie bo babuszka chrapala jak niedzwiedz, a zaniepokojony niecodziennym srodowiskiem prosiak kwiczal zalosnie ale nie zalowalismy takiego noclegu- klimat nie do pobicia i wspomnienia na cale życie! Wogole o przygodach w tych dworcowych hotelikach to by można osobna relacje napisac
    Tymaczasem w symferopolu noc spedzamy spokojnie i bez przygod. Z okna widok na perony- klebiące się stada ludzi, z okna to troche jak obserwowac mrowisko.. swisty pociagow, turkot walizkowych koleczek na kostce i monotonne glosy megafonow...

    ogolnie udaje nam się wszystko zalatwic co było w planie- zakupic nowy kubeczek- nastepce biedaka zgubionego na pamietnej imprezie nad gorskim jeziorkiem w karpatach, polecany przez wołodie film „kaukaska pliennica”-(na tak pirackiej plycie ze nie wiem czy wogole będzie się odtwarzal , cala torbe keczupow i sosow oraz dwa przewodniki po wschodniej ukrainie, z uwzgednieniem donieckiej i ługanskiej oblasti. Tam gdzie chcemy się za rok wybrac, a polskie zrodla mowia tylko ze „tam nic nie ma”. Tym samym zyskuje lekture na dlugie zimowe wieczory a na przyszloroczna wyprawe pomoc w ustaleniu trasy i co najwazniejsze- sugestie odpowiedzi jak nas ktos spyta „a po co zescie tu wogole przyjechali?” Bo wiadomo ze w karpaty się przyjezdza aby wedrowac z plecakiem po gorach, na krymie jest morze i zabytki- a czego u licha może szukac zagraniczny turysta w malych miasteczkach donbasu?

    w powrotnej podrozy plackarta spotyka nas wielkie rozczarowanie- nikt nie handluje pierozkami, nieliczne babuszki maja wareniki, wszyscy sprzedaja tylko owoce :(
    naprzeciw nas w wagonie siedzi jakas parka, która cala droge wydzwania do roznych hoteli probujac wynajac pokoj, pytajac o cene zwykle się dowiaduja ze 200-300 UAH od osoby... skad oni te hotele pobrali? Im dalej tym są bardziej zaniepokojeni ze nie beda mieli gdzie spac...
    W wagonie jada tez z nami polscy turysci wracacy z krymu, toperz upatruje ich po butach- zobacz, dziewczyna ma gorskie buty- musi być z polski potem razem jedziemy marszrutka do szegini i sobie sympatycznie gadamy. Przed granica się rozdzielamy- oni jeszcze ida do sklepu. Chyba cale szczescie- oni mieli plecaki takiej wielkosci jak my kiedy idziemy na sobotni spacer do lasu w olawie dziwnie bysmy wygladali razem- czworka turystow wracajacych z krymu- tylko ze dwoje ma takie plecaki jakby schowalo tam pol ukrainy ciekawe kogo by przetrzepali na granicy

    Na granicy kolejka dosyć niemrawo się przesuwa, wszystkiego chyba ze dwie godziny stoimy.Czas plynie na milych pogawedkach z mrowkami, o tym co teraz się przenosi, jak to dawniej bywalo, można wysluchac rozne historie z zycia, Obserwujemy ciekawe zjawiska, których znaczenie nie do konca rozumiemy- niektorzy dochodza tylko do kolejki czekajacych na przejscie na polska strone, po czym domagaja się aby straznicy z powrotem ich puscili na ukrainska.. i to nie jedna taka sytuacja- musi mieć jakiś ukryty cel.. wszystkie mrowki chca nas przepuscic, pokrzykuja na straznikow ze „tu wasi turysci z krymu wracaja pusccie ich bez kolejki” a tamci udaja ze nie slysza... troche się przypomnial klimat graniczny za dawnych dobrych lat...

    Celnik oczywiscie zadaje pytanie co w kartonie- w ja na to ze najeżki :) „a co to jest?”-- „no takie ryby”--- „zywe?”---”no już nie”...widac to przerazenie na twarzy celnika i oczy mowiace „k.... czemu na mojej zmianie!?!?”. Aby nie było niedomowien wyciagam moje szlicznosci z pudelka. Slychac tylko ciezkie westchnienie chlopaka i chichot mrowek :) do rozmowy wlacza się druga babka -”pusc ich, to nie jest chronione. My już to przerabiali. Wiesz co mysmy tu mieli? Jedni wiezli tego trzy pudla”.
    Ale musial być wtedy cyrk!!! :) :)

    jeszcze tylko sforsowac cudowne nowe obrotowe drzwi budynku i już będziemy w polsce... ostatnia zapora nie jest taka latwa do pokonania.. o przejsciu z plecakiem na plecach można zapomniec.. acz niosac go w rekach tez nie jest prosto.. ciagnac, pchajac można dac rade... a najezki to chyba wtedy w zebach przenosic... a gitare gdzie wsadzic?
    Oczywiscie drzwi się na nas zacinaja i potem biedna babuszka nie może wyjsc..

    już nawet jak siedzimy w marszrutce, tfu- busiku (tak,tak- to już polska...) to nam jeszcze co niektore zaprzyjaznione mrowki machaja i zycza szczesliwej podrozy :)

    w przemyslu gdy wpadamy na peron nasz pociag już jedzie... mijaja nas wagony a my smetnie patrzymy przed siebie – tak malo zabraklo, chyba w sekundach... w jednym oknie są konduktorzy i do nas pokrzykuja czy my chcemy wsiasc. No jasne ze tak, ale już za pozno... a oni na to ze nie ma za pozno i za chwile pociag staje... normalnie nie mozemy uwierzyc w nasze szczescie!!!! po raz pierwszy udaje się nam zlapac pociag na stopa!!!!! czy to nie cudowne?? :)

    milo nas przywital nasz kraj!! oby tak zawsze!!! do takiej polski zawsze się chce wracac :) :)

    ale zal ze lato się konczy a wraz z nim i przyslugujace wolne dni... i hrywny trzeba chowac na dno szaf... bo następne wyprawy w kierunku wiadomym dopiero gdy zejda sniegi i blysnie wiosenne slonce...

    choc,kto wie?
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  10. #30
    Bieszczadnik Awatar tomas pablo
    Na forum od
    01.2009
    Rodem z
    pod karpacie
    Postów
    1,461

    Domyślnie Odp: Kinburn, Arabatka i Krym- wrzesień 2010

    r e w e l c j a !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Krym
    Przez Basia Z. w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 7
    Ostatni post / autor: 01-10-2012, 17:04
  2. Krym po raz trzeci
    Przez Basia Z. w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post / autor: 19-09-2011, 17:35
  3. Czarnohora...sierpień / wrzesień 2010
    Przez joorg w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 21
    Ostatni post / autor: 05-01-2011, 00:32
  4. elektriczkami na krym
    Przez buba w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 45
    Ostatni post / autor: 18-05-2010, 20:52
  5. krym- zdjecia
    Przez buba w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 04-09-2007, 23:21

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •