Nie chciałam się wtrącać ale skoro nie odpowiada… – Schengen nie zabrania tworzenia przejść turystycznych na zewnętrznych granicach. Poszukajcie dobrze…wśród drzew…
Co do przejść granicznych – dla mnie są koniecznością do pokonania i już. A jeśli chodzi o folklor przejściowo – graniczny to kojarzy mi się to ze stadionem – można iść na stadion, żeby obejrzeć mecz a można iść, żeby przeżyć niesamowitą, klimatyczną i jedyną swoim rodzaju przygodę i zbratać się z pseudokibicami. Wyrywanie ławek, tłuczenie bejsbolem – ach co za przygoda, a jakie przyjaźnie można zawrzeć. Podobnie na przejściu. Kwestia wyboru i definicji przygody. Dla mnie przygoda kończy się tam gdzie słyszę, że ZAWSZE MUSI być dziko, klimatycznie i niesamowicie a wszyscy napotkani ludzie muszą się uśmiechać ze szczęścia do dziury w drodze oraz do starego kibelka. Dla mnie wtedy zaczyna się nieprawda, kicz, tandeta i skansen (a w skansenie "śmierdzi trupem"jak słusznie zauważy WojtekR).
Zaczynam się bać o Ukraińców– jak tam ciągle dziewczęta i chłopięta z plecakami będą im wmawiać, że są „klimatyczni” to w końcu przestaną być zwyczajni i normalni a na widok kogoś obcego będą rzucać się do szafy po soroczkę i ciągnąć krowę z obory za ogon.
Acha – odnośnie turystycznych przejść w Bieszczadach to podzielam pogląd większości – jeśli tylko dla MNIE to tak, jeśli również dla innych to nie
Krysia - a bo to jeden "przemytniczek" na tym świecie?![]()
Zakładki