Wspomnienie dziewiąte
Nie warte uwagi
W środę i czwartek nie pamiętam co się działo, a nie dysponuję
dokumentacją fotograficzną. Chyba więc nic ciekawego się nie wydarzyło. To znaczy trochę pamiętam. W środę byliśmy w Ustrzykach Dolnych po zaopatrzenie, głównie ukraińskie, zwiedziliśmy też muzeum bieszczadzkie, a Stały Bywalec zamówił u Szelców niespodziewankę na sobotę. W sobotę bowiem druh nasz, Wojtek 1121 obchodził urodziny, okrąglutkie jak brzuszek szóstki i towarzyszące jej zero. I to może wtedy byliśmy w domku nr 1 u Capricornusa na małym poczęstunku? Maciek, przypomnij mi, bo naprawdę mylą mi się te dni. Tak to zresztą jest, gdy jedziesz w Bieszczady, ze świadomością, że będziesz pisał relację i nie robisz żadnych notatek. Zbyt zaufałem swojej pamięci, ale kto się spodziewał, że tak długo będę marudził z pisaniem tej relacji.
Zupełnie jak Bertrand…
W czwartek natomiast nie byliśmy nigdzie. Wojtek pojechał witać swojego brata, który był w tym czasie dojechał w Bieszczady. Na kolację przyszedł w doskonałym humorze twierdząc, że Andrzej wreszcie wygląda od niego starzej. Andrzej postanowił nie farbować już włosów i przyjechał biały na głowie jak białe tango.
Ja w tym czasie postanowiłem zabrać się za sprzątanie domku a o drugiej poszliśmy z Kaziem do hotelu w Zatwarnicy na obiad. Po drodze Kaziu opowiadał mi o lekturze , którą wziął był w Bieszczady, „Samozwaniec” Jacka Komudy.
Po obiedzie, kiedy płukaliśmy gardła pod kultową wiatą przyjechał Prezes, znana bieszczadzka persona i nasz sąsiad, bo mieszkaniec Chmiela, wraz z wycieczką konną, też w celu przepłukania gardła. Konie natomiast postanowiły kontynuować wycieczkę, tak że trzeba było je przygonić z powrotem pod wiatę.
Pamiętam też , że pogoda specjalnie nie sprzyjała dłuższemu siedzeniu pod wiatą, poszliśmy więc do domu.
W domku zabrałem się do wykonania prezentu dla Wojtka. Już wcześniej zamówił sobie wierszyk. Tak się zresztą złożyło, że wierszyk napisałem jeszcze przed wyjazdem, i życzenie Wojtka było mi bardzo na rękę, brakowało mi tylko zakończenia. Po krótkiej pracy głową przepisałem wiersz na arkusz z bloku technicznego, prawy brzeg opaliłem, wzdłuż lewego przewlekłem grubą ozdobną nić , końcówki zalałem roztopionym woskiem i przypieczętowałem kieliszkiem. Tak więc całość przypominała staropolski dokument. Teraz nie pozostało już mi nic innego jak czekać na chłopaków, którzy o 19. 15 mięli pojawić się na kolacji.
Zakładki