Wspomnienie drugie
Jak zostałem dwukrotnie zabity
W myśl zasady imć marka Twaina, że istnieją kłamstwa, cholerne kłamstwa i statystyki, przytoczę kilka cyfr.
W drodze z Torunia do Sękowca przejechałem autobusami (z kibelkiem i bez) 770 km, z czego:
Z Torunia do Krakowa 429 km. w czasie 8h10’, Z Krakowa do Leska 274 km. w czasie 5h30’, i z Leska do Sękowca 67 km. W czasie 8h35’.
Jeśli dostrzegacie tutaj pewne dysproporcje, to dobrze bo właśnie po to o tym piszę. Rozwiązanie tej zagadki geograficzno- matematycznej jest jednak bardzo proste. Mianowicie Pomiędzy Leskiem a Sękowcem zdarzyły mi się trzy przesiadki. Pierwsza w bistro „U Magdy” koło PKS-u w Lesku, druga w Alfie, trzecia w Bar’rocku w Ustrzykach.
Alf, taka sympatyczna spelunka w Lesku okazał się nie być constans, jak przypuszczałem. Od kilu lat, wystrój był taki sam, łącznie z ozdobami i napisem Wesołych Świąt. Gdy byłem tam w maju bardzo ów napis rozśmieszył Julię i Darkangel.
-Zobacz, od Świąt nie zdążyli tego zdjąć.
- Kochane, ten napis wisi tu od czasu kiedy tu przyjeżdżam, czyli od kilku lat. Mam podejrzenie, że wisiał tu, zanim wybudowano tę kamienicę.
Tymczasem w Alfie zmiany, zmiany, zmiany. Nie tylko brak świątecznego napisu, ale i tablic z naklejkami od piwa, a ściany świeżo odmalowane. Gdzie te naklejki, pytam się barmana, chcesz? Są na zapleczu, i ciągnie mnie na zaplecze. Co zdołasz odkleić to możesz zabrać. I idzie do mnie z dużym, rzeźnickim nożem. Ale to nie wtedy mnie zabito.
- Tym spróbuj odklejać- i wręcza mi nóż.
Cóż było robić? Stałem się szczęśliwym posiadaczem kilku naklejek. Większość była przyklejona ma mur, a szkoda, bo wśród nich było kilka unikatowych, pamiętających zapewne jeszcze Papieża Jana XXXIII.
Żegnam się, jadę do Ustrzyk, tam z kolei zawsze odwiedzam Bar’rock. Jak zwykle proszę o KSU. Przy stoliku obok cztery osoby, jedna z nich zwraca się do mnie:
- Co to za kapela?
-KSU.- Przyglądam mu się uważniej.- Ale pan chyba miał coś z nimi wspólnego?- Na wpół rozbawiony kiwa głową. – Zdaje się, że na perkusji?- Zgadza się
***
We wrześniu , kiedy jechałem w kierunku dokładnie odwrotnym, bo w Sękowca do Leska, zapytałem kierowcę, który często jeźdź na tej trasie o imię. Teraz, wchodząc do autobusu w Ustrzykach Dolnych jechał ten sam kierowca.
-Dobry wieczór panie Januszu!- zagadnąłem go wesoło.
- O, cześć! Skąd wracasz?
Dla ścisłości, to zwracałem z Torunia, ale w końcu wracałem. Bo jak tu nie wracać. Co z tego, że „tam” spędzam 11 miesięcy w roku, a „tu” miesiąc.
Ale jak on mi na „ty”, to ja też kotu spod ogona nie wypadłem. Zwłaszcza, że na oko Janusz wygląda na nieco młodszego ode mnie. Później, gdy mijaliśmy się w drodze pomiędzy Sękowcem a kultową wiatą, on Autosanem, ja Prepedesem machaliśmy do siebie. Trochę najeździłem się już autobusami po Bieszczadach, a najbardziej dramatyczne zdarzenie miało miejsce przed rokiem, kiedy … Zresztą nasza autobusowa odyseja została zarejestrowana, Zaczęła się od trzęsienia ziemi, a potem dramaturgia zaczęła wzrastać.
***
Jeszcze u Janusza w autobusie telefon dał mi polecenie, żebym natychmiast po dojechaniu na miejsce przeszedł do leśniczówki, gdzie czekali na mnie Stały Bywalec , Wojtkek 1121 i ukraińska flaszka. Ledwie przyszedłem zabili mnie propozycją, że oni będą kupowali wiktuały, a ja będę robił za Marysię. Od następnego wieczoru gościłem ich codziennie na kolacjach w domku nr 4. Poza tym, jak deklarowali, będą codziennie zapraszali mnie na obiad. Po ty wyznaniu umarłem, a kiedy zmartwychwstałem przeliczyłem szybko w myśli moje zasoby finansowe i zgodziłem się z radością. Dziękuję Wam bardzo za wszystko!
Zaraz potem Stały Bywalec zabił mnie propozycją, żebym został Prezydentem KIMBu, bo on rezygnuje. Jak się zgodzę dostanę w prezencie mapę Bieszczadów 1:50 000. Ponieważ jestem bezkompromisowy, twardy, niezłomny, facetem z charakterem i zasadami, a do tego słynę z przysłowiowej wręcz skromności, nie dałem się skorumpować przed wypiciem butelki. Gdybym wiedział, że wyjdzie z tego taka chryja…
Zakładki