Na okoliczność dyskusji o hotelu przypomniała mi się opowieść turysty sprzed wielu lat. Było to jakoś tak po akademii z wyniesieniem sztandaru nieboszczki partii, czyli po upadku Doskoczyńskiego a na początku Mazowieckiego.
Szedł ci ten turysta objuczony plecakiem, namiotem, przemoczony i zmęczony od Bukowego Berda i pomyślał, ze skoro już tu jest, to przynajmniej stopę postawi w prominenckim hotelu, tak żeby było co dzieciom opowiadać. Na nic nie liczył, no może na to, że nie pogonią od progu.
Dalej sprawy potoczyły się tak szybko i niespodziewanie, że gdy już wziął prysznic z ciepła wodą a następnie zapalił lampkę przy łóżku, w który spoczął, to myślał czy przypadkiem mu się to nie śni.
Rachunek podobno nie był wygórowany.