...dzięki... WUKA myślę że teraz to dopiero zacznie wyć...
...dzięki... WUKA myślę że teraz to dopiero zacznie wyć...
Ech...wilcze wycie! Jakie ono jest, jak potrafi pięknie brzmieć, jak włos na głowie jeży, jakie ciary powoduje – najlepiej słuchać go i poczuć w samotności, w listopadzie bądź grudniu, w nocy, na śródleśnych polanach pasma granicznego! Piękno i potęga dzikości!
Jak ja tego potrzebuję, tego kontaktu z ... (o przyrodzie teraz Pan opowiada:), jak wytrzymię, tak mnie nosi, że ...a tu dwa łikendy w blokach do spędzenia.
Djakuju i Szciastliwo Wam! (jak mi powiedział taki, co to „nosi pałę na wierzchu, czy to w zimie, czy na deszczu”, w ostatni łikend w Użoku zgarniając urobek do szuflady :)
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Z plecaka wygmerałem czołówkę i dawaj przez nieuniknione w takich miejscach zwały błota do lasu. Jak już się przedarłem na lepszą nawierzchnię, to mi czołóweczka zrobiła zygu-zygu czyli mryg, mryg, mryg. Przypomniałem sobie, że cały poprzedni wyjazd też mi tak robiła. Niby jeszcze snop światła docierał od czoła do butów, ale jakoś tak już bardzo niemrawo docierał. Nic nie jest wieczne, nawet baterie alkaliczne. I ten deszcz jeszcze ciągle nap...padał. A trzeba Wam wiedzieć, że mam namiot typu trumna, taki niski, podłużny i wąski, którego konstrukcja wspiera się na dwóch rozmieszczonych na końcach, łukowatych masztach. W związku z tym, żeby działał należycie, musi być dobrze rozciągnięty naciągami. A tu leje i światła mało. Wzięło i się sprzysięgło dzisiaj do lasu nie wpuścić i koniec. I ten, jak mu tam, rozsądek zaczął się wymądrzać, że pora zawrócić, póki niedaleko, że po co, że spoko, że jutro będzie czas, że piwko z kija, że piwko z kija, że piwko z kija. No i tym koronnym argumentem to mnie przekonał. Nie ma to jak w krytycznych sytuacjach posłuchać głosu rozsądku. Zawróciłem. W rowie przed Carpathią obmyłem buciki, żeby na salony szlamu nie nanieść. A tu kicha, ciemno i zakluczone. Polazłem dalej, wzdłuż szpaleru domów ciągnących się tą alejką w kierunku Bukowego. Wszędzie ciemno, dwudziestej druga dopiero, a w Mucznem wszyscy śpią. Ale stukam, do pierwszego, i nic, do drugiego, i nic. O! W trzecim, na pięterku się świeci. Podniosłem rękę, która zamarła w połowie drogi do drzwi, gdyż usłyszałem, a może tylko wydawało mi się, że dobiegające odgłosy nie wskazują by jakiś dodatkowy gość był potrzebny, więc odpuściłem i opuściłem obejście. Hmmm...hotel i Jama zostają. No to najpierw uderzę do Jamy. Światełko się świeci, wchodzę, pustki troszkę, ale już się pojawił młody człowiek, który objaśnił mi, że na jedną noc zostanę przygarnięty, ale jutro jest komplet i nie da się nikogo już wcisnąć. Ponieważ nie zamierzałem dłużej tu przebywać niż do poranka dnia następnego, skorzystałem z gościny. Piwko strzeliłem, coś tam zjadłem, pianą popiłem i jakoś tak się nam zgadało. Sympatycznym, młodym chłopakiem, który mnie przyjął, był Jacek, syn właściciela. Przysiadł się do mnie i troszkę sobie pogadaliśmy o różnych różnościach. Ni stąd, ni zowąd, na stole pojawiła się butelczyna wyciągu z malin, rocznik 2008, „zabezpieczonego przed zamarzaniem”, wytwórni jednego z forumowiczów. Cud-malina taki wyciąg. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? Tak po prostu miało być. Ono to, przeznaczenie czyli, wykorzystując siły przyrody (deszcz) i słabość techniki (baterie) przegoniło mnie z lasu i zagnało na maliny zeszłoroczne. Zbiór udany, wieczór mile spędzony.
Cdn...
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Powiem tyle jakiś rok temu byłem w Bieszczadach zboczyło mi się troszkę ze szlaku w okolicach Halicza (pod wpływem kanału Discovery i niejakiego Beara Greallsa czy jakos tak)
a więc survival, oczywiście starając się jak najmniej szkodzić przyrodzie rozbiłem namiot ulożylem się do snu a tu naraz słyszę głos który pozostał mi w glowie po dzień dzisiejszy, skrzek jakby. No i zaczęło się porównywanie do wszystkich odgłosów przyrody i co .... najbliżej z tego co kojarze odgłos Rysia ostrzegającego intruza że znajduje się na jego terytorium. Na szczescie tylko ostrzegał.
No proszę, zastosowałem się sam do swojej rady, przefiltrowałem relacje przez sitko i znalazłem tę - niedokończoną. Sir Autorze, może warto opowiedzieć co się działo po CDNie?Zamieszczone przez sir Bazyl
Oczywiście, że warto - się wezmę, tylko trochę odtaję...
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
i mnie ta opowieść wciągnęła bardzo :) też miewałam podobne wędrówki. ahhh zabierz mnie Bazyl na jedną z nich -choćby wirtualnie przez owe opowiadanie :)
Jimi
Najwyższa pora obudzić się ze snu zimowego. Idziemy dalej:
Rankiem, no może nie tak wczesnym, gdyż już dobrze po szóstej było, ruszyłem obraną drogą przez las, ku polanie. Tam, na szczycie Czuby Wierchu, śniadałem z pięknymi widokami. Po wczorajszym deszczu zostało tylko wspomnienie i trochę błota. Co prawda, gdzieniegdzie jeszcze się kotłowało:
bezdroża1.jpg
Ale wystarczyło zerknąć odrobinkę w bok, by wiedzieć, że idzie ku lepszemu:
bezdroża2.jpg
Z ziemi powyłaziły takie różne kolorowe:
bezdroża3.jpg
I idąc, trzeba było patrzeć pod nogi, żeby tego zielska nie podeptać.
Smyknąłem na pobliską przełączkę i zakręciłem do pustego już miejsca. Kurcze, pierwsze dwa razy jak jej szukałem, przeszedłem przez tą łączkę, tuż obok i do głowy jakoś mi nie przyszło, żeby skręcić. A bo to słuchy chodziły, że pod Obnogą ona jest. Jak pod Obnogą, to pod Obnogą, i tam też szukałem. Ołaziłem się po lesie, znalazłem kilka małych polanek, ale chaty nie namierzyłem. I nabrałem podejrzeń, że to może nie tak całkiem o Obnogę chodzi. Za trzecim razem, myk w bok i jest! A teraz już niestety tylko polanka została i miejsce splantowane ciężkim sprzętem:
bezdroża4.jpg
Zadziwiające, że komuś tak bardzo zależało, żeby żaden ślad nie pozostał. Tu następuje niepohamowany bluzg (taki za tysiąc punktów karnych forumowych) pod adresem ixa, igreka i zeta odpowiedzialnych za to, co się z chatą stało.
Po chwili pognałem na złamanie karku w dół do potoku, nad którym Rogaś z Beskidu Sądeckiego nie mieszkał. W dolnej części stok był niemalże przewieszony:
bezdroża5.jpg
więc początkowe próby serfowania na butach po zbutwiałych liściach skończyły się efektownym dupozjazdem. Czasem to sobie myślę (co mi się nie za często zdarza, ale podejmuję próby :)), że kiedyś mi się może jakaś krzywda stać, a wtedy pożrą mnie bieszczadzkie robale i niejeden kruk smętnie nad truchłem zakracze.
Coby nabrać większej elastyczności i miękkości ruchów, powinienem ćwiczyć Jogę albo co, ale mi się nie chce. Wymyśliłem więc sposób alternatywny: wchłaniam do wewnątrz odpowiednie eliksiry, od mało do wysoce kalorycznych, gdyż jak mi kiedyś ktoś powiedział: z procentami należy iść zawszę w górę. I tak, co widzę jakąś górę to biorę procenty. Początkowo wiadomo, że ciężko jest, balast swoją wagę ma. Za to w miarę upływającego czasu i przelewania zawartości z plecaka do się i od się na zewnątrz, staję się coraz lżejszy i zaczynam niemalże się unosić, choć przyznać muszę, że najlepiej z aeronautyki wychodzi mi jednak pikowanie.
Ale pewną miękkość i gibkość niezbędną przy awaryjnym lądowaniu udaje mi się w ten sposób osiągnąć
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
hallo;
podpisuję się krwią pod tym stwierdzeniem...
pamiętam nie tak dawno...
jak idąc za Tobą ,jako drugi, nie mogłem nadążyć za Twoją gibkością pomimo,że to Twoje nogi torowały trasę w śniegu "po krok co krok"
normalnie małpa jakaś czy cóś...
(aha przypomniałem sobie tytuł książki o której gadaliśmy: Jacques Lanzmann "Szaleństwo marszu")
pozdrawiam
"Najlepsze miejsce na namiot .jest zawsze troszkę dalej..."
...to paliwo rakietowe domaszniej raboty mnie niosło...
Wracamy w moje Bieszczady:
Z lawiną liści opadłem na dno jaru, który oprócz niezwykłej malowniczości miał ukazać mi ślady istniejącej tu niegdyś infrastruktury kolejkowo-spławnej służącej trzebieży leśnych ostępów. Odkleiłem się od podłoża i ruszyłem w górę potoku węsząc oczyma w poszukiwaniu torów, mostów i zapory wodnej. Podobno jeszcze kilka lat temu można było dostrzec pozostałości po funkcjonującej tu klauzie. Ale to gdzieś wyżej, a na tym etapie wędrówki próbowałem wyobrazić sobie jak obok potoku w tak wąskim jarze mogło pomieścić się jeszcze torowisko? Czas odrobinę poprzesuwał niektóre zbocza i np. resztki bali po przepuście wystają wprost ze stoku
bezdroża6.jpg
W innych miejscach wyraźnie rysowała się półka torowiska
bezdroża7.jpg bezdroża8.jpg
Z poszycia wystawały resztki szyn i innego żelastwa
bezdroża9.jpg bezdroża10.jpg
Pięknie tam było! Co chwilę dołączały jary mniejszych strumieni
bezdroża11.jpg
Szumiały wodospadziki
bezdroża12.jpg bezdroża13.jpg bezdroża14.jpg
Kusiły ciekawie uformowane boczne dolinki
bezdroża15.jpg
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki