Mam rozumieć, że wg Ciebie harcerstwo jest też już niepotrzebne. Nie trzeba wcale wielkiego kataklizmu, który zburzy wszystko - wystarczy mała albo trochę większa wojenka, jaką nasi przodkowie musieli przeżywać co parędziesiąt lat. Dzisiejszym ludziom się wydaje, że to już przeszłość. Tak się przyzwyczaili do konsumpcjonizmu, że im się wydaje, że inna rzeczywistość nie jest możliwa. Upadek zakapiorszczyzny i załamanie turystyki kwalifikowanej też opierały się na tezie, że w obecnych czasach, gdy wojny już nie będzie, a dobrobyt będzie stale rósł, nie jest to już potrzebne, a nawet są bezsensowne.
Gwarantuję Ci też, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że względny dobrobyt i bezpieczeństwo, które mamy dziś, nie są dane na zawsze. Nie przypadkiem istnieje powiedzenie "syty nie zrozumie głodnego". Podobnie ludzie wychowani w obecnych czasach nie wiedzą, że swój standard życia zawdzięczają pracy poprzednich pokoleń - ba, oni wręcz gardzą poprzednimi pokoleniami, jako zacofańcami.
Zależy, w czym. Mówię to na tej podstawie, że próbę tego rodzaju też przeszedłem. W tym konkretnym wypadku jednak chodzi o życie w trudnych warunkach stworzonych przez przyrodę, nie sztucznie przez człowieka.Co do ksztaltowania charakteru, to ok - jest to jeden z wielu sposobów, ale nie jedyny oczywiście. Zakonnicy w zakonach zamkniętych mają bardziej przechlapane, niż zakapior w szałasie.
Mieszasz ze sobą parę rzeczy. Mylisz okres przedwojenny z XVIII wiekiem, a pana ze zbójnikami. I standardy moralne były wtedy trochę inne, a ja manie chodzi o rzeczywistość, w której obowiązują współczesne (te pozytywne) standardy moralne.Chcesz poznać jak wyglądało życie w Biesach 100 lat temu? To znakomicie. Możesz to zrobić już od jutra. Porzuć swoją obecną pracę i spróbuj przeżyć miesięcznie za , powiedzmy 200 zł. (mam na myśli jedzenie i ubranie). Spraw sobie niewielki zagon ziemi pod Warszawą, w jakiejś wiosce "zabitej dechami", gdzieś gdzie nie ma sklepu, gdzie jest beznadzieja, miejscowa mafijka (w biesach przed wojną Pan) a dziewczyny po zmroku lepiej z domu nie wypuszczać i jeszcze wiele innych "atrakcji". Będziesz miał klimat przedwojennych biesów.
Jeśli chodzi o ten zagon pod Warszawą - to coś w tym jest. Mam zamiar przyczynić się do wywołania fascynacji wiejskim życiem i traktowania jego utrudnień nie jako dowodu niższości, która powoduje, że powinno się przenieść tam, gdzie łatwiej, czyli do dużego miasta, lecz jako prób, pokonywanie których czyni z nas człowieka. Wiadomo przecież, że jeśli powstanie run na twarde życie, to pojawią się chętni do mieszkania tak na stałe, a wszyscy w Bieszczadach się nie zmieszczą. To jest sposób na przyhamowanie tendencji do wyludniania się małych miejscowości, wywołaną przez nieodpowiedzialne lub wrogie działania polityków. Dlatego wychodzę z założenia, że każdy ma prawo do własnych Bieszczadów, które mogą znajdować się w różnych częściach kraju.
Ale co jest w nim nierealnego? Wszystko, poza pozwoleniem na budowę szałasu, zależy przecież wyłącznie ode mnie samego. A z patrzenia na Bieszczady głównie pod kątem przygód dawno już wyrosłem; zresztą zdaję sobie sprawę, że romantyczne przygody nawet w Bieszczadach trzeba sobie umieć zorganizować. Teraz widzę więc w tych górach głównie sposób na samodoskonalenie i misję. Prędzej można powiedzieć, że staram się, żeby to inni byli romantycznie zapatrzeni w te góry.Nie chcę Cię tylko krytykować, bo Twój pomysł nawet mi się podoba, tyle, że uważam go za mało realny. Wydaje mi się też, że jesteś romantycznie zapatrzony w Bieszczady, zdajesz się je idealizować. Uwierz, tu nigdy tak romantycznie się nie żyło jak nam mieszczuchom się wydaje.
Bieszczady traktowali jako swoją Ziemię Obiecaną nie tylko mieszczuchy. To była taka ogólnopolska idealistyczna wizja. Czy Jędrek Połonina był mieszczuchem? Albo Spis?
Zakładki