A ja się jeszcze wrócę do Stryja :) Cośmy się tam za obiadem nabiegali, tośmy się nabiegali! Za czasów Orłowicza całkiem inaczej to wyglądało:
"...Około godz. 8 wieczór następował znowu 20-minutowy postój w Stryju, gdzie czekała na nas zamówiona telegraficznie /tak to się Pierogowy załatwia, a nie biega w tę i we w tę/ kolacja. Kiedy pociąg zajeżdżał na stację, na werandzie przy restauracji kolejowej stały już pięknie nakryte i ozdobione kwiatami stoły. Kolacja była zazwyczaj bardzo smaczna, obficie zakrapiana piwem /o!- tą tradycję kultywujemy z należytym pietyzmem!/. Najczęściej podawanymi potrawami były: gulasz wołowy, paprykarz cielęcy, dla oszczędniejszych parówki, a dla bardziej zamożnych pieczeń wieprzowa albo zrazy z kaszą."
Zauważmy, że nie ma tu słowa o pierogach, że o rybie nie wspomnę...