To już wiemy że wierzbówka ozdabiała trybuny boiska na którym bramki stały wyżej niż środek,
ale faul nie został uznany i trzeba iść dalej
Mijamy kolejne zabudowania
.
IMG_8292.jpg
Odszukanie sklepu w realiach wsi ukraińskiej zagubionej w Karpatach wcale nie jest proste.
Są mistrzowie którzy czynią to z niesamowitym wyczuciem nie dając się wyprowadzić wskazówkom udzielanym przez miejscową
ludność, która niezmiennie na zadawane pytania odpowiada to samo.
- Daleko ?
- Niedaaaaaaleko
.
hm.11_8296.jpg
Ten sklepik umieszczony w stodółce udało się namierzyć dość szybko.
Z następnym było dużo gorzej. Stojąc opodal pytamy tubylca, a on wskazuje budynek obok którego jesteśmy.
-ale zamknięty - dodaje - a co wy chcieli pokupić ? Bo tu jest taki dom, to ja wam pokaże
I prowadzi zakręconymi ścieżkami pomiędzy opłotkami dwuosobową delegację do wybranego domu.
Okazuje się że to taka "szara strefa" W pokoju pomiędzy wersalką a kredensem stoją produkty pierwszej potrzeby.
Kupujemy więc je, aby udać się zgodnie z radą tubylców nad jezioro które leży 2 godziny poza wsią.
Tam planujemy bazę noclegową jako dobre miejsce przed głównym szczytowym atakiem
Zostawiamy zabudowania wsi Chaszczowania i uśmiechając się do słoneczka które właśnie zaświeciło
rejestrujemy widoczki.
.
hm.11_8301.jpg
Droga mocno wzbija się w górę, a z nas mocno pot się leje. Gdy docieramy do głównej grani przez którą biegła kiedyś polska granica można spojrzeć na południową, zakarpacką stronę
o jest - Borżawa w całej krasie odsłoniła się , tylko chmurki zaczepiały o szczyty.
.
hm.11_8305.jpg
Pięknie, nie tak jak 2 lata temu. Takie widoki warto utrwalić leżeniem na trawie i trawieniem ich.
Leżenie leżeniem, ale w między czasie trzeba zrobić orientację gdzie jesteśmy, a gdzie mamy iść.
Pomaga nam w tym sterczący jednoznacznie najwyższy szczyt Bieszczadów czyli Smerek.
Dzięki temu wkrótce spadamy 300 m w dół (w pionie) i lądujemy nad jeziorkiem Chaszczowate
Okazuje się że jest to prywatna baza turystyczna.
Pytamy o miejsce pod namioty. Facet pełniący rolę gospodarza dzwoni do przełożonego i ustala szczegóły
w tym cenę. Cena zwala nas z nóg - 200 hrywien - za kawałek trawy bez zaplecza.
Na nasze protesty że to za drogo, gospodarz znowu dzwoni do szefa który pozostaje nieugięty.
A z głupia frant pytamy o wynajęcie domku.
Okazuje się że to kosztuje 150 hrywien.
Wobec tak dziwnej polityki decyzja jest jedna, wybieramy tańszą opcję i śpimy w domku
.
hm.11_8311.jpg
Rozpalamy ogień i kulturalnie zakańczamy dzionek. O nimfach wodnych i harcach morsów nie będę wspominał
Pominę też milczeniem wieczorny festiwal pieśni różnych i góralskich, bo na pewno echo tyś śpiewów do wszystkich dotarło
.
hm.11_8314.jpg
.
Zakładki